Reporter Polsat News opisuje sytuacje z piątku, kiedy to gościem TV Republika był Jarosław Kaczyński.

Poinformował ochronę budynku, w którym mieści się telewizja o swoich planach, ta wpuściła ich na parking. Gdy ekipa Polsatu czekała na prezesa PiS z budynku wyszło kilku jej przedstawicieli i poprosili konkurencję o opuszczenie parkingu. Wezwali też ochronę.

Reklama

- Ochrona stwierdziła, że możemy być w tym miejscu i nie może nas wyprosić z parkingu póki po prostu sobie stoimy z operatorem i w dodatku niespecjalnie robimy coś złego. W tej sytuacji TV Republika wezwała policję, którą poinformowano, że nie wiadomo kim jesteśmy i nasza obecność może być niebezpieczna - opisuje Piotr Witwicki.

Reklama

Dziennikarz zauważa, że wszystkim się przedstawił, pod TV Republika przyjechał z ekipą oznakowanym wozem, a on sam miał w ręku mikrofon Polsatu.

- Porozmawialiśmy z policją, która była dość mocno rozbawiona skałą problemu jaką się zajmują - pisze Witwicki.

Reporterowi udało się dotrwać do momentu w którym Jarosław Kaczyński wychodził ze stacji, ale prezes PiS nie chciał odpowiadać na jego pytania.

- Ci sami dziennikarze, którzy przepędzali nas, wzywali ochronę i policję sami stoją często przed Radiem Zet, Polsatem, TVN czy Telewizją Publiczną, by nagrać polityków. I mam nadzieję, że nigdy nikt ich nie będzie przepędzał, bo to naprawdę byłoby nie fair. W końcu wszyscy jesteśmy dziennikarzami, w jakiejś części się znamy i przynajmniej dotąd zawsze sobie pomagaliśmy - pisze na koniec.

Reklama

Terlikowski: Mamy swoje zasady

- Ciekawe czy gdyby ktoś chciał wejść przez bramki ochrony do środka TVN, to czy zostałby wpuszczony? - pyta Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny TV Republika. W rozmowie z dziennik.pl tłumaczy, że jego stacja nie ma własnej ochrony na dole przy wejściu do budynku - chroniony jest cały kompleks, ale wejścia do stacji nikt nie pilnuje.

- Dlatego przyjęto zasadę, że wszyscy, także ekipy telewizyjne z konkurencyjnych stacji mogą nagrywać przed bramą. Nikt Polsatowi nie zabronił nagrywać. Reporter został poproszony o wyjście przed bramę. A zanim wezwano policję rozmawiał z nim sam wiceprezes spółki. Pan Witwicki uznał jednak, że nasze zasady go nie obowiązują - mówi Terlikowski.

Incydent bardzo szybko skomentowali inni dziennikarze, nie kryjąc zniesmaczenia. Co ciekawe, do sprawy odnieśli się także reporterzy TV Republika.