Ale cofnijmy się jeszcze dalej - dokładnie o rok. Właśnie na przełomie października i listopada 2007 główny indeks warszawskiej giełdy WIG20 notował swoje historyczne rekordy i wspiął się na poziom 3,9 tys. punktów. Wczoraj, po prawie 8-proc. wzrostach, doszedł do 1750 punktów, czyli wynosi ponad dwa razy mniej niż rok temu. To obrazuje bardzo długą drogę, jaką przeszedł rynek kapitałowy w ciągu tych 12 miesięcy. Jeżeli nawet wzrosty ostatnich dni sygnalizują jakieś dłuższe odbicie, to powrót do przyzwoitych poziomów zajmie całe lata. I możemy być pewni, że w tym czasie na giełdzie zdarzy się cała masa przykrych niespodzianek.

Reklama

Inaczej ze złotym. Jego marsz w górę zyskał wczoraj kolejny bodziec i wygląda na to, że przynajmniej na razie o naszą walutę nie należy się bać. Te korzystne dla złotego wieści nadeszły z kraju, którego gospodarka dosyć niespodziewanie okazała się bardzo mocno związana z naszą - z Węgier. Otóż koalicja Unii Europejskiej, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego pożyczy temu krajowi astronomiczna kwotę 25 mld dol. na stabilizację gospodarki. Wygląda więc na to, że "problem węgierski" został potraktowany tak jak już podczas ostatnich tygodni kilkakrotnie zdarzało w różnych przypadkach - zatkany górą gotówki.

Tylko że węgierskie kłopoty mogą w którymś momencie wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Chciałbym bowiem zwrócić uwagę, że nasi bratankowie będą musieli te pieniądze w którymś momencie zwrócić. Czy pozwoli na to ich dołująca od dawna gospodarka? Co więcej, komunikatom o szykującej się pożyczce nie towarzyszą informacje o reformach choćby węgierskich finansów publicznych, które są w znacznie gorszym stanie niż nasze. Węgry, czego im oczywiście nie życzę, mogą więc być uratowane tylko na jakiś czas. Czy zatem ich ewentualne kolejne kłopoty mogą znów uderzyć w Polskę? Oczywiście zależy to od sytuacji na świecie, ale także od nas samych. Zrobiony już został pierwszy krok, czyli mocne deklaracje z ostatnich dni dotyczące euro. Proces przyjmowania wspólnej waluty bardzo skutecznie oderwie nas od reszty rynków wschodzących. Ale to nie wszystko. Przy wchodzeniu do strefy euro nasza gospodarka musi być silna. A prognozy są coraz gorsze. Wczoraj Rada Polityki Pieniężnej zapowiedziała niski, ok. 2-proc. wzrost w przyszłym roku. To kolejny sygnał, że możemy spodziewać się gorszych czasów. Dlatego gospodarkę trzeba reformować, uzdrawiać finanse publiczne, a nie karmić się mirażami, że cały problem załatwi nam zwiększanie deficytu. Życie za pożyczone pieniądze zwykle kończy się marnie. Ostatnio dużo mogliby nam o tym powiedzieć właśnie Węgrzy.