Polaryzacja wokół sporu o Okrągły Stół zbiera obfite żniwo. Trwa konkurs, kto powie coś bardziej skrajnego, przepraszam, wyrazistego, przepraszam - jednak niemądrego. Tym razem do konkursu stanął Władysław Frasyniuk, jeden z najbardziej zasłużonych liderów podziemnej Solidarności. Na konferencji o Okrągłym Stole, organizowanej przez postkomunistyczną lewicę, postanowił przebić wszystkich, nawet swoich obecnych partnerów z dawnej PZPR.

Reklama

>>>przeczytaj o propozycji Władysława Frasyniuka

>>>Przeczytaj o 12 grzechach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka


Pal już sześć takie ogólne maksymy jak ta: "Uważam, że dziś uczestnicy obrad okrągłego stołu - po uchwale polskiego parlamentu - powinni przestać się tłumaczyć i przyjąć, że już nikt o zdrowych umysłach, nie krytykuje Okrągłego Stołu". Pal sześć, choć wizja uznania hurtem wszystkich swoich antagonistów za wariatów ma długą tradycję, ale chyba nie o taki model publicznego sporu walczyła Solidarność - w tej liczbie Frasyniuk.

Reklama

>>> Przeczytaj co o pomyśle Frasyniuka sądzą opozycjoniści

Narzekania Frasyniuka na rondo Reagana we Wrocławiu jako żywo nie rozumiem. Nie ma wśród historyków żadnego sporu o to, na ile wyścig zbrojeń wymuszony przez amerykańskiego prezydenta przyczynił się do rozmontowania komunizmu. Przyczynił się i to znacznie, a gdyby nie ta polityka, ofiara między innymi Frasyniuka poszłaby być może na marne. Tego nie kwestionował do tej pory nawet żaden z postkomunistycznych polityków, w każdym razie tak głośno. Robi to jeden z bohaterów opozycji lat 80. Mogę się z nim częściowo zgodzić: Jacek Kuroń powinien być uczczony większą ulicą. Ale przedstawianie go jako konkurencji dla Reagana, to wzięcie kompletnego rozbratu z polską historią tamtych czasów.

I wreszcie główny pomysł Frasyniuka: postawmy pomnik Jaruzelskiemu. Jak rozumiem agent wojskowej informacji, usuwający z wojska syjonistów, posyłający wojsko na Czechów w 1968, a na Polaków w 1970 i 1981 ma być bohaterem wolnej demokratycznej Polski. Ja się mogę zgodzić z tymi, którzy każą spojrzeć na pewne okresy w życiu Jaruzelskiego w sposób spokojny i zniuansowany. Ale pomniki nie są symbolem ułaskawienia czyjejś pamięci. Ich nie stawia się za niuanse w ocenie. Budując pomniki, wynosi się człowieka na świeckie ołtarze. Uznaje, że całokształt jego życia jest bardziej wielki i wzniosły niż mały i nikczemny. Stanowi bardziej wzorzec dla przyszłych pokoleń niż coś, co zaledwie wybaczamy. Życiorys Jaruzelskiego takim wzorcem nie jest.

To szaleństwo święci coraz większe triumfy. Ostatnio w radio Tok FM Waldemar Kuczyński, też związany ongiś z solidarnościową opozycją, uznał, że absurdem jest łączyć generała Kiszczaka ze zbrodniami popełnianymi za czasów jego ministrowania przez SB. Chyba nawet Adam Michnik, proponując w 1995 roku wspólnie z Włodzimierzem Cimoszewiczem, napisanie od nowa historii strawnej dla wszystkich: tych z Solidarności, i tych z PZPR, nie sądził (wtedy), że sprawy zajdą aż tak daleko. Skoro przy Okrągłym Stole wszystkim chodziło o to samo, to co tu właściwie świętować? Przejście od czego do czego?

Reklama

>>>Komentarz Jana Wróbla

WEŹ UDZIAŁ W SONDZIE: