PIOTR GRZEŚKIEWICZ ("Cooltura-Polish Weekly Magazine"): Panie premierze, prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, w jednym z wywiadów zapytany o rozwód ze swoją ówczesną żoną powiedział, że w dzisiejszych czasach intymne problemy polityków muszą być ujawniane jak nigdy wcześniej. Ewolucja w kierunku przejrzystości życia prywatnego osób publicznych, niewyobrażalna jeszcze 10 lat temu, stała się obecnie nieunikniona. Zgadza się pan z jego opinią?
KAZIMIERZ MARCINKIEWICZ: Powiedziałbym i tak, i nie. Zgadzam się, że również prywatne życie osób publicznych powinno być przejrzyste i jawne, bo ma wpływ na podejmowane decyzje publiczne. Jeśli ktoś ma z tym problemy, niech rezygnuje z życia politycznego. Natomiast nie zgadzam się, jeśli następuje przesada i zaglądanie do prywatnego życia tylko i wyłącznie dla sensacji. Informacja i wiedza - tak, sensacja i gonitwa za nią - nie.

Decyzja o rozwodzie z żoną nie należała zapewne do łatwych. Długo pan ją rozważał, czy była ona raczej pod wpływem impulsu?
Rozważałem ją długo. Wpłynęła na nią chęć uporządkowania życia prywatnego. Wiele lat temu wyjechałem z Gorzowa, pracowałem najpierw w Warszawie, potem w Londynie. Zacząłem żyć w zupełnie innym świecie, do którego mojego rodzina dołączyć nigdy nie chciała, nawet wówczas, gdy byłem premierem, czy gdy w Londynie wynająłem duży, rodzinny dom. Pytałem nie tylko siebie: dlaczego? Dlaczego muszę być sam? To prawda, że uciekałem w pracoholizm, byłem pochłonięty zmienianiem Polski, świata. W naturalny sposób zaczęliśmy się od siebie oddalać. Rodzina domagała się, bym rzucił to wszystko i wrócił do Gorzowa. Nie potrafiłem! Nie jestem hipokrytą, staram się być uczciwym człowiekiem, nigdy nie romansowałem, więc w grudniu powiedziałem prawdę rodzinie i podjęliśmy z żoną decyzję o rozstaniu. Jednocześnie zagwarantowałem im opiekę i wsparcie. Przeprowadziliśmy wiele rozmów, moja decyzja nie była pochopna. Myślę, że żona nie była zaskoczona, bo przez ostatnie lata wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, że żyjemy w rożnych światach, a nasze drogi się rozchodzą.

Znalazł pan zrozumienie u dzieci?
Dla dzieci to na pewno jest szok, jednakże wiedzą, jak bardzo je kocham i tego nic nie zmieni. Ojcem jest się całe życie, więc staram się utrzymywać stały z nimi kontakt, jak zawsze.

Spodziewa się pan także zrozumienia ze strony rodaków? Na Zachodzie nie jest to nic nadzwyczajnego, ale czy Polska na tyle się zmieniła, żeby zaakceptować nie tylko rozwód osoby postrzeganej jako religijnej, ale także to, że rozstaje się pan z żoną, by związać się z kobietą znacznie młodszą?
Dokonałem wyboru osoby, człowieka, jej charakteru, osobowości, poglądów, upodobań, a nie wieku. Moja decyzja była i jest stricte osobista, nielicząca na aplauz bądź krytykę. A nawet jeśli wrócę do polityki, to liczę na akceptację mojej osoby, moich poglądów i kompetencji i przygotowania do podejmowania nawet najtrudniejszych decyzji.

Czy zmiany w życiu osobistym będą miały wpływ na pana decyzje odnośnie powrotu do czynnej działalności politycznej?
Zawsze oddzielałem życie prywatne od życia publicznego, między innymi dlatego właściwie nigdy rodzina nie uczestniczyła w mojej działalności publicznej. Teraz wszystkie decyzje będę podejmował wspólnie z moją narzeczoną, a w przyszłości żoną.

Na koniec, proszę zdradzić, kim jest ta kobieta, dla której warto aż tak diametralnie zmienić swoje życie?
Chciałoby się powiedzieć "Taka mała, a wielka…". Jest wspaniałą, niezależną, ambitną, młodą osobą pracującą jako konsultant-analityk w londyńskim City. Ujęło mnie to, że w życiu kieruje się jasnymi zasadami. Ceni sobie prywatność i wolność. Poznaliśmy się w londyńskim City, w lecie ubiegłego roku. W czasie wielu spotkań i rozmów zauważyliśmy podobieństwo poglądów, zainteresowań i charakterów. Zaprzyjaźniliśmy się, ale żadnego romansu nigdy nie było! Dopiero, gdy rozpocząłem porządkowanie swojego życia, czyli po ostatecznej grudniowej rozmowie z Marylą, postanowiliśmy być parą. Kilkanaście dni temu poprosiłem moją partnerkę o rękę.















Reklama