Autorki tekstu powołują się na relacje anonimowych pracowników TVP, wyjaśniają przy tym, że większość pytanych przez nie dziennikarzy telewizji publicznej prosi, by nie podawać ich nazwisk. Niektórzy w ogóle nie chcą rozmawiać, inni odmawiają odpowiadania na pytania przez telefon, jeszcze inni nie chcą spotkania. Tłumaczą, że po rozmowie telefonicznej pozostanie ślad w billingach, a spotkanie ktoś mógłby zobaczyć.

Reklama

- Byłem świadkiem, jak dziennikarzowi kazano... Nie, nie mogę tego opowiedzieć, bo to słyszały tylko trzy osoby, zaraz będzie wiadomo, kto doniósł. Mogę podać przypadki interwencji z góry, ale też nie do druku, bo od razu polecę - mówi jeden z operatorów.

Do tego cytatu odniósł się na Twitterze Samuel Pereira, zastępca szefa publicystyki TVP Info. Stwierdził on, że cały tekst oparty jest na emocjach autorek, a nie na faktach.

On sam, podobnie jak jego szef Dawid Wildstein są w tekście wspomniani jako ci, którzy zadowoleni są z sytuacji telewizji jak również jej wyników. Jako innych beneficjentów stanu obecnego wskazuje się młodych dziennikarzy, którzy przyszli do telewizji wraz z nową władzą. Jeden z byłych już dziennikarzy TVP przyznaje, że dla nich to szansa na karierę, dlatego będą oni w stanie zrobić, by się w tej pracy utrzymać.

Reklama

Wielu innych ma zamiar przeczekać, choć przyznają, że pracuje się im trudno. Dziennikarz "Panoramy" żali się, że coraz trudniej znaleźć jest eksperta, który zgodziłby się wypowiedzieć. - Mówią: ja do pana nic nie mam, ale wolę nie pokazywać się w tej telewizji - relacjonuje. I dodaje: Przykre. Idę do pracy w stresie. Inny ujawnia, że podpadnięcie przełożonym może się skończyć niższą wierszówką albo brakiem zleceń przez długie tygodnie.

Tekst na Twitterze skomentowali pracownicy TVP. Reporter Jarosław Olechowski napisał, że autorki tekstu nie rozmawiała z żadnym z pracowników "Wiadomości". Samuel Pereira dorzucił, że wie to każdy kto tu pracuje. I wytknął brak konkretów w tekście.

Reklama

Autorki tekstu podsumowują, że od czasu zmiany władz w mediach publicznych pracę w nich straciły 182 osoby, z czego 46 zrezygnowało samo.