Barbara Sowa: Jak się pan czuje na gorącym krześle szefa „Wiadomości”?

Piotr Kraśko*: Mam pełną świadomość tego, jak działa TVP i jak częste są zmiany. W ciągu niespełna dziewięciu lat pracy w „Wiadomościach” miałem chyba 14 szefów. Rekordzista przetrwał na tym krześle trzy lata. I to nie jest tak, że ja zamierzam bić rekordy. Najdalej w czasie wybiegam do Euro 2012 i do wyborów w USA, bo już teraz planujemy wydania. A co będzie dalej? Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo ważne jest to by dziś zrobić świetne wydanie.

Reklama

Nie czuje pan, że jest na ostatniej prostej, a za metą nic nie ma? Co pan będzie robił za pięć lat?

W USA to jest najbardziej naturalna droga. Innej właściwie nie ma. Ktoś najpierw jest reporterem lokalnym, potem jeździ po kraju, po świecie, w końcu program prowadzi, a niektórzy stają się z czasem jego szefami. Taką drogę przeszli w USA Peter Jennings, Tom Brokaw, Dan Rather, czy Brian Williams. Zanim zostali prowadzącymi i stanęli na czele swoich redakcji wszyscy byli reporterami. Akurat Amerykanie uważają, ze takie doświadczenia są nie tyle cenne, co niezbędne w tej pracy. Moja historia nie jest więc w żaden sposób wyjątkowa. A co będzie za pięć lat? Nie wiem.

Reklama

Niemal wszystkie prognozy mówiące o tym, jak bardzo będzie zmieniał się świat, spełniają się dwa razy szybciej, niż zakładano. Cztery lata temu rewolucją na rynku było pojawienie się iPhone’a. Teraz to standard. Może za kolejne cztery lata częściej będziemy oglądać telewizję w naszych komórkach niż na plazmach, które jeszcze niedawno wydawały się cudem techniki. Jedno jest pewne. Trzeba robić swoje najlepiej jak jesteśmy w stanie. Gdy przychodzę do pracy cieszę się, że razem z całym zespołem mamy szansę zrobić dobry program. A pytanie, czy będę szefem serwisu przez trzy miesiące czy trzy lata, nie sprawia, że mam bezsenne noce. Wpływ mam tylko na to co wydarzy się między 19.30 a 20.00, nie później.

A ostatnio wydarzyło się sporo. W „Wiadomościach” był historyczny moment i odpalano w końcu cyfrowy system. Ponoć nie obyło się bez problemów, bo system się zawieszał. A pan w tym czasie zamiast pilnować zespołu, był na meczu Legii...

Wszystko poszło idealnie. Mamy doskonały zespół wydawców i ćwiczyliśmy to przez wiele miesięcy. A próby generalne odpalenia tego systemu trwały tydzień. Tego dnia wszystko poszło dokładnie tak samo, jak w czasie prób. Ja byłem na meczu, ale w redakcji byli cały czas świetni ludzie. Choć rzadko się zdarza, że wychodzę teraz z pracy przed 20.30, także w weekendy.

Reklama

Szykuje się więcej rewolucyjnych zmian w „Wiadomościach”?

Chciałbym, żeby z „Wiadomości” zadowolony był widz, który dopiero o 19.30 dowie się co się wydarzyło, ale też ktoś kto przez cały dzień śledzi to, co dzieje się w internecie i ogląda stacje informacyjne. W „Wiadomościach” dostanie pogłębioną informację, będzie wiedział nie tylko co się stało, ale też dlaczego i może przede wszystkim, co z tego wynika dla niego.

Tradycyjne programy informacyjne tracą widzów. Jak „Wiadomości” będą się temu przeciwstawiać?

Niedawno w USA 70 proc. Amerykanów o tym, co się wydarzyło w ich kraju, dowiadywało się z serwisów ABC, NBC albo CBS. W tej chwili najbardziej oglądany program informacyjny w NBC śledzi 11 mln widzów. A przecież w tym kraju jest 312 mln obywateli! Jeśli więc u nas „Wiadomości” ogląda 5-6 mln widzów, to jest to wciąż olbrzymi udział w rynku. W perspektywie 10 lat tak duża widownia może być nie do utrzymania, choć z wielu powodów myślę, że u nas zmiany będą dużo wolniejsze niż w USA.

Utrzymania widowni i obecności w nowych mediach powoli uczy się cały świat. Amerykanie czy Brytyjczycy też nie mają jeszcze na to metody. Oni tak samo jak my każdego dnia walczą o widza. Naszą siłą – starych mediów, telewizji – jest to, że zatrudniamy ludzi, którzy mają ogromne doświadczenie i wiedzę, relacjonowali kampanie wyborcze, wojny, rewolucje, czy katastrofy w przeróżnych częściach świata. Nie każdy portal internetowy stać na to, by wysyłać ludzi na front czy wybory do USA.





Konkurencja nie śpi. „Wiadomości” coraz częściej przegrywają z „Faktami”, w ciągu roku serwis stracił prawie 10 proc. widowni.

Wierzę, że uda nam się utrzymać pozycję lidera. Będziemy o to walczyć każdego dnia. Chciałbym, żeby “Wiadomości” były mocniej obecne w świecie nowych technologii, żeby towarzyszyły widzom także w ciągu dnia. Mamy kilka bardzo dużych projektów, które na pewno pomogą nam obronić pierwsze miejsce na podium.

Ma pan problem kadrowy. Małgorzata Wyszyńska odeszła, Dorota Wysocka może wkrótce wylądować w USA, jeśli jej mąż zostanie ambasadorem.

Powiem tylko tyle, że dostrzegam pewne wyzwania, ale szaleńcem nazwałbym osobę, która mówi publicznie o polityce kadrowej swojej firmy. Mówienie o transferach szkodzi i tylko je torpeduje.

Małgorzata Wyszyńska wyrzucona z TVP. W trybie natychmiastowym>>>>

Rozmowy z Beatą Tadlą z TVN zostały storpedowane?

Nic o sprawach kadrowych nie powiem.

Odebrał pan już jakieś telefony od rozwścieczonych polityków, albo ich telewizyjnych gońców?

Nie. Odpowiem modnym zdaniem: Proszę sprawdzić bilingi. Zresztą nawet nie wyobrażam sobie, jakby to miało wyglądać.

Nie wierzę. Ponoć obecny prezes sam interweniował u dyrektor TVP1, gdy w materiale z otwarcia papieskiej wystawy w Watykanie nie pokazano wiceministra kultury. Miał nawet zaproponować dogranie dubla...

Nic mi o tym nie wiadomo, żeby taka sytuacja miała miejsce.

Czyli „Wiadomości” przeżywają teraz okres politycznej odwilży?

Uważam, że robimy ten program tak, jak powinniśmy go robić, uczciwie i rzetelnie. Pokazywaliśmy też informacje o tym, jak słabe sondaże ma rząd i notowania poszczególnych ministrów. Codziennie się staramy, żeby „Wiadomości” były programem obiektywnym.

Każdego dnia jestem gotów do rozliczeń - dlaczego coś zrobiliśmy tak, a nie inaczej. A jak było w przeszłości, każdy widz miał prawo ocenić ten program i wyrobić sobie opinię.





Bycie celebrytą, ulubieńcem widzów i kolorówek pomaga czy przeszkadza w kierowaniu poważnym serwisem informacyjnym?

Bez przesady.

Występował Pan przecież na okładkach „Vivy” i „Gali”. To się zmieni?

Było na nich też wielu moich kolegów z programów informacyjnych innych stacji i nie mam wrażenia by przez to gorzej wykonywali swoją pracę. Nic bardziej mnie nie bawi niż wyznania początkującej aktorki, która po paru odcinkach nowego serialu żali się, że nie może spokojnie pójść na zakupy. Jeśli to tak straszny problem to jest wiele innych pięknych zawodów. Ale też żadna okładka nie sprawi, że ktoś się staje lepszym dziennikarzem.

Współpracownicy twierdzą, że w życiu nie widzieli pana wkurzonego, a brzydkich słów w pracy unika pan jak ognia. Jak taki potulny szef ma budzić respekt w zespole?

Nie wiem kto mógł tak powiedzieć. Akurat w programach informacyjnych przy takim tempie pracy trudno czasem uniknąć spięć i niech mi Pani wierzy, że zdarza mi się zezłościć. Jednak jeśli od natężenia krzyku ktoś miałby uzależniać poziom respektu u ludzi to słabe ma to podstawy. W redakcji naprawdę dobrze się znamy. Ponieważ tyle lat pracowałem jako reporter i to w bardzo różnych miejscach od Rwandy, przez Irak, Liban, Strefę Gazy, Nowy Orlean po Katrinie, czy Tajlandię po tsunami to wiem co można, a czego nie da się zrobić. Jeśli mówimy o robieniu najlepszego serwisu informacyjnego to mówimy to serio, a z tego wynikają określone konsekwencje. Ale drogą do tego nie jest akurat krzyczenie, a już na pewno nie wyzywanie ludzi.

Nie do takich standardów przyzwyczaili nas polscy anchorzy. Wystarczy obejrzeć słynne nagrania z Tomaszem Lisem czy Kamilem Durczokiem w roli głównej, które wyciekły do sieci.

Akurat z Kamilem pracowałem przez kilka lat i jeśli zapyta mnie pani, czy słyszałem jak krzyczy to odpowiem, że nie. A co do nagrań, to każdemu może się coś zdarzyć. Na parę tysięcy dni w pracy to nie jest tak dramatyczny wynik. Też mam swoją „historię”.

Durczok o aferze z upier...ym stołem i Hannie Lis>>>

"Mineta", zamiast minuty przysporzyła panu wielu fanów w internecie.

Raczej nie patrzyłem na to w ten sposób. W trakcie prowadzenia tego wydania byłem zresztą pewien, ze powiedziałem “minuta” i chyba niepotrzebnie się poprawiłem. Sądziłem, że widzowie nie zadadzą sobie pytanie, po co ktoś dwa razy mówi „minuta”. Myliłem się…





*Piotr Kraśko jest szefem „Wiadomości”