- Z treści raportu wynika, iż „zidentyfikowane niepożądane zachowania” były dwa: pierwsze polegało na wysyłaniu wiadomości tekstowych SMS zawierających propozycję prywatnych spotkań i zaangażowania się w romans. Drugi przypadek polegał na jednorazowym zaproszeniu koleżanki z pracy na prywatne spotkanie - mówi w rozmowie z "Super Expressem" rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.

Reklama

Wspomniane przypadki „niepożądanych zachowań” nie wyczerpują znamion przestępstwa określonego w art. 199 kk. W świetle kodeksu karnego o molestowaniu można mówić wtedy, gdy ktoś doprowadza innej osoby do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej (przez nadużycie stosunku zależności).

Sprawa wywołała wiele kontrowersji. Decyzja prokuratury zaowocowała komentarzami osób, które domagały się przeprosin dla dziennikarza, twierdząc że to dowód na niewinność Durczoka.

W obronie Durczoka stanął sam marszałek Sejmu, Radosław Sikorski.

Reklama

Ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Jak tłumaczy dziennikarz "Wprost", współautor tekstów o Durczoku prokuratura nie mogła wszcząć postępowania karnego w sprawie molestowania seksualnego, bo przestępstwa o nazwie „molestowanie seksualne” w ogóle w polskim Kodeksie Karnym nie ma.

CZYTAJ WIĘCEJ: Jak ratowali twarz Durczoka? PR-owiec dziennikarza o kulisach sprawy >>>

- Molestowanie dotyczy prawa pracy, trudno, by zajmował się nim prokurator - pisze na blogu Marcin Dzierżanowski i dodaje, że według art. 183a § 6. Kodeksu pracy, molestowaniem seksualnym jest każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie pracownika”.

- Właśnie o takich przypadkach pisaliśmy we „Wprost” w kontekście Kamila Durczoka. Były to niestosowne propozycje, naciski, presja – słowem to wszystko, czego nie powinien się dopuszczać szef w stosunku do swojej podwładnej. Tyle że prokuraturze nic do tego – takimi sprawami sąd pracy zajmuje się z powództwa ofiary.

Reklama

O tym, że Kamil Durczok, szefując redakcji "Faktów" TVN, dopuszczał się molestowania i mobbingu, napisał tygodnik "Wprost" - najpierw nie podając nazwiska dziennikarza, później już jednak wskazując jego osobę. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>

On sam w jedynym do tej pory publicznym wystąpieniu już po publikacji tygodnika zapewniał, że nigdy nie molestował podwładnej i w ogóle żadnej kobiety. CZYTAJ WIĘCEJ >>> Głos w tej sprawie zabrała również jego żona, Marianna Dufek-Durczok. CZYTAJ WIĘCEJ >>>