Obronną ręką - tak wyszedł Janusz Palikot z afery, którą wywołał atakując i obrażając Grażynę Gęsicką. Najpierw Palikot, oprócz krytyki pod swoim adresem, wysłuchał długiej listy zapowiadanych tortur, które miały go czekać. Męki za obrażenie Gęsickiej miał cierpieć z rąk członków władz Platformy. Lista obejmowała nawet wyrzucenie z partii, a przynajmniej zawieszenie w prawach członka klubu parlamentarnego, wreszcie odebranie przewodniczenia komisji "Przyjazne Państwo".

Reklama

Skończyło się na naganie i zabraniu przewodnictwa w komisji. W pierwszych komentarzach - np. polityków PO i sejmowych dziennikarzy - uznano, że nagana jest rzeczą śmieszną, ale zabranie komisji powinno być dla Palikota dotkliwe. Rzeczywiście, Platforma wobec mniej znanych i nie tak wpływowych posłów bywała surowsza. Poseł Miron Sycz podejrzany o to, że za samorządowe pieniądze postawił jakąś altankę, wyleciał z klubu. Po wielu miesiącach bezsprzecznie okazało się, że był niewinny, a i na samym początku "afery altankowej" wiele osób miało wątpliwości, czy Sycz popełnił jakieś wykroczenie. W każdym razie partia wtedy była bezwzględna.

Jednak czego nie wolno Syczowi, to wolno Palikotowi. Okazało się, że właściwie nie wiadomo, jak mu zabrać szefostwo komisji. On sam nie chciał oddać, a żaden z posłów PO nie chciał złożyć wniosku o odwołanie przewodniczącego. Nie chciał, a właściwie się bał. Obecni w komisji posłowie lewicy też nie chcieli, bo uznali, że to dla nich dobrze, gdy Platforma "podgrilluje się" w żarze wewnętrznych niesnasek. Wreszcie sam Palikot zapowiedział, że jednak ustąpi. Dziś okazało się, że nie za darmo. Zostanie wiceprzewodniczącym.

Szefem ma być poseł PO Mirosław Sekuła. To wprawdzie były prezes NIK, ale dziś w Platformie nie ma żadnych istotnych wpływów. Więc kto faktycznie będzie rządził w komisji? Odpowiedź chyba jest prosta. I można ją rozszerzyć o następującą konkluzję: Palikot jest ciągle zbyt ważnym politykiem swojej partii, by można go było łatwo zmarginalizować. Owszem, Donald Tusk był na niego solidnie wkurzony, inni liderzy podobnie. I nawet w pierwszym momencie ich wypowiedzi świadczyły o tym, że chętnie by przystrzygli wybujałe ambicje i swawole Palikota. Jakimś wyrazem tego było kilka przecieków do prasy kolorowej o rzekomym homoseksualizmie polityka z Biłgoraja. Niewykluczone, że plotki czy "cynk" o spotkaniu Palikota z jakimś mężczyzną wyszły od "życzliwych" kolegów z PO.

Reklama

Palikot jednak to lider sondaży, ulubieniec wszystkich anty-kaczystów, bogacz, i co najważniejsze - skarbnica wiedzy o wewnętrznych sprawach Platformy i (osobistych nawet) problemach jej liderów. To ktoś, kto ciągle może być pożyteczny dla partii. A na pewno byłby dla niej niebezpieczny, gdyby ta go odtrąciła.