Jak się okazuje, do pewnego stopnia tak. Tak przynajmniej twierdzi prof. James Kakalios z University of Minnesota. To jego twórcy "Strażników" zaprosili do pracy nad filmem w charakterze konsultanta naukowego. "Chcieli dochować wierności prawom fizyki i stworzyć sztuczną rzeczywistość tak, by wydała się widzom jak najbardziej realna" - opowiada DZIENNIKOWI Kakalios.

Reklama

Pan profesor od komiksów

Twórcy przed rozpoczęciem zdjęć poprosili amerykańską Narodową Akademię Nauk o polecenie im eksperta, który pomógłby wyjaśnić niektóre wątki zawarte w fabule kultowego komiksu Moore’a i Gibsona. Akademia poleciła właśnie Kakaliosa - specjalistę od fizyki molekularnej, a prywatnie miłośnika rysunkowych historii. "Zadzwonili do mnie i spytali, czy wiem, co to są <Strażnicy>, bo oni sami chyba mieli o tym mgliste pojęcie" - śmieje się Kakalios i dodaje, że gdy tylko padła ta nazwa, jego serce zaczęło bić mocniej. Kakalios miał też włączyć się w tworzenie psychologicznych portretów postaci, najwięcej uwagi profesor miał poświęcić dr. Manhattanowi.

Ten niebieski

John Moore, scenarzysta komiksowego oryginału, solidnie przyłożył się do wykreowania tej postaci. By zrozumieć dr. Manhattana, zgłębił tajniki fizyki jądrowej oraz kwantowej. Mniej obeznanym ze "Strażnikami" wyjaśniamy, że dr Manhattan (czyli ten niebieski) zyskał swą siłę w wyniku przypadkowego zatrzaśnięcia w maszynie rozszczepiającej strukturę molekularną obiektów. Zupełnie zwyczajny fizyk jądrowy Jon Osterman przeistoczył się tym samym w byt kwantowy żyjący poza czasem i przestrzenią, zdolny do przebywania w kilku miejscach naraz i teleportowania się w mgnieniu oka choćby na Marsa. Trzeba przyznać, że to całkiem użyteczne, gdy trzeba jeszcze przed obiadem zbawić pół świata.

Reklama

Kakalios opowiada, że choć ani w filmie, ani w komiksie nie ma słowa o tym, na jakiej zasadzie działają zdolności Manhattana, to twórcy filmu byli tym żywo zainteresowani. Chcieli się dowiedzieć, czy tachiony (hipotetyczne cząstki elementarne poruszające się z prędkością nadświetlną) istnieją naprawdę. "Powiedziałem, że gdybym to wiedział, to nie siedziałbym z nimi w Vancouver, ale jechał do Sztokholmu odebrać Nagrodę Nobla" - żartuje Kakalios.

Komiks jest jak Biblia

Reklama

"To wszystko jest sprzeczne z prawami natury, ale jeśli na chwilę przymkniemy na to oko, możemy sobie wyobrazić, do czego byłby zdolny bohater" - mówi naukowiec. Kakalios musiał więc postawić hipotezy wyjaśniające, dlaczego skóra Manhattana jest jarząco niebieska, w jaki sposób dokonuje on teleportacji i jakim cudem potrafi być w tym samym czasie w różnych miejscach. Jednak niektóre rzeczy musiał uznać za czystą fantazję. Na przykład zdolność zamieniania jednych przedmiotów w inne. "W filmie jest scena, w której bohater transmutuje pociski w motylki lub coś podobnego" - opowiada profesor. "Mogę sobie wytłumaczyć, że Manhattan posiadał kontrolę nad własnym ciałem i że mógł, wykorzystując mechanikę kwantową, być jednocześnie świadomy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jednak niektóre rzeczy po prostu nie wpisują się w to zagadnienie" - dodaje. Naukowiec przyznaje jednak, że jego porady miały służyć uprawdopodobnieniu historii, a nie jej zmienianiu. "To komiks był podstawą, więc nawet jeśli mówiłem, że coś wygląda na całkowicie nieprawdopodobną historię, ale znalazło się w książce, to i tak przegrywałem" - wspomina. Kakalios żartuje, że gdyby ekipa musiała wybrać między odejściem od oryginału i rozczarowaniem milionów fanów, a zasmuceniem jednego profesora z Minnesoty, wiedziałby doskonale, na co zdecydują się filmowcy.

Jak duży był Krypton?

Tyle o strażnikach i kwantowym doktorze Manhattanie. A co z innymi superbohaterami? Jak wyjaśnić umiejętności Supermana? Według komiksu jego nadludzkie zdolności wynikały z tego, iż pochodził z odległej planety Krypton i jego ciało było dostosowane do panujących tam warunków. A dokładnie - silnej grawitacji. "W pierwszych komiksach Superman nie latał, ale potrafił za to przeskakiwać 200-metrowej wysokości budynki" - mówi Kakalios. By osiągnąć taki wynik, mięśnie Clarka musiały być niesamowicie silne, przystosowane do pokonywania przyciągania 6 do 8 razy większego niż przyciąganie ziemskie. W momencie wybicia się od ziemi bohater osiągał prędkość ok. 225 km na godzinę.

Wielokrotnie większym od ziemskiego przyciąganiem można także wyjaśnić to, że skóra Supermana jest niezwykle wytrzymała. Ale skąd tak silna grawitacja na Kryptonie? Kakalios wyjaśnia, że taka planeta musiałaby albo mieć gęstość sześciokrotnie większą niż Ziemia, albo być tyle samo razy większa od naszej planety. Pierwsza opcja odpada. Druga również, bo tak olbrzymia planeta byłaby gazowym olbrzymem podobnym do Jowisza, a przecież na Kryptonie miały istnieć miasta wznoszone na twardym gruncie. Trzecia możliwość zakłada, że jądro planety miało olbrzymią gęstość i było niestabilne - to zresztą mogłoby też wyjaśnić eksplozję ojczystego globu Supermana. Z kolei rentgenowski wzrok superbohatera mógłby być przejawem adaptacji do życia na planecie oświetlanej nie przez żółtą, ale przez czerwoną gwiazdę.

Jak zginęła dziewczyna Spidermana?

Pierwszą komiksową zagadką, którą rozwiązał prof. Kakalios, była śmierć ukochanej Spidermana. Fizyka, podobnie jak wielu zagorzałych fanów komiksu, nurtowały enigmatyczne okoliczności odejścia Gwen Stacy zrzuconej z mostu przez Goblina. Choć Spiderman starał się złapać dziewczynę w swoją sieć, ta i tak zginęła. Dlaczego? Czy Spiderman naprawdę nie mógł jej uratować? Otóż patrząc z naukowego punktu widzenia - nie. W momencie upadku w sieć dziewczyna leciała z prędkością ok. 140 km na godzinę, jej ciało i kręgosłup nie byłyby w stanie wytrzymać uderzenia o takiej sile.

Choć w tym przypadku nauka potwierdziła wiarygodność scenariusza komiksu, to czasem lepiej nie konfrontować fikcji z nauką. Na przykład podczas czytania przygód o Antmanie, superbohaterze, który zmniejszył się do rozmiaru insekta. "Przy takich rozmiarach ciała Antman musiałby być głuchy i mówić ultradźwiękami, bo jego ucho wewnętrzne i struny głosowe byłyby mikroskopijnej wielkości" - punktuje błędy Kakalios.

"Nie chodzę wcale do kina z notatnikiem i nie wykrzykuję <Ooo! Tu chyba jest coś nie tak>" - zarzeka się Kakalios. "Jednak jeśli filmowcy mogą zrobić coś dobrze, to tak, jakby udało się przemycić w filmie mały, zrozumiały tylko dla niektórych żart. I kto wie, może publiczność dowie się w ten sposób trochę o nauce?" - mówi fizyk.

Współpraca profesora z ekipą "Strażników" zainicjowała działanie projektu "Science and Entartainment Exchange", który ma pomóc w porozumieniu środowiska filmowego z naukowcami, którzy mogliby konsultować filmy. W radzie przedsięwzięcia zasiada wielu noblistów z rozmaitych dziedzin, ludzie Hollywoodu, a także tacy naukowi celebryci, jak Steven Pinker czy Craig Venter. Być może w filmach s.f. pojawi więcej prawdziwej nauki. Jednak czy filmowa rzeczywistość musi koniecznie podlegać prawom fizyki? Nawet Kakalios przyznaje, że oglądając filmy, "wyłącza część mózgu i rozkoszuje się historią".