Tym razem nie musi, tylko sama chce, bo ma dosyć panującego w kancelarii chaosu, który jeden z rozeźlonych ministrów nazwał "burdelem na kółkach" i zagroził, że będzie rozmawiał z premierem wyłącznie bez towarzystwa kancelaryjnych ministrów. Agnieszka Liszka musiała być tym widokiem mocno zszokowana, skoro wytrwała w pracy ledwie pół roku. Żeby było zabawniej, niektórzy politycy PO szczerze wierzą, że teraz sondaże skoczą jeszcze wyżej, a to dlatego, że "poprawi się polityka informacyjna".

Reklama

A rzecznik? Nie martwmy się, zawsze się ktoś znajdzie. Może nie tak piękny jak Ewa Wachowicz, cyniczny jak Michał Tober czy pewny siebie jak Aleksandra Jakubowska, ale zawsze. Grunt to dobrze wybrać. A że to niełatwe przekonał się Jan Olszewski, który podczas półrocznego urzędowania rzeczników miał dwóch, ale nic to w porównaniu z konceptem, jaki powstał, gdy gabinet dopiero się formował. Oto całkiem poważnie rozważano wtedy, by rzeczniczką rządu Olszewskiego była… Janina Paradowska.

Rzecznika zresztą zawsze można zmienić. Manewr ten ćwiczyły już różne rządy, a w krew wszedł on gabinetowi Buzka, który rzeczników miał trzech, a ostatni, przesympatyczny Krzysztof Luft, zgodnie z przewidywaniami mojego kolegi, dał rządowi nie tylko swoją twarz, ale i nazwisko.

Teraz oczywiście rozpoczną się korowody pod tytułem "wybór nowego rzecznika", w czym znów przodował niezrównany Jerzy Buzek (że też żeśmy taką perłę do Starsburga wysłali!), ogłaszając swego czasu casting na usługi rzecznikowskie i przesłuchując co atrakcyjniejsze dziennikarki. Po czym zresztą wybrał Lufta, ale to było już tylko dopełnienie absurdu. W każdym razie zabawa w szukanie następcy Liszki - gwarantowana. Na razie rozśmieszać może wymyślanie tłumaczeń jej dymisji. Z ust liderów PO płyną dwa wyjaśnienia: powody osobiste i umowa z premierem. Pierwszy, przez który z rządu odeszły już tabuny wiceministrów, jest niemożliwy - Agnieszka Liszka jest za młoda i nie mogła być agentem SB.

Reklama

Umowa z premierem to oczywiście co innego. Musimy uwierzyć na słowo, że Tusk celowo wybrał osobę, która miała mu przez kilka miesięcy uporządkować biuro prasowe, a potem zostawić na pastwę mediów samego. Brzmi to umiarkowanie wiarygodnie, ale w końcu coś trzeba ludziom powiedzieć. Tylko kto ma to zrobić, skoro nie ma rzecznika? Tak, trzeba pilnie powołać rzecznika do wytłumaczenia, dlaczego nie ma rzecznika!