Barbara Kasprzycka: Panie premierze, co się stało z Kazimierzem Marcinkiewiczem?

Józef Oleksy: Widzę, że bardzo jest zafascynowany obecnym etapem swojego życia. Zarówno pieniędzmi, jakie dostawał w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, jak i tymi które dostaje teraz, a które z pewnością są nieporównywalne z uposażeniem rządowym. Z tego wynika znaczny skok komfortu życia i możliwości finansowych. Ta fascynacja wyraźnie przebija z tego, co premier Marcinkiewicz mówi o sobie i o nowym etapie swojego życia. Utrwala się tym samym jego wizerunek jako polityka zdatnego wszędzie, ale też politycznie zmiennego. To sprawa elastyczności i filozofii życia. Być może jego poszukiwanie radości życia będzie dalej owocować różnymi formami.

Reklama

Jakimi na przykład?

Nie chcę przesądzać, ale z czasem przychodzi umiłowanie zbytku, chęć dorównywania innym. Wszystko zależy od tego, na ile jest się przygotowanym na nagły wzrost możliwości materialnych i na ile ma się do tego dystans, a na ile się w tym pławi. Żyjemy przecież w czasach rozpasanej konsumpcji, choć kryzys ją pewnie znacznie przytępi.

Reklama

Zna pan to rozpasanie z autopsji?

Nie, ale widziałem jego przykłady. Ja akurat nigdy nie cierpiałem na pragnienie wielkich pieniędzy. Nie żyję w biedzie, ale nie zazdrościłem tym, co mieli więcej. Mam umiarkowane potrzeby, które trzymam w ryzach. Nigdy nie miałem przecież takich dochodów, jakie ma dziś Marcinkiewicz.

Pieniądze to jedno, ale czy roli nie gra też upadek z wysokiego konia? Tęsknota za okresem, w którym miało się władzę?

Reklama

Bez wątpienia. Ja akurat odchodziłem z funkcji premiera w dramatycznych okolicznościach, nieporównywalnych z nikim innym. Moje przeżycia były więc innego typu, bo deptano publicznie cały mój życiorys i dorobek. Premier Marcinkiewicz odchodził w wyniku układanek politycznych, ale wyczuwam, że musiał to źle przeżyć. To było odejście nagłe i przecież niezbyt uzasadnione. Potem miał perturbacje z prezydenturą Warszawy, której nie osiągnął. To wszystko na ambitnego polityka silnie działa i wywołuje frustracje różnego rodzaju: poczucie niespełnienia, pragnienie dopełnienia życiowego. Potem… potem wiele sytuacji normalnego życia przyrównuje się do tamtego okresu honorów i błyszczenia.

I tego brakuje?

Brakuje. Może mnie nie tak bardzo brakowało błyszczenia, co publicznej obecności. Premierostwo to w końcu najwyższa wykonawcza władza w państwie. Nie chodzi nawet o fascynację samą władzą, ale o rolę publiczną. Kazimierz Marcinkiewicz wyraźnie ją polubił i wyraża to w oryginalnych formach. Być może te możliwości finansowe jakie zyskał rekompensują mu trochę tę stratę, ale też szuka form innej rekompensaty. Osobowość wyraźnie woła za utraconym prestiżem.

No dobrze, ale dziś nie mówimy o władzy czy pieniądzach Kazimierza Marcinkiewicza, ale przede wszystkim o jego nowej, atrakcyjnej kobiecie. Zagrał tu trudny dla mężczyzny wiek?

Pewnie wszystko razem. On jest wystarczająco młody, żeby źle znosić rozłąkę z rodziną. Ale jak sam twierdzi z żoną ta rozłąka trwała już dłużej. To są bardzo osobiste sprawy, ale rzeczywiście nie podoba mi się ich publiczny wymiar i epatowanie opinii publicznej sobą w sprawach bardzo intymnych. Nie potępiam tego, że ktoś się zakochuje i zmienia partnerkę, chociaż rozstawanie się z rodziną nie pasuje akurat do ideologii politycznej Kazimierza Marcinkiewicza. Pamiętam przecież zawzięte elegie ZChN na temat rodziny, małżeństwa, miłości, jedynej i wiernej. On to też głosił i firmował, a teraz pokazuje się niemalże w negliżu. Nie wiem, ile jest w tym chęci publicznego zaistnienia, ale wydaje się, że ta pokusa też jest silna. Dziś faktycznie kto nie jest medialny, ten nie istnieje. Marcinkiewicz odgrywa już w naszej rzeczywistości rolę celebryty, który nie tylko nie skrywa swoich miłosnych przeżyć, ale je eksponuje. Widać taka epoka.

A z własnego doświadczenia może pan powiedzieć, jak to jest z tym afrodyzjakiem władzy – czy każdemu trochę zaczyna odbijać?

Widziałem wiele przypadków, w których sprawowanie władzy wywoływało szczególną dozę samowyrozumiałości. Władza jest afrodyzjakiem, bez wątpienia. I na jej szczytach z pewnością działa triada wartości, które ogarniają całą osobowość człowieka: miłość, władza i pieniądze. Interakcje między tymi trzema żywiołami i ich siła oddziaływania na człowieka jest ewidentna.

Trudno się jej oprzeć?

Jak jest pomyślnie, to znaczy władza zapewnia zarówno harówę, jak i satysfakcję, to może stać się czynnikiem mocno zaspokajającym inne potrzeby. Jeżeli jednak władza frustruje, to być może trzeba się rzucić w wir innych doznań z tej triady.

Czy Kazimierz Marcinkiewicz będzie miał jeszcze czego szukać w tak konserwatywnym kraju jak Polska?

Premier Marcinkiewicz w sposób niepraktykowany dotąd powszechnie objawia sekrety swojego życia osobistego. Badania pokazują, że większości ludzi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, chcą jak najwięcej wiedzieć o prywatnym życiu polityków. Nie sądzę jednak, żeby sam Marcinkiewicz nastawiał się na karierę polityczną w Polsce. Jak przypuszczam mocno zasmakował w mirażach Brukseli czy Londynu. Nie wiem więc, co będzie dalej. Nikt nie wie, jak trwała okaże się jego nowa miłość. Wierzę w miłość, ale w takich historiach bywa ona niestety zjawiskiem przejściowym.