Oatley, psycholog kognitywny, twierdzi, że fikcyjne historie wymyślane przez autorów powieści nie są wyłącznie zbiorem wątpliwych obserwacji i nic nieznaczących opinii. Wręcz przeciwnie - powieści mogą być dla nas czymś w rodzaju symulatora świata zewnętrznego. I tak samo jak pilot ćwiczący swoje umiejętności w grze komputerowej, tak każdy z nas, czytając fikcję, rozwija swoje zdolności społeczne, zdolność do współodczuwania oraz odczytywania emocji innych osób.

Reklama

Udowodnienie tej zaskakującej i - trzeba przyznać - kontrowersyjnej tezy, wymagało przeprowadzenia szeregu doświadczeń. W pierwszym Oatley przygotował listę autorów fikcji oraz książek niebędących beletrystyką. Uczestniczący w eksperymencie ochotnicy musieli odróżnić jednych od drugich. Zadanie to pozwoliło badaczowi wybrać do dalszych testów ludzi, którzy chętniej niż inni sięgali po wymyślone historie.

Następnie wybrane osoby przeszły specjalny test wymyślony przez Simona Baron-Cohena z University of Cambridge. Polegał on na rozpoznaniu uczuć ludzi wyłącznie na podstawie wyrazu ich oczu. Jego uczestnicy oglądali zdjęcia fragmentów twarzy, a następnie każdemu musieli przyporządkować jedno z czterech określeń, np. zdenerwowany, znudzony, pewny siebie, zaciekawiony. Dodatkowo oglądali również filmy przedstawiające typowe interakcje między ludźmi (kłótnie, dyskusje itp.). Tym razem zadanie polegało na rozpoznaniu, co się w ogóle dzieje, oraz na ustaleniu prawdziwych relacji między tymi osobami (kto jest czyim dzieckiem itp.).

Co z tego wszystkiego wynikło? Okazało się, że ludzie, którzy często sięgają po fikcję, wypadli w tym teście na empatię lepiej oraz wyprzedzali w rozpoznawaniu prawdziwych relacji społecznych osoby, które nie gustowały w beletrystyce.

To jednak ciągle nie załatwiło sprawy. A może jest tak, że niektórzy czytają chętniej fikcję właśnie dlatego, że są empatyczni? - zastanowili się naukowcy. By więc ustalić, co jest przyczyną, a co skutkiem, kanadyjscy badacze poprosili uczestników eksperymentu o przeczytanie krótkiego opowiadania lub poważnego eseju. Następnie wszyscy ochotnicy wykonali test wielokrotnego wyboru, w którym mieli ocenić przekonania, uczucia oraz zamiary postaci z wymyślonych przez naukowców scenek. Jak można się domyślać, lepiej poradzili sobie ci, którzy czytali fikcyjne opowiadanko. Co ciekawe jednak, w teście oceniającym myślenie analityczne obie grupy czytaczy wypadły dokładnie tak samo.

Reklama

Jak można wytłumaczyć wyniki tych doświadczeń? Keith Oatley jest przekonany, że czytając powieści, identyfikujemy się z niektórymi ich bohaterami. Wtedy nasze osobiste cele zostają zastąpione przez cele postaci fikcyjnej. Jeśli z dalszego rozwoju fabuły dowiadujemy się, że bohater osiągnął to, do czego dążył, cieszymy się. Jeśli mu się nie powiodło, czujemy negatywne emocje, na przykład złość, smutek czy niepokój.

I dlatego właśnie czytanie powieści można porównać do symulacji, która przerabia nasz mózg, twierdzi Oatley. I to do symulacji szczególnie pożytecznej. Tak samo jak korzystanie z komputera może nam dać pojęcie o skomplikowanych problemach, np. prognozowaniu pogody, tak powieści, opowiadania i dramaty pomagają nam zrozumieć złożoność codziennego życia, konkluduje naukowiec.

Reklama

A zatem - czytajmy, bo nawet jeśli uznajemy to za czystą rozrywkę, czytanie pomaga nam radzić sobie lepiej w codziennym życiu.

Rozwiniętą formę testu na empatię znajdziesz tutaj (uwaga - zadania są po angielsku):

http:/glennrowe.net/BaronCohen/Faces/EyesTest.aspx

Cykl o Harrym Potterze uczy, jak postępować

MAGDALENA SALIK: Czy stworzyliście listę książek, które mogłyby zwiększyć naszą zdolność empatii, czyli współodczuwania?

KEITH OATLEY*: Na razie nią nie dysponujemy, chociaż ktoś już przeprowadził pewne prace w tej dziedzinie. W 1999 r. ukazała się książka Jona Elstera "Alchemies of the Mind: Rationality and the Emotions", w której znalazł się wykaz powieściopisarzy mniej lub bardziej oddziałujących na emocje. Z brytyjskich autorów znalazł się tam George Eliot, ale Charles Dickens już nie. Niestety nie znam polskiej literatury tak dobrze, żeby się na jej temat wypowiadać, ale wśród filmowców pod tym względem wyróżniał się Krzysztof Kieślowski. Chodzi przede wszystkim o to, żeby w powieści autor pozostawił trochę miejsca dla wyobraźni czytelnika, by ten mógł wyobrazić sobie interakcje społeczne w danym świecie.

A książki niebeletrystyczne mają jakieś dobre strony poza tym, że rozszerzają naszą wiedzę o świecie?

Pod tym względem rzeczywiście są ważne, np. jeśli w grę wchodzi zdobywanie nowej wiedzy z zakresu psychologii. I oczywiście niektóre niebeletrystyczne pozycje, m.in. biografie, posiadają niektóre elementy fikcji, co też nas wzbogaca.

Wszyscy na świecie znają książki o Harrym Potterze. Czy one też pomagają lepiej poznać i zrozumieć świat? Uczą nas, jak w nim funkcjonować?

Z naszych ustaleń wynika, że obcowanie z fikcją generalnie daje ludziom możliwość poprawienia relacji społecznych. A ponieważ cykl o Harrym Potterze to także beletrystyka, nie sądzę, by takiego właśnie dobroczynnego wpływu był pozbawiony. Zwłaszcza że jest w nim ciekawy kontrast pomiędzy zwykłym światem a rzeczywistością Hogwartu, co zapewne zmusza ludzi do myślenia.

Co sądzi pan o komputerowych grach Role Playing Games (RPG), w których uczestnik wciela się w stworzoną przez siebie postać i dzięki niej przeżywa niezwykłe przygody? Mają na nas równie dobry wpływ co powieści?

Na razie nie przeprowadziliśmy badań w tym zakresie, ale sądzimy, że przynajmniej niektóre mogą takie właśnie być.

*Keith Oatley jest psychologiem kognitywnym, emerytowanym profesorem kanadyjskiego University of Toronto