Sygnały płynące z kancelarii głowy państwa na temat tego raportu były od początku sprzeczne. Najpierw przeciek, że raport będzie, potem dementi Anny Fotygi, wreszcie trochę niejasna deklaracja samego prezydenta, że jednak raport ujrzy światło dzienne, i wreszcie oficjalna wypowiedź Michała Kamińskiego rozwiewająca wszelkie wątpliwości. Wszystko to pokazuje, że w otoczenie prezydenta toczyła się walka o to, czy raport publikować, czy nie.

Reklama

Zwyciężył pogląd grupy młodych, dla których taka publikacja to kolejny zabieg marketingowy, przegrali zaś starzy, którzy traktują ją jak nadmierny ekshibicjonizm. Dlaczego jednak Lech Kaczyński, który obrażał się za same pytania o stan zdrowia, a stawiającego je Janusza Palikota nazywał błaznem, teraz postanawia upublicznić raport?

Po ostatnich publikacjach, które rozpoczął Jan Wróbel, mówiących o tym, że PiS powinno się rozejrzeć za nowym przywódcą, bo możliwości Jarosława Kaczyńskiego się wyczerpały, w umysłach strategów PiS mógł i powinien powstać plan, by tym nowym przywódcą stał się Lech Kaczyński. Politycy lubią wracać do scenariuszy, które kiedyś dały im zwycięstwo. To przecież wtedy, gdy Lech Kaczyński piastował stanowisko ministra sprawiedliwości, na jego osobie zbudowano PiS.

To on był sztandarem i twarzą tej partii - choć ukrytym w cieniu strategiem pozostawał jego brat. Być może teraz powstał plan, by ten scenariusz powtórzyć i w ten sposób odbudować stale spadające poparcie dla partii braci. Ale aby się to udało, trzeba zmienić prezydencki image. Prezydent jest obecnie postrzegany jako człowiek zamknięty, nieufny, nienowoczesny, być może schorowany, być może nękany jakimiś nałogami. Taki obraz prezydenta wykreował trochę on sam, trochę jego polityczni przeciwnicy. Ale taki Lech Kaczyński niewiele różni się od Jarosława Kaczyńskiego, trzeba więc ten obraz zmienić.

Reklama

Opublikowanie raportu o zdrowiu zapewne będzie jednym z elementów tej zmiany. Specjaliści od PR doskonale wiedzą, że raz zasiane wątpliwości trudno rozwiać, a Janusz Palikot swoimi pytaniami o zdrowie prezydenta takie wątpliwości w umysłach obywateli wzbudził. Nie bez znaczenia są też sondaże, z których wynika, że większość wyborców uważa, iż taki raport im się należy. Napisany nudnym, mało zrozumiałym dla laików lekarskim żargonem, stanie się zapewne tematem dla mediów, ale na krótko, bo już to, że zdecydowano się, by taki raport powstał, to znak, że ze zdrowiem prezydenta nie dzieje się nic złego. Być może będziemy teraz świadkami wyścigu, kto szybciej opublikuje raport o swoim zdrowiu: premier czy prezydent. Taką publikację zapowiedział bowiem szef gabinetu premiera Sławomir Nowak.

I swoją drogą byłoby bardzo zabawne, gdyby okazało się po publikacji obu raportów, że prezydent, który ze sportów uprawia jedynie głaskanie kota, jest zdrowszy od szefa rządu grającego co tydzień w piłkę nożną.