Czy ktoś jeszcze może wbić się w granice boiska, na którym zaplanowano na najbliższe lata jedyne ligowe rozgrywki transmitowane „cała prawda całą dobę" przez TVN24? Mecz o pierwsze i drugie miejsce: Donald Tusk z ekipą PO kontra Jarosław Kaczyński z PIS; walka o trzecie miejsce: Rafał Dutkiewicz, Waldemar Pawlak, Paweł Piskorski; i wreszcie rywalizacja o czwarte: Wojciech Olejniczak ze wsparciem Sławomira Sierakowskiego kontra Daniel Pawłowiec z asystą Declana Ganleya. I to już koniec?

Reklama

Obawiam się, że nie. Kryzys będzie dla polskiej polityki nieuchronnym katalizatorem. Spodziewający się wzrostu populizmu i reaktywacji Andrzeja Leppera i „Samoobrony" politolodzy nie zauważają, że na scenę może wejść siła dotychczas trzymająca się z dala od polityki, uruchomiona dynamicznie w 2007 r. i głosująca wówczas na jedną tylko partię. Wielkomiejski, młody, świetnie wykształcony elektorat miękki, który - gdyby nie sprawnie rozbudzone przed wyborami zagrożenie terroryzmem ze strony „Strasznych Braci Obciachu" - nie uczestniczyłby w ogóle w „demokratycznej paranoi". Polityka, co pokazują badania, ale i wpisy na forach dyskusyjnych młodych profesjonalistów np. GoldenLine, Profeo czy Link2U, w ogóle ich nie interesuje, nastawieni są bowiem na swój rozwój i swoją pomyślność, której nie wiążą z rządzącą formacją. Dla wielu z nich marszałkiem Sejmu nadal jest Marek Borowski, do niczego im zresztą korekta wiedzy w tym obszarze nie jest potrzebna. Nazwiska Miller, Chlebowski, Piekarska, Karpiniuk są dla nich niewiele znaczącymi symbolami świata, który jest poza nimi i ma zerowy wpływ na ich życie. Szczególnie, jeśli zbiorowo przed paroma laty ubezpieczyli swój kraj wstąpieniem do Unii Europejskiej.

„Straszni Bracia Obciachu" jednak już nie straszą. Nastał kryzys. Polska stanęła przed nowymi wyzwaniami. Co ważniejsze dla pokolenia młodych profesjonalistów, wiedzą oni, że skala wyzwań nie podlega już tak silnemu „ubezpieczeniu" Unii Europejskiej. Protekcjonizm, narodowość gospodarek są znów w cenie. A wraz z nimi nadchodzi nieoczekiwany test jakości „obsługi politycznej" interesów obywatela tu i teraz - przez rząd, prezydenta, parlament i instytucje państwa.

Polityka niezborności, wykłócająca się przez kilkanaście cennych godzin o miejsce dla Antoniego Macierewicza w komisji śledczej (całkowicie niezrozumiała dla pokolenia GoldenLine) i w tym samym czasie zezwalająca na łamanie przez byłego premiera elementarnych zasad obowiązujących w każdej korporacji (młodzi profesjonaliści uznają świat polityki za jedną z takich korporacji), stanowi zagrożenie dla ich osobistego rozwoju i pomyślności. Jeśli państwo polskie jest rachitycznie słabe, nie potrafi bronić podstawowych swych praw, politycy kłócą się o niezrozumiałe piąto-planowe kwestie, miejsca w samolotach i PiNy, to także ich osobiste interesy narażone są wciąż na działanie politycznych cwaniaków „sprzedających antyki" i „wygrywających w lotto".

Reklama

>>> Zwolnienia w polskich korporacjach już się zaczęły

Młodzi profesjonaliści ze społeczności GoldenLine są w stanie bardzo szybko wyliczyć straty, jakie ponieśli w skutek operacji banku inwestycyjnego Goldman Sachs, w którym służy premier Kazimierz Marcinkiewicz, braku reakcji instytucji państwa, niezborności organów parlamentu. Wiedzą, że we Francji w podobnej sprawie z automatu pojawiłby się Prokurator Republiki, a polityk-lobbysta unikając zarzutu o zdradę stanu zostałby zmuszony do natychmiastowej rezygnacji z pracy w instytucji finansowej, która zagrała przeciw interesowi obywateli. Łączą fakty i wiedzą, że rezultatem takich działań jest pogorszenie się ratingów Polski. To z kolei przekłada się zarówno na konieczność płacenia przez nich większych rat kredytów za ich mieszkania i samochody, jak i na spowolnienie gospodarcze, które w rezultacie przełoży się na mniejsze zlecenia dla ich firm, na kondycję ich gospodarstw domowych, miejsce ich urlopów - jeśli w ogóle będzie ich na urlop jeszcze stać, jeśli nie będą musieli odpracowywać ponoszonych dziś strat do późna w nocy.

Pokolenie GoldenLine chłonie wiedzę i buduje relacje. W cyberprzestrzeni, na społecznościowych profesjonalnych forach współtworzy niesamowitą bazę doświadczeń i informacji. Spotyka podobnych sobie ludzi o bardzo różnych zainteresowaniach, stanowiskach, celach zawodowych najczęściej zajmujących niższą i średnią pozycję korporacyjnych hierarchii, ale też sporo „freaków". O olbrzymich aspiracjach i świadomości, że są w kluczowym dla siebie czasie. Możliwość wymiany poglądów, syntetyzy i wyprowadzania wniosków, transmitowania ich dalej - buduje śniegową kulę. Szczególnie, że w tym środowisku nie obowiązują zasad politycznej poprawności i prymat dla prawd objawianych przez autorytety. Profesjonalne społeczności są silne same sobą. Społeczność GoldenLine buduje dziś już kilkaset tysięcy osób aktywnych zawodowo. Stanowić zaczynają - opisywaną choćby przez Edwina Bendyka w „Antymatrixie" - rzeczywistą społeczną elitę. Podczas niedawnego spotkania europejskich konsultantów politycznych analizowaliśmy sposób, w jaki Internet był katalizatorem ostatnich zmian politycznych na Islandii. Wniosek był m.in. taki: rośnie licząca się, pewna swego i potrafiąca się organizować siła.

Reklama

>>> Piotr Gursztyn ma zupełnie inne zdanie: Pokolenie Golden Line to tchórze – pisze.

Jeszcze niedawno młodzi profesjonaliści z pokolenia GoldenLine przyjmowali zdawkowym machnięciem ręki informację, że za sprawą renty przyznanej monopoliście przez słabe i łatwo podlegające korupcji państwo Internet w ich kraju jest najdroższy w Europie. Najwyżej - argumentowali - popracują parę minut dłużej. Nie jest to wystarczający powód ani do samoorganizacji, ani do rewolty. Dziś okazuje się, że za sprawą bezwładnego państwa nie uda im się wyrwać z pracy przed północą. Polska społeczność GoldenLine wie już, że wstrzymywane są inwestycje zagraniczne w Polsce, a napływające informacje z zarządów dużych zagranicznych spółek mówią: nie będziemy ryzykować zdenerwowania naszych akcjonariuszy podpisaniem umowy na inwestycję w kraju o tak kiepskiej reputacji. Odpowiedzialnych za sytuację, która zmusi ich do pracy do późna w nocy, młodzi profesjonaliści wskazać mogą z taką samą łatwością, z jaką jeszcze dziesięć lat temu Andrzej Lepper wskazywał swoim kamratom na gmach ministerstwa rolnictwa.

Polska polityka wchodzi na kurs kolizyjny z potrzebami stabilizacji i rozwoju pokolenia GoldenLine, ludzi świetnie wykształconych, szybko się organizujących i dokładnie wiedzących, czego może żądać od świata polityki. Tak, właśnie żądać. Pokolenie, któremu parę lat temu wystarczyła „ciepła woda w kranie", dziś żąda jeszcze więcej: dobrej jakości, kulturalnej i sprawnej obsługi przy zmianie opon na zimowe i równie dobrej jakości w zarządzaniu sferą publiczną. Wielkie Idee zostawiają innym, zresztą zajęci swoją karierą nieszczególnie mają na nie czas. Płacą - wybierają - wymagają.

Teatr w wykonaniu Janusza Palikota z jednej, Nelly Rokity z drugiej a Eugeniusza Kłopotka z trzeciej może na chwilę zająć ich uwagę, bardziej w kategorii „show i czas wolny" niż „musisz wiedzieć", ale w czasie kryzysu nie zastąpi usługi, której od polityków in gremio - bez rozróżnienia na obóz prezydencki i większość parlamentarną - żądają.
Ważne: już nie mają dokąd uciekać. Globalny charakter kryzysu sprawia, że teorie, wedle których najlepiej wykształceni i ambitni raczej będą emigrować do Stanów Zjednoczonych szukając tam możliwości rozwoju, pracy w laboratoriach naukowych na stypendiach biznesu, niż samoorganizować się w Polsce, przestają obowiązywać. A ponieważ młodzi profesjonaliści przeszli już niejedno korporacyjne szkolenie z technik sprzedaży, negocjacji i zarządzania sytuacją kryzysową, trudno więc będzie zbyć ich żądań tanią propagandą. Jeśli - to być może z trudem poradzą sobie skomplikowane, nowe techniki politycznego PR. A i to tylko na chwilę.

Emmanuel Todd, demograf i filozof polityki, w wydanej przed kilkoma tygodniami wyjątkowo trafnej analizie społeczeństwa postdemokratycznego („Après la démocratie", Ed.Gallimard) sugeruje, że dziś klasycznej politogii umykają zjawiska, które tak silnie wpływają na kształt sceny publicznej. „Prawdziwym dramatem demokracji - pisze Todd - nie jest dziś przeciwstawienie się elit masom, ale przenikliwość mas i zaślepienie elit". Świat zmienia się i umyka spod szkiełka i oka politologów i socjologów. Populizmem tłumaczą tak silne wiązanie się polityki z pop-kulturą. Mają kłopot w zinterpretowaniu tego, co dzieje się w obszarze aktywności obywatelskiej w Internecie. Także w wydaniu tradycyjnych partii Internet to narzędzie, które co najwyżej uzupełnia dotychczasowe kanały komunikacji stanowiąc dla asystentów polityków kolejną „tablicę ogłoszeniową". Specyfiki tego medium nie potrafią w pełni wykorzystać, nie są bowiem w stanie wyobrazić sobie jego mocy.

Tymczasem siłą Internetu jest jego moc organizowania społeczności, nieskrępowanej wielokierunkowej wymiany informacji i idei, burzenia zastanego porządku, nawoływania do zmiany (nie bez znaczenia przecież hasło zmiany zdominowało najskuteczniejsze kampanie, także internetowe, Nicolasa Sarkozyego i Baracka Obamy). Internet to moc budowania. Dla dumy z bycia Polakiem zrobili internauci więcej, niż wszystkie instytucje państwa (vide ponad 2 mln odsłon na YouTube „40:1 Sabaton"), wskazując zresztą na spory patriotyzm tego pokolenia. Internet to siła dyskusji na portalach społecznościowych, umawiania się i co do bojkotu konsumenckiego, i - co nietrudno sobie wyobrazić już w nieodległej przyszłości - tworzenia zamkniętych grup roboczych prawników dla tworzenia projektów ustaw, pod którymi zbierane będą sprawnie podpisy, oczywiście drogą elektroniczną. A presja organizowana w Internecie sprawiać będzie, że mniej lub bardziej rachityczne parlamenty będą zmuszone je wprowadzić w życie.

Nowa polityka już buzzzuje (od buzz-marketing - omijajacy elity sposób komunikacji; marketing wirusowy) w cyberprzestrzeni. To w Internecie kilkanaście a być może już kilkadziesiąt tysięcy ludzi organizuje konsumencki bojkot trzech banków: MBanku, Multibanku i Santander Banku. Z prędkością światła organizatorzy tej akcji - kwiat klasy średniej, samodzielni mali przedsiębiorcy uważający siebie za poszkodowanych przez banki w czasie kryzysu, perfekcyjnie posługujący się narzędziami marketingu partyzanckiego - zbliżają się do polityki. W Internecie organizują się też przedsiębiorcy, którzy dorobek całego swego zawodowego życia zaprzepaścili, bo państwo zaniedbało wprowadzenia jednej z dyrektyw unijnych. Nie zdziwiłbym się, jeśli zbliżyliby się na tyle, aby świat polityki uznał, że coś ważnego mają do powiedzenia. Kto będzie głuchy, ten odda swoje miejsce na politycznej szachownicy pokoleniu GoldenLine. Kto czeka, że nowa siła przyjdzie w gumiakach Samoobrony, może nie zauważyć rzeczywistej siły zmiany.