Może i taka lekcja powinna być środowisku aplikowana, bo ma ono skłonności do arogancji. Ale jest to po trosze zajęcie dla sapera.

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich napiętnowało nią w tym roku Wojciecha Cieślę za nieprawdziwy wywiad z Jackiem Chwedorukiem, wysokim urzędnikiem Banku Rothschilda, który był częścią materiału o majątku Janusza Palikota. Byłem tym szczerze zaskoczony. Nagroda Hieny Roku, jeśli już musi się komuś przytrafić, powinna być karą za wyjątkową podłość popełnianą z premedytacja, wyrządzającą komuś wielką szkodę. Ciężko mi się tego wszystkiego dopatrzeć w tej historii.

Reklama

Po pierwsze czy wina była umyślna? Trudno mi sobie wyobrazić dziennikarza, który nie oszalał, a który zamieszcza w swojej gazecie nieprawdziwy wywiad z prawdziwą osobą. Wymienioną z imienia i nazwiska, taką, która może w każdej chwili powiedzieć: to nie moje wypowiedzi. Dla każdego, kto nawet nie zna sprawy, jest rzeczą oczywistą: to była pomyłka. Zbieg okoliczności, który zdarzyć się nie powinien, a jednak się zdarza najpilniejszym adeptom tego zawodu. Sytuacje absurdalne są najcięższe do wykrycia i przewidzenia. Właśnie ze względu na swoją absurdalność i brak prawdopodobieństwa.

Po drugie należy spytać o rzeczywistą krzywdę. Sam byłbym wkurzony, widząc w gazecie rozmowę ze sobą, wypowiedzi, jakich nigdy nie udzielałem. Ale czy po miesiącu, dwóch, gdy wszystko zostało wyjaśnione, uważałbym się za pokrzywdzonego? Szkodę ponieśli tu dziennikarz i gazeta – skądinąd uzasadnioną, ale nie pan Chwedoruk, od początku chodzący w aureoli bohatera skandalicznej pomyłki, żądającego przeprosin i te przeprosiny otrzymującego.

Reklama

A czy ofiarą jest poseł Palikot? Ten nieszczęsny wywiad, którego nie było, raczej pomógł mu przyćmić wrażenie wywołane publikacją o jego majątku. Publikacją, która stawiała mu nieprzyjemne pytania. Można powiedzieć, że był to dla niego szczęśliwy traf. Zarówno pan Chwedoruk, jak i poseł Palikot są osobami wpływowymi i zamożnymi. Mają możliwości, aby się bronić, pilnować własnych interesów, i zresztą skorzystali z nich w pełni.

Nie jestem zwolennikiem rozgrzeszania dziennikarskiego światka. Nawet w tym roku widzę media, które dopraszają się napiętnowania. Rzecz w tym, że SDP, które potrafi iść czasem pod prąd dziennikarskim salonom, w tej akurat sprawie poszło na łatwiznę. W jego wypowiedziach często daje się zauważyć dużą surowość wobec kolegów czynnych w zawodzie, tendencję do uznawania pomyłki czy porażki za zbrodnię. Tylko czy własnej pomyłki też?