Stawianie obcesowych i intymnych pytań - czy będzie to pytanie o liczbę partnerów seksualnych, czy o ich płeć - osobom, które bezinteresownie chcą wyświadczyć innym dobro, jakim jest oddanie krwi, jest rzeczą nie tylko niestosowną, ale też z medycznego punktu widzenia zbędną. Pamiętajmy wszak, że każda krew od każdego dawcy poddawana jest szczegółowym badaniom laboratoryjnym. Odpowiedzi na pytania ankietowe nie mają przy tym żadnego znaczenia, a na pewno nie zwalniają z obowiązku analizy pobranej krwi. Co najwyżej ankieta wypełniona szczerze może z góry wykluczyć pobranie krwi od konkretnej osoby.

Reklama

Ze względu na deklaratywność i nieweryfikowalność odpowiedzi zupełnie wystarczające w takiej ankiecie byłyby moim zdaniem pytania, na które odpowiedź nie jest dla nikogo krępująca: czy pił w ostatnim czasie alkohol albo czy nie jest przeziębiony. Przyznanie się do takich okoliczności nie budzi zażenowania, a jednocześnie w prosty sposób wyklucza w danym momencie pobór krwi.

Pytania intymne nie spełniają tych warunków. Przede wszystkim przyznanie się do jakiejkolwiek potencjalnie obciążającej okoliczności ze sfery uznawanej za intymną jest trudne i nie sposób oczekiwać tu nadmiernej szczerości. Nikt nie może nikomu wierzyć na słowo, gdy ten zapewnia, że nie należy do grupy podwyższonego ryzyka nosicielstwa HIV czy że w ogóle nie podejmuje ryzykownych stosunków seksualnych. Na słowo można komuś uwierzyć, że nie ma kataru.

Poza tym samo stawianie takich pytań zaburza komfort i podważa szacunek, jakim otoczony powinien być akt oddania krwi potrzebującym. Przepytywanie na okoliczność orientacji czy aktywności seksualnej wpisuje się w kategorię pytań nieomal prokuratorskich, tak jakby ktoś robił dawcom łaskę, że przyjmuje od nich krew. Można to wręcz traktować jako nieuzasadnioną szykanę, skoro krew i tak jest potem badana, a ankieta jest jedynie uzupełnieniem tych badań. W moim przekonaniu, jeżeli ankieta czemuś powinna służyć, to wyeliminowaniu z góry dawców przy zaistnieniu najbardziej oczywistych i mało wstydliwych okoliczności, takich jak chociażby grypa.

Reklama

Wszystko to ma jednak głębsze społeczne dno – homofobię, strach przed osobami innej orientacji seksualnej niż ta reprezentowana najszerzej. Prawdą jest, że homoseksualiści są grupą podwyższonego ryzyka, gdy chodzi o nosicielstwo wirusa HIV. Statystycznie rzecz biorąc, mają nieco więcej partnerów seksualnych i nieco częściej uprawiają seks analny. Tyle że ta statystyczna przewaga nie jest wcale bardzo znacząca: jako populacja homoseksualiści są tylko w niewielkim stopniu bardziej narażeni na zakażenie.

W odbiorze społecznym to ryzyko wzmacniane jest jednak w dużym stopniu przez tabu, jakim otoczony jest seks analny. Utrwalił się społeczny przesąd, że homoseksualizm automatycznie wiąże się z tym rodzajem współżycia, co nie jest prawdą. Mimo to wciąż znaczna część anatemy, jaką są obłożeni homoseksualiści, jest związana właśnie z tabu analnym, a nie z deprecjacją homoseksualizmu jako takiego. Wskazuje na to choćby i to, że dużo łatwiej niż mężczyzn tolerujemy homoseksualne kobiety, których o ten rodzaj seksu nie podejrzewamy.

Jeżeli więc w ogóle stosować w ankiecie wypełnianej przed oddaniem krwi jakieś naukowe, statystycznie potwierdzone względy epidemiologiczne, to należałoby raczej pytać o liczbę partnerów i seks analny. Gdyby rzeczywiście opierać się na suchych statystykach, to dla bezpieczeństwa biorców może pojawiłyby się jeszcze inne kryteria doboru dawców krwi, np. wykluczające osoby młodsze, o których wiadomo, że statystycznie współżyją częściej, niezależnie od seksualnej orientacji. Nadmierna gorliwość w czerpaniu z danych statystycznych mogłaby prowadzić do tak ekscentrycznych postulatów. W tym rozumowaniu można więc dojść do granic absurdu, tylko po co? Cała kwestia opiera się przecież na zapewnieniu bezpieczeństwa pobranej krwi, co powinna gwarantować jej laboratoryjna analiza.

Pewnie nie doczekamy pełnego społecznego równouprawnienia różnych orientacji seksualnych i być może takie równouprawnienie nie jest wcale konieczne. Ale powinniśmy być świadomi, że homofobia jest moralnym złem, podczas gdy bycie homoseksualistą moralnym złem nie jest. A oddawanie własnej krwi bliźniemu w potrzebie jest moralnym dobrem, niezależnie od orientacji.