Wiem, co myślą szefowie opisywanego dziś przez DGP Ministerstwa Pracy: w resorcie wykonuje się poważne zadania, ważne dla wszystkich kobiet. Chodzi o to, żeby nikt ich nie dyskryminował, więc nie może jakaś nieodpowiedzialna jednostka zachodzić w ciążę, a jak się jej to zdarzy, to najlepiej od razu wysłać do niej pismo polecone i poinformować, że już żadnym departamentem nie kieruje. W imię zwalczania dyskryminacji.

Reklama

To stara historia. Właściwie każda pracująca kobieta zna ją na pamięć. Ale w resorcie pracy, zwłaszcza prowadzonym przez kobietę ministra, historia brzmi szczególnie skandalicznie. I gołym okiem widać, że stokroć łatwiej ministerstwu wydawać europejskie pieniądze na szkolenia i kursy o tym, jak nie dyskryminować kobiet, niż we własnym urzędzie zachować się przyzwoicie wobec którejś z pracowniczek.