MARCIN GRACZYK: Która z reform zaproponowanych przez pana 20 lat temu została pana zdaniem w największym stopniu zepsuta przez kolejne rządy?
LESZEK BALCEROWICZ*: Problem polega nie na tym, że coś cofnięto, ale na tym, że niektóre procesy zostały niedokończone. Owszem, większość przedsiębiorstw ma już prywatnego gospodarza, ale prywatyzacja to nadal bardzo ważna reforma do zrobienia. Kolejna dotyczy państwa socjalnego, chciałbym, by nasze finanse były zdrowe, a podatki mogły być niższe. Problemem nie były więc jakieś zaniechania, ale przeszkody polityczne, które osłabiły tempo. Ale w demokracji nie ma co się żalić na politykę, trzeba ją po prostu zmieniać.

Premier Donald Tusk obiecuje, że jeśli dojdzie do zmiany prezydenta, to te zmiany nabiorą przyspieszenia. Wierzy pan w to?
Nie mogę zapominać, że wiele istotnych ustaw było wetowanych przez prezydenta, z bardzo ważną o redukcji wcześniejszych emerytur na czele. To, co mówi premier, to nie są więc jakieś tam fantazje. Najlepiej byłoby, i mam nadzieję, że tak się stanie, doprowadzić do sytuacji, w której reformy zostałyby wprowadzane dzięki szerokiemu społecznemu porozumieniu. Tak jak miało to miejsce w 1989 r. Trzeba oczywiście naciskać na rząd, by przyśpieszył niezbędne reformy, zwłaszcza tam, gdzie tak jak w przypadku prywatyzacji nie ma niebezpieczeństwa prezydenckiego weta.

Reklama

Jeżeli chodzi o prywatyzację, to opozycja mówi: to, co trzeba było sprzedać, sprzedaliśmy, reszty nie możemy ruszać, bo to nasze srebra rodowe.
To są jakieś populistyczne schematy albo propaganda, która ma przykrywać polityczne interesy. Nie widzę uzasadnienia dla tak małego jak do tej pory tempa prywatyzacji. Przecież ona ma kluczowe znaczenie zarówno dla firm, bo wyzwala je z tego gorsetu wpływów politycznych, jak i dla finansów publicznych.

Bez dokończenia prywatyzacji nie naprawimy finansów publicznych?
Oczywiście, że nie. Potrzebne są reformy, które odniosą się do głównego naszego problemu, czyli do nadmiernych wydatków, i sprawią, że ich tempo będzie wolniejsze niż tempo wzrostu całej gospodarki. Jeśli jednak ten polityczny hamulec będzie dalej istniał i ograniczał zakres owych reform, to ważne, by mieć ten amortyzator, którym będą zwiększone wpływy z prywatyzacji.

Reklama

czytaj dalej

Reklama



Rząd, zamiast prywatyzować, woli jednak mówić o zmianie definicji długu publicznego.
Ale to żadne rozwiązanie, nie sprawi, że wydatki będą rosły wolniej. Rozwiązaniem są ustawy, które to tempo zwolnią, a co za tym idzie - sprawią, że ludzie będą dłużej pracować. Sprawa wieku emerytalnego jest tu bardzo ważna.

Wierzy pan, że dojdzie do reformy systemu emerytalnego, że rząd zabierze się w końcu za KRUS, emerytury mundurowe?
Dopóki ktoś nie przeprowadzi dowodu na niemożliwość tej reformy, to będę w to wierzył. Co więcej, w Polsce udało się zrobić parę rzeczy, zdaniem wielu niemożliwych. Udało się przeprowadzić w 1989 r. ten przełomowy pakiet reform, udało się też rozpocząć reformę emerytalną, więc wierzę, że uda się ją także dokończyć. Teraz musimy się tylko skoncentrować na przekonywaniu ludzi, że należy przyśpieszyć i to zrobić.

Jak powinien wyglądać system emerytalny?
Usunięcie przywilejów jest jak najbardziej słuszne. Musimy też upowszechnić zasadę, że wysokość emerytury zależy od tego, kiedy się na nią przechodzi.

A da się to zrobić w roku wyborczym, bo właśnie taki jest przed nami?
Dlatego zwracam uwagę, że naciskać musimy nie tylko na rząd, ale także na siły opozycyjne.

W ostatnich dniach ukazał się list otwarty dziesięciu polskich ekonomistów, którzy twierdzą, że jeśli rząd szybko nie zacznie działać, to czeka nas ekonomiczna katastrofa. Pan podpisałby się pod taką diagnozą?
Zgadzam się ze zdecydowaną większością merytorycznych propozycji opisanych w tym liście, może z wyjątkiem jednej - by zmieniać definicję długu publicznego. Uważam jednak, że ten list powinien być skierowany nie tylko do rządu, ale do wszystkich sił politycznych. Może dzięki temu udałoby się nam zdjąć blokady polityczne tam, gdzie one występują.

To, co od kilku miesięcy dzieje w parlamencie, nie daje większych nadziei na porozumienie ponad podziałami. A osiągnięcie politycznego konsensusu jest dziś w ogóle możliwe?
Nie demonizujmy naszej polityki. Owszem, czasami mnie również niepokoi, ale nie jest wcale gorsza od tego, co obserwujemy w innych państwach. Starajmy się raczej popierać programy, które obiecują ludziom rozwój, nie dawajmy się nabierać różnym fałszywym świętym mikołajom w polityce. To postępowanie, które oczywiście nie daje sukcesu na pojutrze, ale demokracji nie da się niczym zastąpić. W demokracji opinia publiczna jest władzą ostateczną.

Polsce na przełomie roku 2009 i 2010 potrzebny jest nowy plan Balcerowicza. Dokument, który byłby zbiorczym spisem koniecznych reform z harmonogramem ich wprowadzania?
Polsce potrzebny jest pakiet reform, który łącznie dałby większe zatrudnienie, dłuższy czas pracy i uzdrowienia finansów publicznych. Bardzo ważna jest też reforma systemu sprawiedliwości. Te pomysły już się zresztą pojawiają, są dyskutowane. To nie problem, by je wszystkie zebrać i zmobilizować zasadniczą część społeczeństwa do poparcia. Ja próbuję to robić.

*prof. Leszek Balcerowicz, były minister finansów, autor reformy finansów z 1989 r., były prezes NBP