"Wypadek smoleński ma swoją bezpośrednią przyczynę, ale zarazem jest skutkiem zaniedbań systemowych w lotnictwie wojskowym" - powiedział Klich w piątek w Centrum Prasowym PAP. Odnosząc się do informacji o zmianach wprowadzonych po katastrofie samolotu CASA w 2008 r., ocenił, że "jeżeli nawet były zalecenia, to albo były nieskutecznie wprowadzane, albo były niewłaściwe, bo nie naprawiły systemu".

Reklama

Za mało prawdopodobne i niepożądane uznał ujawnienie zapisów rozmów z rejestratora, przekonując, że tych zapisów z zasady się nie udostępnia. "Nie wierzę w ujawnienie całości, byłby to precedens na skalę międzynarodową" - powiedział. Wyraził obawę, że ujawnienie rozmów spowodowałoby skupienie się na bezpośredniej przyczynie i utrwaleniu opinii, że za katastrofę odpowiadają "pilot-pogoda-technika", a nie ujawnienie systemowych przyczyn kryzysu. Dodał, że za pozostawieniem części zapisów w utajnieniu przemawia też fakt, że są tam prywatne rozmowy pilotów, i względy bezpieczeństwa. Przypomniał zabójstwo kontrolera ruchu powietrznego, popełnione z zemsty przez ojca jednej z ofiar zderzenia samolotów nad Jeziorem Bodeńskim.

Klich podał dokładną godzinę katastrofy - 8.41.06, ale przypomniał, że do upubliczniania konkretnych ustaleń jest upoważniona strona rosyjska. "Wszystko będzie w projekcie raportu końcowego, który otrzyma strona polska. Rosjanie nie mają przed nami żadnych tajemnic" - zapewnił. Ocenił też, że liczba polskich ekspertów pracujących na miejscu jest wystarczająca. Poinformował, że ze strony rosyjskiej z polską komisją stale współpracuje 5-6 osób.

Dodał, że raport "będzie liczył kilkadziesiąt stron, może ponad sto", a jeżeli w ciągu roku od wypadku nie uda się sporządzić raportu końcowego, będzie raport pośredni. "Dwa-trzy lata to żaden wyjątek" - przypomniał.

Reklama

Powtórzył, że na obecnym etapie badań wiadomo, że nie zawiodła technika, o czym świadczą zapisy z rejestratorów parametrów lotu i odsłuchane rozmowy załogi, z których nie wynika by była ona zaniepokojona jakimiś problemem technicznym. Zaznaczył, że wyjaśnianie okoliczności katastrofy jest jeszcze na wstępnym etapie i "jeszcze nie jesteśmy na etapie hipotez". Przypomniał, że rejestratory parametrów zostały odczytane w pełni, także dodatkowy rejestrator polskiej firmy ATM został odczytany w Polsce, trwa badanie urządzeń amerykańskiego systemu ostrzegającego o nadmiernym zbliżeniu do ziemi.

Klich, który jest przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, wyraził przekonanie, że system lotnictwa wojskowego w Polsce trzeba zmieniać począwszy od prawa lotniczego, co jest zadaniem dla Sejmu. Zwrócił uwagę, że inne są uprawnienia i sposoby działania PKBWL badającej wypadki w lotnictwie cywilnym - której członków nie może usunąć minister, a raporty nie wymagają zatwierdzenia - i komisji badającej wypadki wojskowych statków powietrznych, której członkowie i końcowe raporty nie są niezależne od ministra. "Uważam, że w Polsce powinna być jedna, podlegająca Sejmowi komisja, w której może być wydzielona komórka badająca wypadki w wojsku" - powiedział.

Samolot Tu-154 z 36 specjalnego pułku lotnictwa transportowego z delegacją na uroczystości katyńskie rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób.