Moment rozpoczęcia akcji jest nieprzypadkowy, bo wkrótce niedźwiedzie zapadną w zimowy sen, a samice urodzą małe. "Przygotowaliśmy więc plan ochrony miejsc gawrowania (zimowania) oraz żerowania niedźwiedzi. Bo to z powodu działalności człowieka coraz trudniej znaleźć im dogodne miejsce do bezpiecznego przeczekania zimy i wychowania młodych" - tłumaczy nam Paweł Średziński z WWF. Ale to nie wszystko. "Wkrótce rozpoczniemy badania genetyczne, które pomogą ustalić dokładną liczebność niedźwiedzi oraz szlaki ich wędrówek" - dodaje. A kiedy niedźwiedzie zostaną policzone, każdy z nich otrzyma specjalny "paszport", w którym będą zapisane informacje dotyczące jego posiadacza.

Reklama

Akcja WWF jest jak najbardziej potrzebna, bo niedźwiedzie brunatne - w Polsce są objęte ochroną - przegrywają z człowiekiem. Choć nie poluje się na nie i sporadycznie padają ofiarą kłusowników, jest ich na tyle mało, że nie możemy być pewni ich przyszłości. Z jakimi zagrożeniami muszą się zmierzyć? Ekolodzy uważają, że to przede wszystkim rezultat rosnącej presji człowieka na środowisko. Jednym z przejawów tej presji jest brak pożywienia.

Już od drugiej połowy lata misie przygotowują się do zimowego snu i zaczynają bardzo intensywnie żerować. Wbrew obiegowym opiniom rzadko polują na zwierzęta (choć nie pogardzą padliną), jedzą za to pokarm roślinny, w tym maliny, jeżyny czy borówki. I właśnie o te leśne owoce niedźwiedzie muszą rywalizować z ludźmi - np. zbierającymi jagody na skalę przemysłową. W Bieszczadach niedźwiedzie odwiedzały jeszcze do niedawna stare sady, niestety z upływem lat wiele z nich uległo degradacji. "Aby poprawić sytuację zamierzamy odnowić ponad 40 hektarów starych opuszczonych sadów i posadzić ok. 1000 nowych drzew i krzewów" - mówi DZIENNIKOWI Średziński.

Niedźwiedzie padają też ofiarą nierozwagi turystów, którzy wyrzucają resztki jedzenia w pobliżu górskich szlaków lub do śmietników. Zwierzęta szybko przyzwyczajają się do tego, że tu można łatwo zdobyć jedzenie i równie szybko zatracają wrodzony instynkt nakazujący im wędrowania w poszukiwaniu pożywienia. Tak uzależnione od człowieka zwierzę trzeba w rezultacie schwytać i zamknąć w zoo, bo samo nie potrafi już żyć w naturze. "A strata nawet jednego osobnika jest poważnym problemem. Dlatego zamierzamy prowadzić akcję informacyjną skierowaną do turystów. Podpowiadać, jak zachowywać się na obszarach występowania niedźwiedzi. Chcemy także kupić 20 tzw. elektrycznych pastuchów i przekazać je tym pszczelarzom, których pasieki są najczęściej odwiedzane przez niedźwiedzie" - mówi Średziński.

Reklama

Konflikt człowiek - niedźwiedź bardzo wyraźnie daje się odczuć u naszych południowych sąsiadów. Na Słowacji żyje około 800 brunatnych misiów i zdaniem tamtejszego ministerstwa środowiska - jest ich zbyt wiele i stają się niebezpieczne dla ludzi. Dlatego co roku organizowane są odstrzały. "Przeciętnie każdego roku zabijanych jest 35 niedźwiedzi. Dlatego nie sądzimy, by stanowiły one zagrożenie dla gatunku" - powiedział nam Robin Rigg z organizacji ekologicznej Slovak Wildlife.

Problem w tym, że decyzję słowackich władz na własnej skórze odczuwają misie zamieszkujące polską część Karpat, bo niedźwiedzie często przekraczają granicę. Z danych ekologów wynika, że od kul słowackich myśliwych giną też nasze niedźwiedzie. Niestety, mimo licznych protestów polskiego ministerstwa środowiska, odstrzały na Słowacji wciąż mają miejsce.