ADAM LISS: Co wiemy o gwieździe, która wiodła pastuszków i Trzech Króli do Betlejem?

JERZY RAFALSKI*: To jedna z najbardziej fascynujących zagadek łącząca wiarę, naukę i tradycję. Nad jej rozwiązaniem głowią się teologowie, historycy, astronomowie, etnografowie. W Ewangelii św. Mateusza czytamy o gwieździe, którą zaobserwowali mędrcy ze Wschodu, wyruszając w długą podróż do Betlejem.

Reklama

Faktycznie, wiemy, że w tamtym czasie na wschodzie, w Mezopotamii uważnie obserwowano niebo, notując i interpretując położenia planet na tle gwiazdozbiorów zodiakalnych. Możemy dziś precyzyjnie odtworzyć ich pozycje dzięki komputerom i nowoczesnym metodom obliczeniowym. Okazuje się, że w 2 r. p.n.e. doszło do zjawiska, które z pewnością musiało wprawić mędrców w osłupienie. Otóż dwie najjaśniejsze planety - Jowisz i Wenus zbliżyły się do siebie, aż w końcu zlały się w jeden jasny obiekt, który dominował na tle wieczornej zorzy. Mędrcy z pewnością wcześniej czegoś takiego nie wiedzieli, to zjawisko nie miało sobie równych.

I to właśnie była gwiazda betlejemska?

Na niebie mogły pojawić się też nieregularne komety, gwiazdy nowe czy supernowe. W kronikach chińskich czytamy, że w 5 r. p.n.e. na niebie świeciła "gwiazda-miotła”, co dzisiaj interpretuje się jako kometę. W 4 r. Chińczycy zanotowali "gwiazdę krzaczastą”. Mogła być to więc kometa bez warkocza lub któraś z gwiazd wybuchowych.

Reklama

Co więc wiodło pastuszków i mędrców? Wenus z Jowiszem czy "gwiazda-miotła"?

Nie wiemy. Wielu ludzi myśli, że to była kometa, bo znają słynny fresk Giotta z 1303 r. z kometą nad stajenką betlejemską. Mówi się, że artysta miał w pamięci kometę Halleya, którą obserwował dwa lata wcześniej. Jednak inni malarze przedstawiali gwiazdę jako snop światła płynący z nieba, ognistą tarczę, jaśniejącą kulę trzymaną w dłoniach anioła czy wręcz punktowe światło prowadzące mędrców do Betlejem, ale nie na niebie, a tuż nad powierzchnią ziemi.

Reklama

A co my będziemy widzieli? Gdzie mamy wypatrywać Gwiazdy Wigilijnej?

Dzisiaj mianem Gwiazdy Wigilijnej określamy tę, którą zobaczymy na niebie jako pierwszą. W tym roku w tej roli może wystąpić jednak nie gwiazda, lecz planeta. To Mars, który znajdzie się najbliżej Ziemi i dlatego będzie najjaśniejszym gwiazdopodobnym obiektem na niebie. Powinien pojawić się jako pierwszy, nisko nad północno-wschodnim horyzontem, dokładnie po przeciwnej stronie od miejsca, gdzie zaszło słońce. Chwilę później obok Marsa powinniśmy dostrzec żółtą tarczę wschodzącego Księżyca w pełni.

Niestety grudniowe wieczory zazwyczaj zasnute są niską mgłą, dlatego może się zdarzyć, że mimo bezchmurnego nieba Marsa nie zobaczymy. Wyżej, na wschodzie - na prawo w górę od Marsa powinna rozbłysnąć gwiazda Kapella lub w tym samym czasie, wysoko na zachodzie Wega z gwiazdozbioru Lutni.

*Jerzy Rafalski, historyk i astronom z Obserwatorium Astronomicznego w Toruniu