Wszyscy byli w stopniu kapitana, w 1970 r. mieli od 37 do 40 lat. Najważniejszą postacią jest kpt. Edward Graczyk, który – jak wynika z akt – zwerbował i prowadził agenta do kwietnia 1971 r. Pierwsze dokumenty w teczce, pod którymi się podpisał, to wniosek o opracowanie kandydata na tajnego współpracownika SB Lecha Wałęsy. Pismo datowane jest na 19 grudnia 1970 r., czyli dzień zatrzymania Lecha Wałęsy przez MO. Graczyk podpisał też raport z werbunku napisany 21 grudnia 1970 r., w którym informuje o „doraźnym pozyskaniu” ob. Lecha Wałęsy, ps. Bolek. W raporcie znajdują się informacje, że pierwsze spotkanie z agentem zostało wyznaczone na kolejny dzień. Są też tam zadania, jakie miał realizować nowy współpracownik: „ustalać osoby, które brały udział w rozbojach, grabieżach i podpaleniach itp.”, oraz osoby, które przygotowywały protesty 14 i 15 grudnia.
Jak wynika z teczki pracy, z tym oficerem TW Bolek miał pracować najbardziej intensywnie. Kontakty były częste, zwłaszcza na początku stycznia. SB chodziło wówczas o to, by z jednej strony rozpracować uczestników grudniowych protestów w Trójmieście, z drugiej – by rozładować napięcie i przeciwdziałać nowym protestom, które mogły wybuchnąć w stoczni. Stąd zadania, jakie stawiał kpt. Graczyk współpracownikowi: wyszukiwanie osób prowadzących „wrogą” działalność, krytycznie nastawionych do władz stoczni, kolportujących ulotki, informowanie o szykowanych protestach czy osobach, które mają broń zdobytą w podczas starć z milicją w grudniu 1970 r. Ale nie chodziło tylko o informacje. Kapitan Graczyk oczekiwał od agenta wpływania na bieg wydarzeń, w tym „rozładowywania incydentów”.
Ostatnia informacja przejęta od TW Bolka, pod którą podpisał się Graczyk, pochodzi z 30 marca 1971 r. W sierpniu 1971 r. Graczyk wrócił do rodzinnego Olsztyna, gdy SB uznała, że stoczni nie grożą większe niepokoje. Niedługo potem odszedł z SB, później miał pracować w Stoczni Gdańskiej. Najbardziej tajemniczy epizod z nim związany to fakt, że w trakcie postępowanie sądu lustracyjnego dotyczącego Wałęsy w 2000 r. został uznany za nieżyjącego i nie został wezwany na świadka. W książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka też został opisany jako zmarły. Później dotarli do niego prokuratorzy IPN i odebrali od niego zeznania. Informował w nich, że w 1970 i 1971 r. rozmawiał kilkakrotnie z Lechem Wałęsą i chciał, żeby ten uspokoił nastroje w stoczni. Jednak twierdził, że nic nie wie, by Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB. W Gdańsku pracowałem pod egidą Wydziału III i przekazywałem im wszystkie informacje, które uzyskałem od pana Wałęsy. Nie wiem, czy na podstawie tych dokumentów został zarejestrowany jako tajny współpracownik. Nie otrzymywałem żadnych pokwitowań od Lecha Wałęsy – cytowała zeznania „Gazeta Wyborcza”. Graczyk powtarzał także, że w wyniku informacji przekazanych przez Lecha Wałęsę żadna osoba nie została pokrzywdzona. To prawdopodobnie na Graczyka powoływał się Lech Wałęsa jako osobę, która zna prawdę na temat jego epizodu z początku lat 70. i może podważyć wersję zawartą w teczkach odnalezionych w domu Kiszczaka.
Reklama
Reklama
Po Edwardzie Graczyku w kwietniu prowadzenie Bolka miał przejąć kpt. Henryk Rapczyński, także z Olsztyna. Na krótko. Podobnie jak Graczyk wrócił w lecie do macierzystej komendy. Rapczyński służył w SB z przerwami do 1986 r. Autorzy książki „SB a Lech Wałęsa” podkreślają, że szef SB w Gdańsku wnioskował o nagrodę dla niego za działania w Trójmieście.
Po wyjeździe Rapczyńskiego prowadzenie „Bolka” przejął kpt. Zenon Ratkiewicz, oficer gdańskiego SB, który stale zajmował się stocznią. To jego podpis figuruje pod postanowieniem o rozwiązaniu współpracy z TW Bolkiem w 1976 r. Uzasadniał to brakiem chęci do współpracy ze strony Wałęsy i jego zwolnieniem ze stoczni. W tym samym roku Ratkiewicz odszedł ze służby.
Do 1976 r. Lech Wałęsa miał mieć jeszcze kontakt z rezydentem SB w stoczni Józefem Dąbkiem, ps. Madziar, emerytowanym oficerem UB i SB, który kontaktował się z nim zamiast Ratkiewicza. W teczce pracy TW Bolka wiele doniesień jest spisanych jego ręką. – Przekazanie kontaktu z agentem z funkcjonariusza na rezydenta świadczy, że jego przydatność spadała – zauważa historyk IPN Grzegorz Majchrzak.
Na początku lat 70. Wałęsa miał mieć jeszcze kontakt z dwoma wyższymi oficerami SB. W jednym z pierwszych spotkań z TW Bolkiem oprócz kpt. Graczyka miał wziąć udział płk Pytel z III departamentu MSW. – To niecodzienne, by wysoki oficer z centrali brał udział w takich spotkaniach. Pokazuje to, że Gdańsk był wtedy dla SB miejscem frontowym – podkreśla Majchrzak. Później z TW Bolkiem spotkał się kpt. Czesław Wojtalik. Ten drugi jeszcze dwukrotnie kontaktował się z Wałęsą. W 1978 r. próbował na niego wpłynąć, gdy ten zaczął działać w Wolnych Związkach Zawodowych; Wałęsa odmówił współpracy. Do kolejnego spotkania doszło podczas internowania Lecha Wałęsy. Jak podkreśla Grzegorz Majchrzak, z raportów BOR pilnującego Wałęsy wynika, że po tym spotkaniu był zły. Wizyta Wojtalika wpisała się w działania władzy, która starała się nakłonić przywódcę Solidarności do współpracy z Wojskową Radą Ocalenia Narodowego i legitymizacji wprowadzenia stanu wojennego.