Jedną z kluczowych osób, które KGB chciało wyeliminować z życia politycznego, był wieloletni szef FBI J. Edgar Hoover. Stworzona przez niego policja federalna po II wojnie światowej okazywała się coraz skuteczniejszą służbą kontrwywiadowczą. Hoover zapobiegł rozbudowaniu w USA wpływów miejscowej partii komunistycznej i ujawnił wiele afer kompromitujących Związek Radziecki. W odwecie zorganizowana przez Iwana Agajanca grupa operacyjna, nazwana Służbą A, przygotowała mistyfikację kompromitującą Hoovera. Najpierw sowieccy agenci włamali się do siedziby ultraprawicowej, antykomunistycznej organizacji John Birch Society w Los Angeles, żeby ukraść dokumenty podpisane przez jej przywódców. Uzyskane próbki posłużyły do stworzenia fałszywej korespondencji między szefem FBI a liderami ruchu. W podrobionych listach J. Edgar Hoover obiecywał John Birch Society dotacje w zamian za pomoc w walce z ruchem komunistycznym na terenie USA. Teoretycznie ujawnienie finansowania przez FBI prawicowych ekstremistów powinno wywołać w 1965 r. wielką aferę. Ale żadna amerykańska gazeta nie była zainteresowana listami podrzucanymi do redakcji przez Służbę A.

Nieco skonsternowany Agajanc nakazał zaplanowanie bardziej prawdopodobnej mistyfikacji. Tym razem fałszywy list Hoovera zaadresowano do dyrektor biura paszportowego w Departamencie Stanu Frances Knight. Szef FBI chwalił znaną ze swoich konserwatywnych poglądów panią dyrektor za pomoc w zbieraniu informacji o wrogach USA. Co nie było wcale kłamstwem, bo KGB najwyraźniej wiedziało, że dwa lata wcześniej na zamkniętym posiedzeniu senackiej podkomisji bezpieczeństwa wewnętrznego ujawniono, iż sekretarz stanu Dean Rusk otrzymywał od biura paszportowego informacje o wnioskach wizowych składanych przez osoby związane z ruchem komunistycznym. Co stanowiło naruszenie amerykańskiego prawa. Sfałszowany list Hoovera podrzucono do redakcji „Washington Post”...

Reklama

Cały artykuł Andrzeja Krajewskiego czytaj w elektronicznym wydaniu Magazynu "DGP" >>>