YouTube
Muzeum Powstania Warszawskiego

Nie tak dawno przeprowadzałem wywiad z dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. Rozmowa szybko zeszła na kwestie historyczne, zadałem proste, wręcz banalne pytanie: czy powstanie było potrzebne?

Jan Ołdakowski odparł, że wiele razy się nad tym zastanawiał i jest przekonany, że w tamtych okolicznościach nie dało się inaczej. Mieć broń w ręku i nie uderzyć na Niemców? To nie mieściło się w głowach ówczesnych dwudziestolatków.

Reklama

Czy 70 lat później, mając w muzealnym archiwum kilka godzin autentycznych nagrań powstańców i walk, można było nie zrobić tego filmu? Janowi Ołdakowskiemu, który został producentem całego przedsięwzięcia, nie mieściło się to w głowie. Wszystko zaczęło się od dodania kolorów do kilku zdjęć Eugeniusza Lokajskiego, żołnierza-fotografa dokumentującego powstanie. I wtedy narodził się pomysł, by w ten sam sposób zrobić film. Autentyczny, zbudowany ze starych kronik filmowych. Ruszyły przygotowania.

Reklama

Eksperci od odczytywania ruchu warg zaczęli odszyfrowywać słowa, jakie na niemych nagraniach wypowiadali ich bohaterowie, historycy, militaryści i varsavianiści zadbali o identyfikację postaci i miejsc. Specjaliści od obróbki komputerowej zajęli się odświeżaniem cyfrowym starych nagrań i kolorowaniem ich, klatka po klatce, ujęcie po ujęciu. Dialogi napisali Joanna Pawluśkiewicz i Michał Sufin. Koloryzacji doglądał ceniony filmowiec Piotr Sobociński junior. Muzykę napisał Bartosz Chajdecki, a o całkowite udźwiękowienie filmu zadbał Bartosz Putkiewicz. Scenariusz napisali Jan Ołdakowski, Piotr Śliwowski i Joanna Pawluśkiewicz. Film nie powstałby bez Jana Komasy, który jest autorem pomysłu na takie pokazanie powstania.

Efekt wgniata w fotel. Dostajemy widowisko, które od pierwszych chwil ściska widza za gardło. Wybucha powstanie, nad Warszawą z warkotem krążą niemieckie stukasy, na Warszawę spadają bomby, rozlegają się wybuchy, strzały, potężna eksplozja wstrząsa szkieletem wieżowca Prudentiala - i nagle stare dobrze znane z programów rocznicowych o powstaniu obrazy ożywają, stają się jeszcze bardziej prawdziwe. Powstańcy odzyskują mowę, zaczynają wypowiadać słowa, których do tej pory moglibyśmy się tylko domyślać. Uśmiechają się, żartują, pozują do kamery z bronią, po prostu żyją. - Kochasz mnie?- pyta chłopak, obejmując przytulającą się do niego dziewczynę. - Nie- odpowiada ona, odrzucając filuternie na bok burzę jasnych loków. Obrazek, jaki można by zobaczyć wiosną w większości parków. Różnica polega na tym, że oboje stoją na tle ruin, ubrani w wojskowe mundury i za chwilę mogą zginąć.

Reklama

Główni bohaterowie, a zarazem narratorzy, którzy prowadzą widza przez obrazki powstańczej Warszawy, to dwaj bracia. Witek i Karol, wymyśleni na potrzeby filmu żołnierze-kamerzyści z Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej. Personifikują kilkudziesięciu takich jak oni powstańców, którzy z kamerami w dłoniach narażali swoje życie. Bracia wysuwają na pierwszą linię frontu, wchodzą do szpitali, pokazując pielęgniarki, lekarzy i - przy sprzeciwie tych ostatnich - także rannych, nagrywają odgrzebywanie ciał cywilów zasypanych pod gruzami zbombardowanych domów i w finale przekradają się z kamerą na niemiecką stronę.

Ale wojna w „Powstaniu Warszawskim” to nie wszystko. To także chwile wytchnienia przy barykadzie czy w kolejce po wodę, to moment, kiedy na ulicy w wielkim garze gotuje się cienką polewkę rozlewaną do pogiętych misek. - Smaczna zupa - mówi uśmiechnięty nieogolony mężczyzna. - Będą teraz nas nagrywać, jak gotujemy? - nieśmiało protestuje jedna z dziewcząt, obierając ziemniaki. Prozaiczne chwile, które są wytchnieniem od wojny, przypominającej o sobie głuchymi tąpnięciami padających kilka przecznic obok pocisków artyleryjskich.

Film jest tak skonstruowany, by jak najdokładniej pokazać życie w powstańczej Warszawie - zarówno powstańców, jak i zwykłych warszawiaków. Kiedy żołnierze ruszają do ataku, cywile ukryci w piwnicach modlą się, błagając o zachowanie od zasypania i rozstrzelania. Kiedy Niemcy cofają się, do kwartałów wraca życie, cywile układają barykadę z płyt chodnikowych, dzieci nawołują się do zabawy, powstańcy zaczepiają dziewczyny na ulicach. Pojawia się nawet scena, w której żołnierska para bierze ślub. Nie brakuje również i drastycznych momentów, jak ten, kiedy pod ostrzałem powstańcy przeciągają po gruzach ciało chłopca albo kiedy bracia-filmowcy trafiają na jednym z podwórzy na stos kilkuset rozstrzelanych osób - mężczyzn, kobiet i dzieci. Obrazy te, podane w kolorze, z emocjonalnym komentarzem zza kadru, wzmocnione świadomością widza, że to, co ogląda, to autentyczne świadectwo bestialstwa Niemców, robią ogromne wrażenie. Można mieć wątpliwość, czy jest to film, jaki w ramach uzupełnienia wiedzy historycznej powinna oglądać młodzież gimnazjum, ale z pewnością powinien trafić do licealnego kanonu.

„Powstanie Warszawskie” to z pewnością znakomite uzupełnienie i w pewien sposób ukoronowanie misji Muzeum Powstania Warszawskiego. Obraz ten otwiera i jednocześnie zamyka nowy rozdział w martyrologii polskiej. Nie da się bowiem znaleźć innego tak dobrego i dosłownie autentycznego filmu, który pokazywałby historyczną tragedię Polaków. Nie da się także powtórzyć sukcesu, jaki niewątpliwie „Powstanie” osiągnie. Jego nieco zawoalowaną zapowiedzią są słowa jednego z braci-filmowców, który obiecuje drugiemu, że jak wojna się już skończy, pokażą to nagranie w Ameryce i podbiją zielone wzgórza Hollywood.

Wiele wskazuje na to, że to marzenie ma szanse się spełnić.

Trwa ładowanie wpisu