Wielka akcja banków centralnych. Bomba wybuchła dokładnie o 13 polskiego czasu. Najważniejsze banki centralne Ameryki, Europy, Wielkiej Brytanii i Kanady równocześnie obniżyły stopy o pół procent. Do akcji przyłączyły się Szwajcaria i Chiny, tnąc stopy o 0,25 i 0,27 proc. Indeksy spadających wcześniej europejskich giełd błyskawicznie wystrzeliły w górę. W Warszawie WIG20 w ciągu kilkudziesięciu sekund wzrósł o ponad dwa procent. "Wspólne działanie banków centralnych może przynieść wkrótce konkretne rezultaty" -triumfalnie zadeklarował chwilę potem prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Reklama

Rzeczywiście, tak efektownych i szeroko zakrojonych działań światowa gospodarka nie widziała od dawna, konkretnie od siedmiu lat i zaburzeń na rynkach po 11 września 2001. Problem w tym, że entuzjazm na giełdach trwał nie więcej niż dwie godziny. Potem sytuacja sytuacja wróciła do normy, czyli do spadków.

Dlaczego inwestorzy okazali się impregnowani na tak spektakularne przedsięwzięcie? Nałożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze rzeczywistość w świecie finansów jest tak ponura, że każda korzystna wiadomość jest traktowana jako zła wiadomość. Wygląda to z grubsza tak: jeżeli banki centralne uciekają się do takich akcji, to musi być jeszcze gorzej, niż myśleliśmy. I wracamy do wyprzedaży. Po drugie cała akcja miała służyć temu, żeby instytucje finansowe mogły taniej pożyczać pieniądze od banków centralnych. Nieufność między bankami komercyjnymi jest bowiem tak wielka, że jedynym źródłem pieniędzy na finansowanie bieżącej działalności stały się właśnie banki centralne. Tylko że nikt nie uwierzył, że skala wczorajszej obniżki jest wystarczająca. Nie przywróci zdrowia sektorowi finansowemu, a co za tym idzie - i to po trzecie - nie zapobiegnie recesji w tzw. realnych gospodarkach.

Trudno już zliczyć: mieliśmy różnorakie akcje Fed i amerykańskiej administracji z planem Paulsona na czele, sektor finansowy ratowały Beneluks, Niemcy, Rosja, Szwecja, Islandia, Francja, kolejne państwa na wyścigi ogłaszają gwarancje dla lokat bankowych, o czym niżej. Czy świat uwierzył, że te działania są prawdziwym remedium na kryzys? Nie, i nie uwierzył także wczoraj w akcję banków centralnych oraz w to, że skuteczny może być...

Reklama

... Gigantyczny plan ratowania banków opracowany przez brytyjski rząd. Kuszące jest pójście tropem brytyjskich komentatorów, którzy twierdzą, że nie mogą tego planu komentować, bo niczego takiego w życiu nie widzieli. Pieniądze, które chce przeznaczyć na ratowanie sektora bankowego rząd Gordona Browna, rzeczywiście są oszałamiające: od razu 250 mld funtów, a w ramach gwarancji kolejnych 250 mld.

Oznacza to, że Wielka Brytania zafunduje swoim bankom kwoty większe niż plan Paulsona w USA przy ośmiokrotnie mniejszej gospodarce! "Nie mamy innego wyjścia" - stwierdził z rozbrajającą szczerością sekretarz skarbu Alastair Darling. Co więcej, nikt nie ma pojęcia, czy te sumy oznaczające minimum częściową nacjonalizację takich gigantów jak Abbey, HSBC czy Royal Bank of Scotland po prostu wystarczą. Co bardziej dociekliwi zastanawiają się, skąd rząd weźmie te pieniądze, zwłaszcza że nad Wielką Brytanią i innymi europejskimi potęgami zawisło...

... Widmo recesji. Wczoraj przestał mieć złudzenia Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Według jego najnowszych prognoz światowa gospodarka w przyszłym roku ma się rozwijać najwolniej od siedmiu lat. Jego prognozy na 2009 rok: Wielka Brytania - recesja, Włochy - recesja, Hiszpania - recesja, Niemcy - raczej optymistycznie, bo stagnacja. Ciekawe, że minimalny, ale jednak wzrost mają odnotować Stany Zjednoczone.

Nie miejmy naiwnego przekonania, że jeżeli dojdzie do realizacji takiego scenariusza, Polska obędzie się bez strat. Zbyt mocno weszliśmy w krwiobieg światowej gospodarki. Bank JP Morgan obniżył prognozy przyszłorocznego wzrostu naszego kraju do 3,5 proc., co i tak czyni nas gospodarczym tygrysem Europy. Oby globalna czkawka dotarła do nas tylko w takim stopniu. A meldunki o spowolnieniu lawinowo napływają nie tylko z poszczególnych państw, ale także od firm. Stopnieją zyski Toyoty, Volvo, operatorów komórkowych czy branży reklamowej. Branża dóbr luksusowych szykuje się na trudne czasy. Powód? Perturbacje w Rosji. Z kolei w Ameryce tani Wal-Mart koryguje prognozy zysków, twierdząc, że jego klienci zaczęli kupować już tylko rzeczy absolutnie najtańsze, sprzedawane z minimalną marżą. Naprawdę, świat nie ma już jak zarabiać.