BARBARA SOWA: W sejmowej zamrażarce leży już jeden nieudany projekt reformy finansowania mediów. Zapowiadacie kolejne dwa. Po co robić prowizorkę?

Reklama

PAWEŁ LEWANDOWSKI: Obecna nowelizacja ustawy abonamentowej ma być prosta i skuteczna. Ma nam dać czas na przejście procedury notyfikacyjnej dla docelowej reformy. Uzgadniamy z ministerstwem finansów czy to będzie abonament płacony z podatkiem czy w inny sposób. Dysponujemy jednak analizą, że pobieranie 6-8 złotych razem z podatkiem PIT, CIT i KRUS, to najbardziej efektywny sposób.

Operatorzy płatnych telewizji ostro krytykują projekt.

Po to zaprosiliśmy wszystkich do konsultacji i daliśmy na to dwa tygodnie, żeby wysłuchać wszystkich argumentów. Weźmiemy je po uwagę.

PAP
Reklama

Ustawa nie modyfikuje systemu, więc nie wymaga notyfikacji w Brukseli. Nowe przepisy mają ułatwić opłacanie abonamentu osobom korzystającym z usług telewizji płatnej, wprowadzają też mechanizm kontroli posiadania odbiorników przez te osoby.

Cyfrowy Polsat twierdzi, że projekt łamie konstytucję, bo wprowadza rozwiązanie, które traktuje obywateli w sposób wybiórczy i ma dotyczyć tylko części społeczeństwa.

Obowiązek rejestracji odbiorników nałożony jest na wszystkich ich posiadaczy niezależnie od sposobu korzystania z usług medialnych. Odbiornik musi więc być zarejestrowany zarówno przez osoby korzystające z usług telewizji płatnej, jak również odbiorców bezpłatnej telewizji naziemnej. Także przepisy dotyczące kontroli nie naruszają równości wobec prawa – kontroli poddani są wszyscy posiadacze odbiorników, różne są jedynie środki kontroli, które dostosowane są do sytuacji poszczególnych grup posiadaczy odbiorników.

Rynek obawia się odpływu klientów do naziemnej telewizji i serwisów VOD.

Reklama

Nowelizacja nie przysporzy dodatkowych obowiązków klientom dostawców telewizji płatnych. Wszyscy, którzy mają odbiorniki radiowe lub telewizyjne powinni opłacać abonament. Oferta programowa bezpłatnej telewizji naziemnej jest znacznie uboższa niż oferty dostawców telewizji płatnej. Porównania nie wytrzymują także dostępne na rynku polskim usługi VOD (wideo na życzenie). Poza tym część popularnych usług VOD jest dostępna jedynie dla osób, które jednocześnie korzystają z usług telewizji płatnej. Dlatego nie wydaje się, żeby po wejściu w życie ustawy nastąpił znaczący odpływ klientów telewizji płatnych.

Na ile pieniędzy liczycie?

Gdyby wszyscy klienci płatnych telewizji uiszczali abonament, to mielibyśmy do dyspozycji 1,34 mld złotych. Realnie, w pierwszym roku działania mamy nadzieję na dodatkowe 365 mln, w kolejnych na około dwa razy tyle.

Ale jednocześnie odpuszczacie 3 mld złotych z tytułu abolicji.

Faktycznie do ściągnięcia jest tylko 10 proc. z tej sumy. Pół miliona wniosków o umorzenie długu wisi w KRRiT. Nie ma szans, żeby to szybko przetworzyć. Ściągalność zaległości wynosi obecnie 20 proc., a więc kwota 3 mld złotych to w rzeczywistości 600 mln złotych. Z czego poczta, za skuteczne ściągnięcie egzekucji, bierze połowę sumy – zostaje więc tylko 300 mln złotych.

Gra niewarta świeczki?

Tak, dzięki abolicji koszty egzekucji spadną. Poza tym gdybyśmy aktywnie zaczęli ściągać zaległości, to wielu ludzi doprowadzilibyśmy do ruiny. Zaległości abonamentowe wpędziły ich w spirale zadłużenia, bo kary sięgają nawet 30-krotności miesięcznego abonamentu.

Długi umorzycie wszystkim, bez wyjątku?

Absolutnie wszystkim, którzy zaczną płacić abonament po wejściu w życie noweli. Z dniem wejścia w życie nowelizacji stawiamy grubą kreskę. Zaległości będą liczone dopiero od tego momentu.

A kiedy nowelizacja wejdzie w życie?

Liczę, że uda się to zrobić najpóźniej po wakacjach. Telewizja potrzebuje tej ustawy szybko.

Ostatnio Jacek Kurski straszył publicznie budżetem śmierci. Ile w tym prawdy?

Konferencje prasowe mają zawsze wymiar public relations. TVP nie może patrzeć w przyszłość z pewnością, rozwijać się, inwestować. Nie przesadzałbym jednak z tą arcytrudną sytuacją finansową. Na pewno ta ustawa, gdy tylko wyjdzie z ministerstwa, to stanie się dla TVP zabezpieczeniem, gwarantem dla BGK do tego, by móc udzielić telewizji dalszej pomocy.

Sytuacja niby jest fatalna, a w tym samym czasie spółka decyduje się podnosić pensję prezesowi.

To nieprawda. Jeszcze do tego nie doszło. A poza tym podwyżka będzie wynikała ze zmiany prawa. Na starych zasadach prezes TVP zarabiał sześciokrotność miesięcznej pensji. Nowa ustawa o wynagrodzeniach w spółkach określiła wyższe widełki – dla takiej spółki jak TVP wynoszą one od siedmiokrotności do czternastokrotności przeciętnego wynagrodzenia. Rada nadzorcza ma na dostosowanie pensji prezesa czas do połowy roku. Musi co najmniej podnieść ją o wysokość przeciętnej krajowej. Rada Nadzorcza otrzymała od Walnego Zgromadzenia rekomendację, by nie stosowała najwyższego możliwego mnożnika. Osobiście uważam, że jeśli ktoś mówi o trudnej sytuacji finansowej spółki, to niewłaściwym ruchem jest podnoszenie pensji zarządowi, zwłaszcza, gdy w firmie trwa program dobrowolnych odejść. Warto tutaj dodać, że zmieniają się również warunki zatrudnienia prezesa, z dosyć wygodnej umowy o pracę, będzie musiał przejść na kontrakt menadżerski.

Czym media publiczne zamierzają przekonać ludzi do płacenia abonamentu? Reklamy zostaną ograniczone?

Jeśli zwiększą się dochody, to Walne Zgromadzenie może spróbować wpłynąć na spółki i zmodyfikować strukturę dochodów.

Obecny rząd jest bardzo tożsamościowym ugrupowaniem, nam zależy na misyjności. Ale finansowanie kultury wyższej to może nie jest argument nośny w społeczeństwie. Trzeba jednak podkreślać, że misyjność to także sport, jak choćby piłka nożna, olimpiady. Ludzie chcą oglądać mecze polskiej reprezentacji piłki nożnej czy skoki narciarskie, a przecież licencje sportowe są strasznie drogie. Na to idą duże pieniądze.

Tyle, że mecze na siebie zarobią, w odróżnieniu od programów prawicowych publicystów. TVP promuje już tylko jeden punkt widzenia.

Pamiętam, jak była zapraszana do współpracy dziennikarka z „Gazety Wyborczej” i nie chciała mieć programu w TVP.

Kurski chciał wykorzystać Dominikę Wielowiejską jako listek figowy.

Dużo osób spoza prawicy wypowiada się w TVP w charakterze komentatorów czy ekspertów. Bartosza Węglarczyka czy Pawła Wrońskiego trudno posądzać o sympatie dla obecnego rządu. Wielu ludzi się obraża na telewizję, odwraca się do niej plecami i nie chce przychodzić celowo wspierając przekaz „nas tu nie ma”.

A dziwi się pan? Weźmy choćby nagonkę na NGO-sy w „Wiadomościach”, po czymś takim trudno się spodziewać, że nagle do TVP zaczną przychodzić przedstawiciele organizacji pozarządowych.

Sam wywodzę się Fundacji Republikańskiej i wiem jak wydawane są w takich organizacjach pieniądze. Myślę, że problem z materiałami o organizacjach pozarządowych był nie tyle polityczny, ale wynikał z nieznajomości materii. Dziennikarze wykazali się niezrozumieniem tematu.

Biorąc pod uwagę propagandowy wymiar „Wiadomości”, raczej celowo zniekształcili obraz.

Unikałbym słowa propaganda. Wielu ludzi przyzwyczaiło się do narracji prowadzonej przez ostatnie lata. Gdy narracja się zmieniła to nagle przylepiają jej łatkę propagandy. Do niedawna pokazywało się tylko jedną wersję rzeczywistości. Na przykład niemieckie media ukrywały masę wiadomości. Polskie media publiczne jej nie ukrywają i mówią o tym wprost, ale w odpowiedzi słyszymy, że robią nagonkę na migrantów.

Poza tym nie ma czegoś takiego jak obiektywizm. Postrzeganie świata może być co najwyżej intersubiektywne. Media powinny być bezstronne.

Osób, które krytycznie oceniają TVP jest sporo. Co, jeśli ktoś powie, że nie chce płacić na propagandę w TVP, albo pozbywa się telewizora?

Jeśli pozbywa się telewizora to wystarczy, że go wyrejestruje. Jeśli nie miał wcześniej zarejestrowanego odbiornika, to nie musi robić nic.

Klienci kablówek czy platform mają dostęp do telewizji publicznej, bo TVP jest w ofercie wszystkich operatorów. I za to należy zapłacić. Pamiętajmy, że abonament to nie jest podatek, ale składka na dobro publiczne. Telewizja to nie tylko programy informacyjne, to także wspomniany sport, filmy, które nie są przerywane reklamami, czy sylwester, który oglądało 6 mln ludzi. TVP pokazuje również takie programy, które nie odniosłyby sukcesu komercyjnego, a są ważne i wartościowe, np. Teatr Telewizji.

Abonament jest gwarancją że przekaz TVP nie będzie kształtowany przez polityków ani międzynarodowe korporacje, które chcą wpływać na nasze zachowania konsumenckie. Gdyby abonament zastąpić dotacją budżetową, to co roku przy okazji uchwalania ustawy budżetowej można byłoby wywierać wpływ na władze TVP, żeby robiły to czy tamto, z drugiej strony finansowanie wyłącznie komercyjne doprowadzi do tego, że publiczny nadawca będzie dostosowywał swój program do wymagań reklamodawców.

Nie udawajmy, że dziś media publiczne są apolityczne. Obecne władze TVP i PR zostały wybrane przez polityków z Rady Mediów Narodowych. Nie mówiąc już o tym, że prezes TVP jeszcze parę lat temu był spin doctorem PiS-u.

Ministerstwo Kultury pracuje nad tym by zagwarantować jak największy poziom niezależności mediów, nie tylko od polityków, ale również od korporacji, m.in. dlatego media finansowane są z abonamentu a nie bezpośrednio z budżetu państwa. W Radzie Mediów Narodowych zasiadają politycy, ale z różnych opcji politycznych, grunt, żeby był zachowany pluralizm.

Rada Mediów Narodowych jest w ogóle potrzebna? Ostatni konkurs na prezesa Polskiego Radia, wybrana kandydatka zrezygnowała w mniej niż 24 godziny od powołania…

RMN powstała na mocy ustawy. Nic mi nie wiadomo, żeby miała zostać zlikwidowana. Acz rzeczywiście ostatnie wydarzenie są dla niej… niefortunne.

Kolejnym zadaniem, którego ma się pan podjąć jest repolonizacja mediów. Na jakim etapie są prace?

Nie repolonizacja, a dekoncentracja kapitału. To nie jest widzimisię polskiego rządu, żeby nagle regulować rynek mediów. W wielu krajach UE takie przepisy działają. Skłaniamy się do tego, by wypełnić rekomendacje różnych organów unijnych – jest rozporządzenie Rady z artykułem pozwalającym państwom członkowskim na zastosowanie dodatkowych mechanizmów zabezpieczających ochronę pluralizmu w mediach.

Kapitał nie zawsze jest wyznacznikiem siły mediów i ich wpływu na opinię publiczną. Musimy najpierw zobaczyć, jak wygląda nasz rynek, ile działa na nim podmiotów, jak się krzyżują ich wpływy na różnych rynkach – telewizyjnym, radiowym, internetowym. Analizujemy temat.

Najważniejsze pytanie brzmi: kto będzie tego pilnował? KRRiT jest organem konstytucyjnym, dedykowanym radiu i telewizji. Nie zajmuje się prasą. Jeśli mielibyśmy nadać KRRiT nowe kompetencje musielibyśmy zmieniać konstytucję. Może więc kompetencje dotyczące gazet powinien przejąć UKE, a może UOKIK? Za wcześnie, by o tym przesądzać.

Prezes Kaczyński podawał konkretny przykład Francji. Tyle, że tam prawo antykoncentracyjne w mediach działa od dekad.

Nie chciałbym deklarować, rozwiązania jakiego kraju bierzemy za wzór.

Jedna kwestia budzi szczególne kontrowersje, czy będziecie nakazywać sprzedaż udziałów medialnym grupom, które mają silną pozycję?

Za wcześnie, by o tym mówić. Trwają analizy tej sytuacji.

Kiedy możemy się spodziewać konkretów?

Poprosiłem departament odpowiedzialny merytorycznie za ten odcinek o harmonogram koniecznych ustaw, jakie musimy wdrożyć, z uwzględnieniem projektu dekoncentracyjnego w dwóch koncepcjach. To jest trudna legislacja, wymaga szeregu konsultacji. Nie chcemy robić krzywdy rynkowi, priorytetem jest dla nas pilnowanie interesu narodowego. Chodzi o to, by obywatele mieli pewność, że znajdą obiektywną informację w oparciu o różne źródła, a nie będą w polu jednego dostawcy treści.

W Polsce poza rynkiem prasy regionalnej, nie ma dominacji żadnego podmiotu.

Na razie nie ma. Ale nie chodzi o to, by leczyć chorobę, ale by jej zapobiegać.