Teraz każdy, kto może opowiada o kulisach swoich sukcesów, o wrogach, żonach, kochankach, psach i kotach. A ja chcę ci opowiedzieć o Radiu Zet, bo to dla mnie najważniejsza sprawa. Na inne jeszcze przyjdzie czas. Jak zdążę to ci opowiem. Ale dzisiaj moje życie to radio - mówi na początku książki Andrzej Woyciechowski do Iwony Jurczenko-Topolskiej, która w 1995 roku przeprowadziła z nim serię wywiadów na temat radia. Woycichowski w tym samym roku zmarł pokonany przez nowotwór płuc.

Reklama

Z okazji 25 urodzin dzieła życia dziennikarza, rozmowy z nim wydano w postaci książki zatytułowanej "Moje Radio Zet". I tak jak Woyciechowski zapowiedział we wstępie, wywiad dotyczy budowania przez niego pierwszej w Polsce prywatnej rozgłośni radiowej. Opowiadając o sobie, opowiadał o radiu, bowiem ono było wówczas całym jego życiem.

Andrzej Woyciechowski był dziennikarzem przez lata związanym z Telewizją Polską i Polskim Radiem. Z telewizji publicznej został usunięty po wprowadzeniu stanu wojennego. Jak wyznał w wywiadzie, sam nie wie dlaczego wyrzucono go z Woronicza, bowiem nie był aktywistą "Solidarności" i nie interesował się polityką. W stanie wojennym nawiązał współpracę z francuską agencją prasową Agence France-Presse, z Radio France Internationale, z sekcją polską BBC i Radiem Wolna Europa, był także korespondentem, pod pseudonimem Pierre Vodnik, francuskich dzienników Libération i Le Monde. Kiedy po upadku komunizmu francuskie media przestały interesować sie polską polityką, pracodawcy oczekiwali od niego tekstów o patologiach, prostytucji i narkomanii. Przyzwyczajony do innego dziennikarstwa, szukał nowego pomysłu na siebie. Po sukcesie założonej przez Adama Michnika "Gazety Wyborczej", postanowił założyć własne radio.

Trudne początki

Książka to nie tylko historia Radia Zet, ale także obraz początków polskiej demokracji i rodzących się w niej wolnych mediów. Bałagan i brak wielu regulacji prawnych dawały twórcom pierwszych prywatnych mediów dużą swobodę działania, z drugiej strony nie mogli liczyć na żadną pomoc. Woyciechowskiego w budowaniu radia, wówczas działającego jako "Radio Gazeta", wspierały francuskiej organizacji Euro Libe oraz francuska rozgłośnia RFI. Nowa rozgłośnia początkowo mogła liczyć także na pomoc Adama Michnika i jego "Gazety Wyborczej". W praktyce jednak zespół założycieli Radia Zet, w skład którego oprócz Woyciechowskiego wchodzili także Leszek Stafiej i Janusz Weiss, często był zdany wyłącznie na własną wiedzę i doświadczenie.

Reklama

Ręka do radiowych talentów

Woyciechowski wychował całe grono radiowych gwiazd. Oprócz znanych już wówczas nazwisk, takich jak Janusz Weiss czy Maria Wiernikowska, w redakcji dominowała młodzież, która dopiero uczyła się zawodu. To on zauważył potencjał dziennikarki Andrzeja Morozowskiego, dostrzegł smykałkę muzyczną w Wojciechu Jagielskim i docenił specyficzne poczucie humoru i charyzmę Szymona Majewskiego.

Reklama

Współpracownicy Woyciechowskiego twierdzą, że szukał ludzi z talentem, pasją i gotowością do całkowitego oddania się radiu. Kiedy takich znalazł, nie przeszkadzał mu ich brak doświadczenia i profesjonalnych umiejętności, wiedział bowiem, że tego będzie mógł ich nauczyć.

Woyciechowski uchodził jednak za trudnego we współpracy, co potwierdzają jego byli współpracownicy, których wypowiedzi również znalazły się w książce. Sam bez reszty poświęcił się radiu i tego samego wymagał od swojego zespołu. Zetka była jego dziełem, miał na nią swój pomysł i strzegł tego, by nikt nie ingerował w jego wizję.

Zapał, entuzjazm i ... spektakularne wpadki

Ekipa tworząca wraz z Woyciechowskim Radio Zet, w dużej mierze składała się z bardzo młodych osób, które dopiero stawiały pierwsze kroki w dziennikarstwie. Nie obyło się więc bez licznych wpadek i potknięć.

Jedną z bardziej spektakularnych zaliczył Robert Bernatowicz. Kiedy jako młody redaktor, w swoim reportażu o kurdyjskim Nowym Roku pomylił nazwisko przewodniczącego Europejskiej Organizacji Wyzwolenia Kurdystanu, Abdula Lamala z palestyńskim terrorystą Abu Nidalem, w nocy do radia zawitał Urząd Ochrony Państwa. Funkcjonariusze zabrali młodego radiowca na przesłuchanie, byli bowiem przekonani, że ma wiedzę na temat miejsca pobytu groźnego terrorysty.

Woyciechowski żalił się także, że młodzi radiowcy przez nieuwagę popełniali liczne gafy, przez które Zetk stała się obiektem drwin. By zatrzeć to złe wrażenie, postanowił zaprasić do studia nietypowego gości. Kiedy w Zatoce Perskiej wybuchła wojna, radio potrzebowało eksperta wojskowego, który skomentowałby te działania. Woyciechowski zaprosił w tej roli generała Jaruzelskiego, który kilka tygodni wcześniej złożył urząd prezydenta. Decyzja okazała się trafna, bowiem o eksperckich wypowiedziach Jaruzelskiego w Radiu Zet informowały nie tylko polskie, ale i zagraniczne media.

Nie ma radia bez polityki

Andrzej Woyciechowski od początku tworzenia radia nie wyobrażał sobie, aby zabrakło w nim polityki. W tamtym czasie wywiady na żywo z politykami w mediach właściwie nie funkcjonowały, a twórca Radia Zet postanowił to zmienić. Pierwszym politykiem, który zgodził się udzielić wywiadu na żywo, bez przygotowanych wcześniej pytań, był Leszek Balcerowicz, pełniący wówczas funkcję wicepremiera. Wkrótce poranne rozmowy z politykami na stałe weszły w tradycję Zetki.

Media

Wyciechowski podzielił się swoimi wrażeniami na temat gotowości premierów z początku lat 90-tych do współpracy z mediami. W jego oczach najlepiej wypadł Jan Krzysztof Bielecki, najtrudniej zaś pracowało się z Janem Olszewskim, który nie ufał dziennikarzom:

Najgorsze było to, że w trakcie wywiadu się obrażał. Zadawało mu się pytanie, a on, zamiast odpowiedzieć, mówił: "Co to w ogóle jest za pytanie, ono mnie obraża!"

Woyciechowski niezbyt dobrze wspominał także wywiady z Lechem Wałęsą:

Z prezydentem rozmawia się niezwykle trudno. On ma taką wadę, że nie potrafi mówić o tym, co było. Nie umie analizować, czegoś oceniać. Potrafi mówić tylko o tym, co będzie. Chętnie mówił jak będzie dobrze, kiedy zostanie prezentem. On prezentuje tylko wizjonerstwo. Nie ma syntezy, nie ma analizy, nie ma krytycznego spojrzenia na swoje działania, nie mówiąc już o własnych błędach. Zbywa wszystkie te pytania, bo nie potrafi na nie odpowiedzieć.

W książce znajdziemy też opis walki o apolityczność i bezstronność Radia Zet w trakcie wyborów prezydenckich w 1990 roku. Woyciechowski bardzo starał się, by jego radio nie było obierane jako tuba propagandowa ani Lecha Wałęsy, ani Tadeusza Mazowieckiego. Niestety młody, niedoświadczony zespół nie uniknął błędów i wpadek, w konsekwencji których nie udało się zachować pełnej bezstronności. Dopiewo w kolejnych wyborach, nauczona na własnych błędach ekipa Radia Zet wykazała się pełnym profesjonalizmem.

Wszystkie chwyty dozwolone, czyli walka z konkurencją

W wywiadzie Andrzej Woyciechowski opowiedział także o rywalizacji z innymi stacjami radiowymi. Jak na ambitnego wizjonera przystało, za swoich konkurentów uznawał nie tylko inne stacje prywatne, ale także molocha, jakim było Polskie Radio. Twórca Zetki potrafił wykorzystać każde potknięcie rywali, do promowania swojej stacji. Kiedy radiowej Jedynce runął maszt w Gąbinie, przerwę w nadawaniu publicznej rozgłośni uznał za dobrą okazję do reklamy Zetki. Swojemu głównemu konkurentowi, czyli RMF FM utrudnił zaś dzierżawę Kopca Kościuszki w Krakowie. Sam również narażony był na ataki ze strony konkurencji. Opowiedział między innymi o tajemniczych zakłóceniach w nadawaniu Radia Zet. Jego zdaniem, była to sprawka Radia Wawa, jednak przez brak dowodów, nigdy nie powiedział tego publicznie.

"Moje Radio Zet" to książka o dziele życia Andrzeja Woyciechowskiego, ale także znakomity obraz tego, jak w nowej Polsce rodziły się wolne media i standardy dziennikarskie. Sam o misji swojego zawodu powiedział tak:

Mnie nigdy nie interesowały media polityczne, ale informujące o polityce, pokazujące politykę. Władzę sprawują politycy i tylko oni ponoszą za nią odpowiedzialność. My zaś mamy jedynie możliwość powiedzenia, że ci, którzy mają władzę, źle jej używają. (...) Sednem naszego zawodu jest informacja. To dzięki niej prędzej czy później odsłonić można każdy fałsz, odkryć każdy najlepiej i najdłużej ukrywany sekret. Po to je zdobywamy i natychmiast przekazujemy. Po to je później weryfikujemy, komentujemy i oceniamy.

Książka "Moje Radio Zet" ukaże się 7 października nakładem Wydawnictwa ZetNET