Naukowcy z University of California rozwiązali zagadkę śmierci setek ptaków wyrzuconych na brzeg Zatoki Monterey jesienią 2007 roku. Winowajcą była śmiercionośna piana stworzona przez tzw. "czerwony przypływ", czyli specyficzne kwitnięcie glonów morskich.

Martwe ptaki leżące na brzegu zatoki pokryte były cienką warstwą zielonożółtej mazi. Dlatego też początkowo przypuszczano, że przyczyną tragedii był wyciek ropy w rejonie zatoki San Francisco, do którego doszło kilka tygodni wcześniej. Ale naukowcy z University of California, którzy badali martwe ptaki, nie znaleźli żadnych śladów ropy i wykluczyli tę hipotezę. Doszli jednak do bardziej zaskakującego wniosku - ich zdaniem ptaki zmarły w wyniku wyziębienia organizmu, co w ich przypadku jest dość zagadkowe i niespotykane.

Naukowcy, idąc tym tropem, połączyli ze sprawą fakt wystąpienia w tym czasie na wodach zatoki Monterey tzw. "czerwonych przypływów" - czyli kwitnięcia mikroskopijnych glonów morskich. Wytwarzają one środek pieniący wykorzystywany przemysłowo przy produkcji m.in. mydła i szamponów. "Ten proces przypomina ubijanie sztywnej piany z białek z jajek. To samo dzieje się z białkami zawartymi w glonach i wodorostach: jeśli jest ich wystarczająco dużo, są ścieśnione i uderzane systematyczne przez fale. Tak powstaje żółtawa piana, którą nieraz widujemy na brzegu" - tłumaczy Raphael Kudela z University of California.

Piana ta nie jest jednak toksyczna, więc jak mogła zagrozić ptakom? W określonych warunkach może stać się zabójcza, tak jak to właśnie miało miejsce w zatoce Monterey w 2007 roku. "Można mówić o wielkim pechu, bo nasilenie kwitnięcia glonów było wtedy niespotykanie duże. Duże ilości piany przedostały się przez warstwę chroniącą ptaki przed niską temperaturą wody. Do tego doszły zimne prądy morskie oraz fakt, że wiele ptaków akurat zmieniało upierzenie, co czyniło ich jeszcze bardziej wrażliwymi na temperaturę" - mówi Kudela. Jego zdaniem to pierwszy przypadek, gdy "czerwony przypływ" okazał się tak zabójczy.





Reklama