Piotr Gursztyn: Czy przeprosiny Jarosława Kczyńskiego pod adresem inteligencji to rutynowe słowa lidera partii, czy ważna deklaracja zmieniająca debatę publiczną?

Andrzej Nowak*: Ta wypowiedź była, jak sądzę, dość precyzyjna. Odnosiła się do wypowiedzianych przez Ludwika Dorna słów o wykształciuchach. Miała ona swój ścisły kontekst, który został odrzucony przez komentatorów: kontekst krytyki Sołżenicyna pod adresem inteligencji rosyjskiej, kontekst tłumaczenia Romana Zimanda tych słów. Niemniej, zostało to niesłychanie skutecznie wykorzystane przeciw PiS, jako partii antyinteligenckiej. Do tych, którzy nie przebili się przez mur medialnej dezinformacji i potraktowali słowa o wykształciuchach jako obelgę Jarosław Kaczyński skierował te słowa przeprosin. Myślę, że słusznie. Za to kompletnym nieporozumieniem jest sugerowanie, że partia Kaczyńskiego jest antyinteligencka. On formułował wielokrotnie swoją interpretację sensu słowa "inteligencja". Używa określenia inteligencja etosowa - czyli, ci którzy są wierni etosowi inteligencji, takiej jaką wykształciła II Rzeczpospolita, która przeniosła się przez Armię Krajową, okres prześladowań w czasach stalinowskich, do III Rzeczpospolitej. To jest naturalny adresat wystąpień Kaczyńskiego. I widać na dziesiątkach jego spotkań z przedstawicielami środowisk inteligencji, że on dociera do tej grupy.

Reklama

A do innej części już nie dociera?

Nie dociera do tej grupy inteligencji, która została stworzona w PRL, przez PRL i na potrzeby PRL.

To wcześniejsza teza Kaczyńskiego. Czy tak rzeczywiście jest?

Reklama

Nie mam wątpliwości, że tak jest. Nie zmieniły się słowa krytyki Kaczyńskiego pod adresem korporacji akademickiej zdominowanej przez profesorów -- których zresztą bardzo zabawnie na jednym z paneli w czasie kongresu PiS wyszydził Andrzej Dobosz - pochodzących z katedr marksizmu-leninizmu, którzy wychowali swoich następców. Dobosz wymieniał jednego, który miał wypromowanych 51 doktorów. A teraz to są profesorowie. Właśnie ta inteligencja - w cudzysłowie, ja to dodam, żeby nie szło to już na konto PiS -- tworzy dziś beton, uniwersyteckich Katonów oburzonych słowami o wykształciuchach. Do nich Jarosław Kaczyński, wydaje mi się, nie zmienił stosunku. Bardzo ważną i trafną częścią jego wypowiedzi jest to, że żadne środowisko w polskim społeczeństwie, chyba w całym XX w., nie jest tak wpływowe i silne jak korporacja akademicka. Oczywiście miała ona wspaniałe i złe chwile. Ta korporacja tylko z najwyższą brutalnością została złamana przez stalinowców. I stworzono nową korporację i ona się odtwarza. Oczywiście jest w niej bardzo wielu ludzi porządnych i uczciwych, o czym Kaczyński mówił na kongresie. Ale wpływową grupą w nowej korporacji tworzą ludzie, których wyszydzał Dobosz. Ludzie, których geneza intelektualna i polityczna sięga Polski stalinowskiej.

Jednak inteligencja niezależenie od tego, o czym pan teraz mówi ma różne poglądy polityczne. I bez tego wielu inteligentów, by nie zgadzało się z Kaczyńskim.

Reklama

Dlaczego mieliby się nie zgadzać? Jeżeli inteligencja ma znaczyć jakąś misję społeczną, której ośrodkiem jest Polska, solidarność z upośledzonymi? A to był etos inteligencji od Brzozowskiego i Żeromskiego, a nie elitaryzm. Elitaryzm jest cechą całkowicie obcą etosowi inteligenckiemu. Służba jest podstawą tegoż etosu, a nie wystawianie się ponad społeczeństwo. Jeżeli tak rozumieć pojęcie inteligencji to cały szereg haseł i prób ich wykonania, nawet nie zawsze szczęśliwych, wysuwanych przez Porozumienie Centrum a potem PiS, było bliższe rdzeniowi etosu inteligenckiego niż to co robiła jakakolwiek inna partia w Polsce. Na czele z Unią Wolności, którą cechował absolutny elitaryzm, czyli my inteligencja i reszta, czyli plebs. Nie było tam źdźbła idei służby.

Bardzo duża część inteligencji tzw. technicznej reagowała w sposób żywy i bardzo pozytywny na Porozumienie Centrum, a potem na PiS. To są ludzie, których kariery naukowe i idea służby Polsce za pomocą swojej inteligencji (mam tu na myśli cechę umysłu, a nie etos) sprawdzała się w sposób nieuwarunkowany politycznie. Fizykowi albo inżynierowi mimo wszystko dużo łatwiej było zrobić karierę bez płaszczenia się przed Podstawową Organizacją Partyjną czy przed lektorami z Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Łatwiej niż humanistom - polonistom, historykom, a już zwłaszcza politologom.

Zostawiając na chwilę Kaczyńskiego na boku - dlaczego w Polsce politycy zwracają się do inteligencji w szczególny sposób? W polityce krajów zachodnich szczególny język jest używany wobec grup upośledzonych, nie relatywnie uprzywilejowanych. Tam nie wyodrębnia się ludzi wykształconych z ogółu wyborców.

Słusznie to pan zauważył. Ale powód ciągłego wyodrębnienia inteligencji w polskiej debacie politycznej wynika z tego, że bywa kojarzona -- niekoniecznie słusznie -- ze środowiskami akademickimi. Na zasadzie: akademicy jako przewodnicy inteligenckiego stada. Kaczyński powtórzył parokrotnie słuszną uwagę, że walka ze środowiskami akademickimi jest najtrudniejsza, i jak się okazuje bezskuteczna. Zatem trzeba pozyskiwać te środowiska, przynajmniej ich część nieskompromitowaną uwikłaniem w poprzedni system. By pociągnąć za sobą tę dużą grupę, która odwołuje się do wzorców kształtowanych przez rozmaitych profesorów. To ciągle wpływowa grupa.Przecież "Dziennik" dzwoni do mnie nie dlatego, że jestem robotnikiem, ale profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. W innym przypadku moje teksty nie ukazałyby się w żadnej gazecie. To więc naturalne, że ktoś zwraca się do wpływowej grupy, od której zależy duża część debaty publicznej. Po drugie odwoływanie się do inteligencji, która jest częścią tradycji polskiej, czy szerzej wschodnioeuropejskiej - gdzie od 150 lat inteligencja odgrywa bardzo ważną rolę wzorotwórczą. Dziedzictwo tej specyficznej historii inteligencji wschodnioeuropejskiej nadal jest żywe. Nadal tworzy mit, który jednak stwarza pewną rzeczywistość ideową i społeczną.

Czy, pana zdaniem, te słowa Kaczyńskiego, spowodują, że inteligencki elektorat może przenieść poparcie na PiS?

Bardzo dobre jest hasło zmiany wizerunku PiS ze spotów reklamowych - "Nie słowa, lecz czyny". Słowo przepraszam było wypowiadane setki razy przez różnych polityków. I jeśli nie szły za tym żadne czyny to nie mogło budzić trwałych skutków. Jeżeli w ślad za słowem przepraszam, i to związanym z pewnym nieporozumieniem, pójdą czyny sprowadzające się do systematycznego otwierania się na środowiska inteligenckie, które gotowe byłyby wspierać PiS to myślę, że rzecz mogłaby się zmienić.

Ale to zależy od czynów. Czy PiS będzie szukało więcej ekspertów, czy będzie szukało wiedzy poza "zakonem PC", czy będzie otwierało się na szeroki krąg ludzi, którzy podobnie myślą o Polsce? Jako o państwie narodowym, demokratycznym, które szuka sobie godnego miejsca na mapie Europy i które nie chce z tej mapy zniknąć. Takich ludzi wśród inteligencji, jestem pewien, jest większość. Jeśli PiS będzie chciało ich szukać, to ich znajdzie. Ale po czynach poznacie, a nie po słowach.

*Andrzej Nowak jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Arcana"