Na podstawie analizy zebranego materiału dowodowego, w tym również wyemitowanego programu telewizyjnego, prokurator stwierdził, że osoby biorące udział w programie godziły się na nieszablonowe sprawdzanie ich kwalifikacji w trakcie fikcyjnej rekrutacji.

Reklama

- Z analizy materiału wynika, że osoby te odpowiadały na pytania dobrowolnie i swobodnie, nie były też wypowiadane słowa znieważające je - powiedziała PAP w poniedziałek rzeczniczka prokuratury okręgowej Małgorzata Chrabąszcz, uzasadniając decyzję prokuratury. Dodała, że w ocenie prokuratury, zebrany materiał dowodowy nie daje podstaw do stwierdzenia, że doszło do złamania prawa. W związku z tym wydano decyzję o umorzeniu postępowania.

Rzeczniczka dodała, że w toku postępowania ustalono tożsamość osób biorących udział w programie, aby się dowiedzieć, czy bohaterowie materiału telewizyjnego poczuli się znieważeni, ośmieszeni lub poniżeni. - Mimo ogłoszeń w mediach, ujawniła się tylko jedna osoba, która potwierdziła swój udział w programie. Zaznaczyła jednak, że w żaden sposób nie czuje się znieważona. Pozostali uczestnicy programu nie zareagowali na apel i nie ujawnili swojej tożsamości - podała.

Program został wyemitowany we wrześniu w telewizji TTV. W zamierzeniu autora miał być to eksperyment pokazujący, jak daleko mogą posunąć się ludzie desperacko szukający pracy. Betlejewski zorganizował w Radomiu fałszywą rekrutację, podczas której zatrudnieni przez niego aktorzy m.in. składali radomianom propozycje nielegalnej pracy, np. rozwożenie narkotyków. Sondowano też reakcje policjantów na ofertę pracy z - jak ich określono - "ciapatymi".

Reklama

Niedługo po emisji, na wniosek grupy radomskich radnych, miejscowa prokuratura wszczęła dochodzenie. Śledczy badali, czy realizatorzy programu "Betlejewski. Prowokacje" znieważyli bezrobotnych, nagranych w trakcie fikcyjnej rekrutacji, co zarzucili im radomscy radni.

Kontrowersyjny materiał Betlejewskiego spotkał się z krytyką środowiska dziennikarskiego. Pojawiły się głosy, że autor przekroczył zasady etyki dziennikarskiej. Na znak protestu, z serwisu i radia Medium Publiczne, którego szefem jest Betlejewski, odeszło kilkoro dziennikarzy. Betlejewski bronił się, że w przypadku "eksperymentu radomskiego" był performerem, a nie dziennikarzem.

- W Radomiu posunęliśmy się daleko, ale odstąpiliśmy od publikacji tych scen, które mogłyby być uznane za nieetyczne. Ze wszystkimi osobami rozmawiałem osobiście. Ja, psycholog i reżyserka. Na moją wyraźną prośbę producent był przygotowany na wypłatę honorariów. Nie jest to eksperyment naukowy, jest to eksperyment telewizyjny, społeczny - tłumaczył się potem Betlejewski.

Shutterstock