Opis Halla wypunktowuje ważne parametry tamtej rzeczywistości. Władza komunistów była coraz słabsza, gospodarka załamała się, więc PZPR szukała metod na zreformowanie PRL, ten cel wyznaczał horyzont jej planów, o wolności i demokracji nikt w partii nie myślał. "Solidarność" też była słaba i obolała, dla niej Okrągły Stół był ostatnią szansą, o tym, że w ciągu kilku miesięcy komunizm się posypie, nie wiedziała. Hall opisuje tamtą epokę jako czas, gdy bieg wydarzeń wymknął się nie tylko z ludzkich rąk, ale i wyobraźni, nikt nie wiedział, w jakim kierunku historia zmierza. Liderzy obu stron Okrągłego Stołu nie byli reżyserami, ale statystami, którzy mieli na tyle rozsądku, aby nie popełnić znaczących błędów.

Reklama

Za tydzień Okrągłemu Stołowi poświęcimy numer "Europy". Dziś chcielibyśmy postawić kilka pytań, na które będziemy szukać odpowiedzi.

1. Hall mówi, że Okrągły Stół nie zasługuje ani na czarną, ani na złotą legendę. Pytanie brzmi: czy w takim razie w ogóle zasługuje na legendę? Przecież nie każde wydarzenie oceniane jako ważne nadaje się na symbol.

2. Jeśli zasługuje na legendę, to czy realistyczne jest marzenie o wykuciu jej na nowo? Czy wydarzenie, które przez dwadzieścia lat obrosło tak jątrzącą symboliką, możemy teraz opleść kompromisową interpretacją?

3. Jeżeli chcemy wierzyć, że Okrągły Stół był polskim wynalazkiem służącym obaleniu komunizmu, co zrobić z faktem, że kilka miesięcy później komunizm upadł w całym bloku bez negocjacji z komunistami? Kontrargument, że w lutym 1989 roku nikt tego nie wiedział, jest prawdziwy, jednak w niczym naszej dzisiejszej wiedzy nie zmienia.

Reklama

4. A może trzeba zdefiniować Okrągły Stół lokalnie i patriotycznie - nie jako krok w wychodzeniu z komunizmu, ale jako święto narodowej zgody? Kłopot w tym, że to święto zgody po 20 latach dzieli silniej niż w 1989 roku.

5. Powyższe kłopoty skłaniają do tego, aby Okrągły Stół odsunąć na bok, jako kłopotliwe dla pamięci wydarzenie. Ale co wtedy ma być aktem założycielskim wolnej Polski? Wybory 4 czerwca? Zaprzysiężenie premiera Mazowieckiego? Wolne wybory prezydenckie dające urząd Wałęsie? Krytycy Okrągłego Stołu zgłoszą kolejne wątpliwości, 4 czerwca został w ich oczach splamiony przez lojalność wobec ustaleń Okrągłego Stołu, każde kolejne wydarzenie tym bardziej.

Reklama

6. Może zatem warto wrócić do idei modelowania legendy Okrągłego Stołu?

Jeśli uznamy, że mimo wszystkich problemów podjęcie tego wysiłku jest potrzebne, warto sformułować warunki ewentualnego kompromisu. Pierwszym będzie rezygnacja z kultu generałów - póki Okrągły Stół służy jako ich pomnik, zgody nie będzie. Drugim warunkiem jest przyznanie, że linia Mazowieckiego, Geremka, Kuronia i Michnika była wówczas najbardziej racjonalna, a spory o taktykę z drugiej połowy roku nie powinny tego przekreślać. Trzeci warunek to oddanie honorów Wałęsie - to jest czas jego wielkości, lata 1988 - 1990 są nawet lepsze niż 1980 - 1981. Ostatni, czwarty warunek to jakaś forma przyznania zasług komunistom. Sprawa jest delikatna, choć bili się oni tylko o utrzymanie władzy, o reformę PRL, a nie o budowę demokracji, to jednak w żadnym kraju bloku nie było komunistów pokroju Cioska czy Kwaśniewskiego. Moglibyśmy na to przymknąć oko, zakwalifikować ich jako zwykłych aparatczyków i z historii wymazać, gdyby w 1989 roku zakończyli swój polityczny żywot. Jednak postkomuniści przetrwali, czy to się nam podoba, czy nie, rządzili demokratyczną Polską dłużej niż dawna "S". Dostali od historii szansę i wykorzystali ją, pokazali oblicze, którego nie da się sprowadzić do komunistycznych trepów w rodzaju Honeckera czy Husáka. Wykreślanie ich z legendy Okrągłego Stołu będzie policzkiem wymierzonym wolnej Polsce oraz gestem nie do przyjęcia dla sporej części społeczeństwa.

Powyższe warunki być może są niespełnialne. W swoim imieniu wyznam jednak, że czuję silną potrzebę, zapewne sentymentalną i infantylną, aby rocznicę dwudziestolecia móc świętować razem, jako narodowe święto. Nie za cenę zamazania własnych tożsamości, ale na warunkach kompromisu. Wchodząc w taką dyskusję, ze swojej strony za nienegocjowalną uznaję tylko jedną kwestię - generałów. Nie domagam się dzisiaj osądzenia Kiszczaka i Jaruzelskiego, ale budowanie wolnej Polski z peanami na cześć szefów policyjnego państwa uważam za dramatycznie sprzeczne z wartościami, na jakich oparliśmy nasze państwo w 1989 roku. Być może, choć w to nie wierzę, były jakieś dobre powody, aby w latach 90. domagać się historycznego pojednania z generałami, ale dziś już ich na pewno nie ma.

Robert Krasowski