Pod siedzibą radiowej "Trójki" odbyła się dziś manifestacja solidarności z Krzysztofem Skowrońskim. Stawałem już w wielu różnych sprawach pod różnymi transparentami. Część z tych spraw okazała się niegodna transparentu, a część transparentów była groteskowa. Dlatego dzisiaj zamiast transparentu z malowniczym i poruszającym serce napisem „Hańba” na rzecz „sprawy” proponuję krótką analizę.

Reklama

>>>Jachowicz: odchodzę z "Trójki"

>>>Skowroński nie odejdzie sam

Obecne czystki w mediach publicznych, PAP-ie i wielu innych miejscach nie są dziełem Platformy albo przynajmniej nie zawsze nim są. Ale tak czy inaczej PO obciążają, bo pod jej władzą są przeprowadzane. Dziennikarze, którzy masowo podpisywali się pod apelem w obronie Skowrońskiego - od Mellera po Semkę, od Manna po Zarembę, od Agaty Passent po Martę Stremecką - nie staną się wszyscy wyborcami PiS-u, ale mogą zacząć Platformą po prostu pogardzać. Za jej bezsilność wobec tych czystek, za ośmielanie ich, a może nawet z nich korzystanie.

Reklama

Pierwsza informacja o odwołaniu Skowrońskiego przez ludzi LPR, „Samoobrony” i PZPR-owskich weteranów pojawiła się wieczorem w ubiegłą środę na portalu „Gazety Wyborczej”. Została tam opatrzona wielkim wykrzyknikiem i pełną nieukrywanej satysfakcji notką, że dyrektor "Trójki" został odwołany po atakujących go tekstach w „Wyborczej”. W biogramie pani nowej szefowej "Trójki", radiowej weteranki pani Jethon, podkreślono, że jeden ze swoich najważniejszych programów robiła wraz z Michałem Ogórkiem. Medialny patronat dla zmian jest oczywisty, podobnie jak oczekiwanie od nowych władz mediów publicznych rewanżu za okazane wsparcie.

Czy oczyszczanie mediów publicznych po to, żeby zrobić miejsce dla dziennikarzy z „Wyborczej” i „Polityki”, jest naprawdę na rękę Platformie? Bardzo w to wątpię. Jeśli ci ludzie odbudują swoją medialną hegemonię po czystce dziennikarzy, którzy objęli swoje stanowiska po roku 2005, ale nie wszyscy z nich chcieli uczestniczyć w bratobójczej wojnie solidarnościowej centroprawicy, to PO samo zawiąże sobie stryczek na szyi. Dla Żakowskiego, Paradowskiej, Lisa czy dziennikarzy „Gazety Wyborczej” Platforma to ostatecznie także jedynie prawica, to także tylko jedna z partii IV RP, która wygrała wybory 2005 roku wraz z PiS-em. A Donald Tusk to dla nich człowiek, który nie posłuchał Bronisława Geremka i zniszczył Unię Wolności. Może Tusk, Schetyna, Nowak czy Grupiński przypomną sobie karę, jaką „Polityka” i „Wyborcza” wymierzyły Platformie za odwołanie ministra Ćwiąkalskiego - którego te gazety tak bardzo pokochały nie za jego rzeczywiście merytoryczną pracę w ministerstwie, ale za laptopową wojnę z Ziobrą i PiS-em – i nominację „strasznego” dla nich, bo prawicowego Czumy. Ci ludzie zawsze usiłują rządzić, jeśli czują się silni. Po roku 2005 przez chwilę silni się nie czuli. Ale jeśli Platforma pozwoli im odbudować ich ulubioną hegemonię, to ona sama stanie się tej hegemonii pierwszą ofiarą. Na miejscu Platformy dzieliłbym się już władzą w publicznych raczej z ludźmi SLD niż z ludźmi salonu. Ludzie SLD mają jedną przewagę, w przeciwieństwie do ludzi salonu nie uważają się za nadludzi. A dzięki temu czasami można z nimi nawet normalnie porozmawiać.

Jeśli Platforma po przejęciu kontroli nad mediami publicznymi będzie nadal prowadziła czystkę rozpoczętą przez niedobitki „Samoobrony” i LPR przy wsparciu „Gazety Wyborczej”, jeśli nie odwróci jej najbardziej drastycznych efektów, będzie to z jej strony więcej niż zbrodnia. To będzie poważny polityczny błąd.

Oczywiście rozsądne muszą być obie strony. Zarówno PO, jak i dziennikarze, którzy skorzystali na zmianie roku 2005, ale nie powinni się byli aż tak bardzo angażować w konflikt PO - PiS. Na razie rozsądku brakuje czasami po obu stronach. I zawsze wtedy wygrywa trzecia.