Po interwencji parku oraz „Dziennika” (9 stycznia br.) zarząd kolei zgodził się na lokalne ograniczenie prędkości do 50 km na godzinę. Tak będzie, dopóki przy torach nie zostaną zainstalowane głośniki odstraszające łosie.

"Nie ma zgody na takie rozwiązanie!" - deklaruje „Dziennikowi” Przemysław Nawrocki z WWF. "Urządzenia odstraszające to zaledwie eksperyment. Można je traktować jako dodatkowe zabezpieczenie, warunkiem bezwzględnym jest jednak wolniejsza jazda pociągów".

Reklama

Władze parku wypowiadają się oględniej, jednak i one nie uważają zmiany za wystarczającą. "To wielki sukces, że Polskie Linie Kolejowe w ogóle zgodziły się na jakiekolwiek ustępstwa" - mówi dyrektor BPN Wojciech Dudziuk. "To jednak rozwiązanie tymczasowe".

W obawie przed niezadowoleniem pasażerów przewoźnicy niechętnie patrzą na spowalnianie ruchu pociągów. Dlatego kolej zastrzega, że zlikwiduje ograniczenie, kiedy tylko uda się znaleźć fundusze na zamontowanie urządzeń odstraszających zwierzynę.

Reklama

Pomysł, na który Centrum Koordynacji Projektów Środowiskowych miałoby wyłożyć 5 mln zł, nie podoba się nikomu oprócz Polskich Linii Kolejowych. Co prawda zarząd kolei przetestował straszące zwierzęta instalacje na trasie Mińsk Mazowiecki-Siedlce, jednak odstraszacze skutecznie płoszyły tam jedynie sarny i dziki. Nadal nie wiadomo, jak na emitowany przez urządzenie sygnał zareaguje łoś, a o niego przecież tu chodzi. "To najmniej płochliwe duże ssaki w Polsce" - tłumaczy Nawrocki. "Nawet nie wiemy, czy w ogóle zwrócą uwagę na sygnał".

Ekolodzy obawiają się, że nawet jeśli łosie usłyszą z głośnika przerażające odgłosy, mogą szybko się do nich przyzwyczaić i przestać na nie reagować. Dlatego najpierw należałoby przeprowadzić stosowne eksperymenty z udziałem łosi lub zainstalować odstraszacze na próbę.

A jeśli poskutkują? Natychmiast pojawi się inny problem. "Na terenie Parku Narodowego straszenie zwierząt jest surowo zakazane. Tu, nad Biebrzą, jest to jak najbardziej uzasadnione" - tłumaczy Dudziuk. Wzdłuż przecinających dolinę rzeki torów kolejowych biegnie droga krajowa, na której dozwolona prędkość wynosi 90 km/h. Wystraszone zwierzęta uciekać będą prosto pod koła przejeżdżających samochodów.

Reklama

O ile nie wiadomo, czy urządzenia zrobią wrażenie na łosiach, o tyle na pewno będą w stanie przyprawić o zawał niejednego turystę. Rozsyłają całą sekwencję straszliwych odgłosów: zaczyna się od szczekania psów, następnie słychać przeraźliwy krzyk rannego zająca, potem rżenie koni, a na koniec kwik zarzynanej świni. Tymczasem w okolicy torów biegnie ścieżka edukacyjna i szlak turystyczny.

Kolej zgodziła się na czasowe ograniczenie prędkości pociągów, po tym jak na początku roku pod kołami lokomotyw zginęły w krótkim czasie cztery łosie. Zarząd parku szacuje, że co roku ginie ich na torach około dwudziestu. W BPN żyje ich 600. Łosie objęte są ścisłą ochroną w całym kraju.