Wygląda na to, że do Kazimierza Marcinkiewicza dotarła gorzka prawda o konsekwencjach historii, której w ostatnich dniach stał się bohaterem. Do tej pory wyglądało to tak, że nie widział problemu w tym, jak tabloidy i pozostałe media - z jego aktywnym udziałem - prezentują jego odejście od rodziny i początek nowego życia ze znacznie młodszą partnerką. Marcinkiewicz sprawiał wrażenie osoby, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że ponosi klęskę jako wiarygodny polityk.

Reklama

Dziś chyba już wie i próbuje odzyskiwać teren. Swój tekst na własnym blogu tytułuje słowem "przepraszam". Ale poprzedza je cytatem z Ryszarda Kapuścińskiego o nędzy współczesnych mediów. Dalej już tylko atakuje, atakuje, a siebie usprawiedliwia. Nie on jest winien, ale złe media. Konkretnie "Superexpress", któremu przypisuje złamanie umowy z nim, zamieszczenie ewidentnych kłamstw i cynizm. Przypomnijmy, że wcześniej za rozwód winił własną rodzinę, która nie chciała rzucić dotychczasowego życia i wyprowadzić się z Gorzowa.

Problem w tym, że jeśli nawet "Superexpress" tak podle urządził Marcinkiewicza jak on to sam opisuje, a pozostałe media się mylą, to i tak mało kto uwierzy byłemu premierowi. On sam może łudzi się, że za jakiś czas ludzie o tym zapomną. Sprawa przyschnie, a on wróci do wielkiej gry. Mało prawdopodobne. By wrócić najpierw będzie musiał negocjować z jakąś siłą polityczną warunki współpracy. Teraz jego pozycja negocjacyjna została zredukowana do niemal zera - przez niego samego. Dał temu wyraz ostatnio Donald Tusk mówiąc, że nie widzi miejsca w Platformie dla Marcinkiewicza. A jeszcze niedawno było odwrotnie: to Platforma prosiła, a były premier wybrzydzał. Wreszcie, gdy Marcinkiewicz zacznie o coś walczyć - w wyborach, popierając jakąś sprawę, pełniąc ważną funkcję - to wtedy jego przeciwnicy odświeżą zapomniany skandal.

Dziś chyba prawie każdy polityk myśli sobie, czując zimny dreszcz na plecach: jak to dobrze, że nie jestem w skórze Marcinkiewicza. A jeszcze niedawno wielu zazdrościło mu powodzenia, szczęścia i zdolności.

Piotr Gursztyn

Reklama