Jeszcze kilka tygodni temu z zapartym tchem obserwowaliśmy włoską batalię o życie pogrążonej od lat w nieodwracalnej śpiączce Eluany Englaro, którą ojciec chciał odłączyć od aparatury dostarczającej pokarm. A teraz mamy w Polsce własną, równie dramatyczną historię.

Reklama

>>>Matka prosi o eutanazję: mój syn to roślina

O eutanazję dla syna prosi matka mężczyzny, który od 24 lat leży w łóżku z całkowicie zniszczonym przez groźny wirus mózgiem. - Chcę dla mojego Krzysia godnej śmierci - mówi Barbara Jackiewicz. I choć doskonale wie, że polskie prawo nie dopuszcza takiej możliwości, to jednak domaga się przynajmniej publicznej debaty o eutanazji. Zwłaszcza że wszyscy, którzy tak ochoczo zabierają w tej sprawie głos, nie mają jej zdaniem o niej najmniejszego pojęcia.

Dokładnie to samo mówił mi prawie dwa lata temu Janusz Świtaj, całkowicie sparaliżowany mężczyzna, który jako pierwszy Polak poprosił o zaprzestanie uporczywej terapii: „Zapraszam wszystkich do mojego domu do Jastrzębia-Zdroju, by na własne oczy zobaczyli wegetację całej mojej rodziny. Jesteśmy sobą nawzajem straszliwie zmęczeni, kłócimy się o wszystko i znikąd nie mamy pomocy”. Wcześniej we wniosku do sądu Świtaj napisał, że jego rodzice starzeją się i mają coraz mniej siły na sprawowanie nad nim opieki, więc błaga, by pozwolono mu zdecydować o tym, jak i kiedy umrze. Nawet teraz, gdy jego życie zmieniło się nie do poznania, bo uczy się i wreszcie może wyjeżdżać z domu naszpikowanym elektroniką wózkiem, Janusz Świtaj wniosku nie wycofał. Uważa, że w ten sposób zmusi kogoś do dyskusji o godnej śmierci.

Reklama

Sparaliżowany mężczyzna z Jastrzębia trafił w samo sedno sprawy. Musimy wreszcie zacząć poważnie rozmawiać nie tylko o eutanazji, ale także wszystkich innych kwestiach etycznych związanych z życiem i śmiercią, choćby dlatego, że wymusza to na nas niesamowicie szybki postęp medycyny. Przecież doskonale wiadomo, że nowoczesna aparatura medyczna coraz skuteczniej podtrzymuje przy życiu ludzi, których kiedyś lekarze nawet nie próbowaliby ratować. Więc dylematów takich jak w przypadku Włoszki Eluany, Janusza Świtaja czy teraz Krzysztofa Jackiewicza będzie z każdym rokiem, nawet z każdym miesiącem coraz więcej. Co za tym idzie, wkrótce staną się też konieczne jakieś szczegółowe uregulowania tej kwestii. A przecież nie jest żadnym rozwiązaniem to, co powiedział nam anonimowo pewien prominentny polski polityk, którego poprosiliśmy o komentarz do sprawy Krzysztofa: „Na miejscu matki po prostu odłączyłbym syna od aparatury, a potem liczyłbym na to, że sąd weźmie pod uwagę okoliczności łagodzące”. To najgorszy z możliwych pomysł, modelowy wręcz przykład chowania głowy w piasek. Na szczęście Barbara Jackiewicz w ogóle nie bierze go pod uwagę i żąda poważnego rozważenia tego niesłychanie trudnego problemu. Wie, że jedni zrozumieją jej racje, a inni nazwą ją wyrodną matką. Wie, że w kwestii eutanazji nie ma łatwych odpowiedzi ani rozwiązań. Ona chce tylko jednego: by sprawy nie zamiatano pod dywan.

Ojciec Włoszki Eluany też nie chciał załatwiać sprawy po cichu, choć wielokrotnie mu to proponowano. Zdarzało mu się słyszeć życzliwą radę, że wystarczy „zapomnieć” podać jeden z preparatów podtrzymujących funkcje życiowe, a problem sam się rozwiąże. On uparł się jednak, by to sąd wydał zgodę na śmierć córki. Bo wiedział, że po pierwsze problem nie rozwiąże się sam, a po drugie, że to jedyna uczciwa droga. Warto o tym pamiętać.