MAŁGORZATA MINTA: W jaka grę najbardziej lubisz grać?
Johnathan "Fatal1ty" Wendel: Jestem wielki fanem "Painkillera"! To polska gra i jest naprawdę niesamowita. Wymaga od gracza wszystkich umiejętności oraz cech, jakie musi posiadać zawodowy gamer: świetnego timingu, umiejętności tworzenia, a potem wprowadzania w życie strategii, celności, sprawnego poruszania się.

Reklama

Jakaś inna gra?
Oczywiście "Quake III". Gdy byłem dzieckiem, uwielbiałem też "Mortal Kombat" oraz gry z serii "Mario", np. "Mario Strikes" czy "Mario Kart: Double Dash". Kiedyś przez kilka miesięcy grałem w "Warcrafta", ale tylko dla funu. Tak naprawdę lubię bardzo różne gry.

Pamiętasz swój "pierwszy raz" - moment, kiedy po raz pierwszy grałeś na komputerze? Oczywiście. W 1985 roku, kiedy miałem cztery lata, zagrałem w "Microsoft Flight Simulator". To było naprawdę super - siedziałem za sterami odrzutowca, a przecież byłem w końcu małym dzieckiem. Cool!

Jednak początki nie były chyba proste? Zwykle rodzicom niezbyt się podoba, gdy ich dzieci siedzą ciągle przed komputerem.
Gdy byłem młodszy, uprawiałem wiele dyscyplin sportu, a więc rodzice niezbyt się martwili, że dodatkowo gram na komputerze. Zresztą do gier siadałem zwykle w nocy lub wtedy, gdy na zewnątrz było bardzo zimno albo padało. W tym okresie gry komputerowe były dla mnie hobby nocnym, czymś, co robiłem dla zabicia czasu. Tak było jednak tylko do moich 18. urodzin.

Reklama

Co się wtedy wydarzyło?
Postanowiłem wziąć udział w pierwszym turnieju gier komputerowych, co nie spodobało się mojemu ojcu. Zaczął się o mnie martwić, bo spędzałem mnóstwo czasu przed komputerem, i to nawet wtedy, gdy za oknem świeciło słońce, a moi kumple grali w kosza. Tłumaczyłem wtedy, że jeśli przygotuję się dobrze do zawodów, to zajmę wysokie miejsce i wygram pieniądze. A ojciec na to, że marnuję czas, że nie zrobię tak kariery. W końcu stanęło na dwumiesięcznym okresie próbnym. Obiecałem, że jeśli przez ten czas nie będę odnosił większych sukcesów, dam sobie spokój. Na początku oczywiście nic nie wygrywałem, studiowałem w niepełnym wymiarze godzin w college’u i dorabiałem jako kelner. W końcu jednak wziąłem udział w turnieju i zwyciężyłem. Do domu wróciłem z czekiem na cztery tysiące dolarów.

To był moment, kiedy postanowiłeś zająć się grami na poważnie?
Na pewno postanowiłem nie porzucać hobby, jakim były wtedy dla mnie gry komputerowe. Z czasem wygrywałem coraz częściej, zarabiałem coraz większe pieniądze. W końcu znalazłem sponsora, dzięki któremu mogłem podróżować po świecie. I dopiero wtedy podjąłem decyzję, by zostać graczem profesjonalnym.

W ilu turniejach rocznie bierzesz udział?
W ciągu ostatnich 7-8 lat uczestniczyłem średnio w ośmiu dużych turniejach w ciągu roku. Do tego oczywiście dochodziło po kilka mniej ważnych imprez. Jednak od jakiegoś czasu praktycznie nie startuję w mniej znaczących zawodach. Po pierwsze nie ma tam zbyt dużych pieniędzy do wygrania, a po drugie staram się nie pokazywać zbyt często, jak gram.

Reklama

Dlaczego?
Bo to osłabia moją przewagę nad przeciwnikami. Swoje techniki walki i strategię trzymam w najskrytszej tajemnicy - to one dają mi zwycięstwo.

Jesteś profesjonalnym gamerem, grasz w gry komputerowe zawodowo. Czy to oznacza, że masz trenera albo plan treningowy?
Cóż, sam dla siebie jestem trenerem. Jako osoba bardzo zdyscyplinowana nie potrzebuję nadzoru żadnego opiekuna, by ćwiczyć. Sam potrafię zorganizować sobie czas i ciężko trenować.

Jak wygląda taki trening? Grasz, ile się da?
Nie. Wstaję w południe, jem śniadanie, potem gram przez cztery godziny. Po pierwszej sesji idę pobiegać - codziennie staram się przebiec minimum 2 - 3 mile, czyli ok. 5 km. Wracam, jem lunch, relaksuję się. Znowu gram dwie godziny, potem przerwa na odpoczynek i znowu 2 godziny grania. Zwykle kończę o czwartej nad ranem i wtedy się kładę spać. Śpię do 12 i od nowa. Mój plan zakłada osiem godzin treningu dziennie, rzadko zdarza mi się grać po 12 - 13 godzin. Wszystko, co ugram ponad to, traktuję jako bonus, coś ponad założone minimum.

Stosujesz wtedy jakąś specjalną dietę?
Gdy zbliża się turniej, staram się unikać napojów z kofeiną - kawy i napojów energetycznych - oraz alkoholu. Zwykle, tak jak w tej chwili, piję soki owocowe oraz niegazowaną wodę mineralną. Staram się też zdrowo odżywiać. Na śniadanie zjadam owsiankę, na lunch - kanapki z indykiem albo szynką, a na kolację - zupy. Bardzo staram się zwracać uwagę na to, co jem, choć nie zawsze mi się udaje. Ale na pewno nie żywię się głównie pizzą na wynos oraz napojami z puszek.

W tej chwili jesteś uznawany za najlepszego gracza na świecie. Zarobiłeś na turniejach ok. 500 tys. dolarów. Jak długo jeszcze chcesz się zajmować cybersportami?
Chcę grać tak długo, jak to będzie możliwe. W tej chwili czekam na pojawienie się gry, która mnie zafascynuje na tyle, by znów brać udział w turniejach. Na razie żadnej takiej nie ma, więc zajmuję się głównie propagowaniem idei cybersportów i pomaganiem innym zawodnikom w zostawaniu zawodowcami.

Wiesz już, co będziesz robił, gdy przestaniesz grać?
Mam swoją firmę Fatal1ty, która zajmuje się produkcją akcesoriów komputerowych. Jej produkty sprzedawane są w 120 krajach świata. W ostatnim roku zarobiła 40 mln dolarów. Mam markę, którą sam stworzyłem, i nadzieję, że obu uda się przetrwać dość długo. To takie moje dzieci (śmiech) i zależy mi, by dobrze im się wiodło.