Przeglądam gazety i czuję smutek. Piątkowy "Fakt" donosi, że nikt nie chce pracować z Hanną Lis. Cała strona. W "Polsce" Tomasz Lis z pasją broni żony, nazywając tych, którzy opisywali konflikt w "Wiadomościach" i jego program w TVP 2 - "oszołomami i seksistami". Potem powtarza to w Radiu Tok FM, gdzie stwierdza, że wobec Hanny Lis prowadzona jest "ordynarna, niegodziwa, wstrętna, kłamliwa, żałosna nagonka".

Reklama

Czytam i naprawdę czuję żal, że dziennikarz, który reprezentował dużą powagę publicystyczną, a nawet miał w sobie sporą polityczną siłę, tak się ostatnio pogubił. Kiedy w początkach 2004 roku wspólnie z Piotrem Zarembą pisaliśmy artykuł o szansach prezydenckich Lisa, tę powagę i tę siłę można było odnaleźć wszędzie: w wypowiedziach polityków, komentatorów, w sondażach. Teraz to zniknęło, a Lis postrzegany wtedy jako ciepły i mądry bohater kolorowych pism został zastąpiony dzisiejszym - szarpiącym się bohaterem tabloidów, brutalnym w ocenach, choć też za brutalność w stosunku do siebie niezwykle obrażalskim.

Oczywiście, jest w tym sporo winy bulwarówek - poczuły krew. Ale może także wina dziennikarza i jego żony, którzy tak bezrefleksyjnie i ochoczo sprzedawali swoją prywatność popularnym gazetom? Bo gdy te raz kogoś chwycą w objęcia, na początku zazwyczaj za jego zgodą, potem traktują już jak swoją własność. To przestroga dla tych wszystkich, którzy chcą być poważni. O czym zresztą Lis, mający doświadczenie amerykańskie, powinien dobrze wiedzieć.

Cała ta awantura ma jeszcze jeden niedobry skutek. Oto główny program telewizji publicznej znowu stał się areną żenujących kłótni i pyskówek. Choćbym sto razy usłyszał, że chodzi tu o niezależność, to nie uwierzę, iż nie można o dziennikarską wolność walczyć mniej bulwarowo. Kompromitujące telewizję publiczną newsy o wyczynach Patrycji Koteckiej zostały teraz zastąpione przez te o wyczynach Lisów. Z punktu widzenia dziennikarzy piszących o mediach to może i lepiej, większe nazwisko, większe emocje. Ale z punktu widzenia widza domagającego się od telewizji publicznej powagi i wiarygodności - poczucie rozczarowania jest ogromne.

Reklama