W nocy z 22 na 23 marca po ponad dwuletnich dramatycznych zmaganiach z chorobą nowotworową zmarł prof. Paweł Wieczorkiewicz. Był wybitnym historykiem o rozległych zainteresowaniach, niezwykle cenionym przez studentów nauczycielem akademickim, barwną postacią, a dla mnie od ponad dwudziestu lat przede wszystkim wypróbowanym przyjacielem. Paweł był jednym z najwybitniejszych na świecie badaczy historii Rosji i Związku Sowieckiego. Moim zdaniem zarówno ze względu na wszechstronność prowadzonych badań nad stalinizmem, jak i oryginalność i trafność formułowanych tez z powodzeniem może być porównywany do największych znawców problemu takich jak Robert Conquest, Richard Pipes czy w Rosji Dymitrij Wołkogonow. Niestety, ze względu na nieznajomość w świecie naszego języka nie miał szans zaistnieć szerzej na naukowej arenie międzynarodowej.

Reklama

Ale studia nad stalinowskim Związkiem Sowieckim (w odróżnieniu ode mnie i wielu innych osób Paweł nie używał stosowanej w PRL formy „radziecki") były tylko jednym z jego pól badawczych. Zajmował się historią wojskowości i wojen, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów II wojny światowej. Właśnie w tym wypadku formułował najbardziej kontrowersyjne tezy, które przysparzały mu przeciwników czy wręcz wrogów zarówno na lewicy (nie tylko tej o silnych korzeniach peerelowskich), jak i na prawicy wśród niektórych reprezentantów martyrologiczno-bogoojczyźnianej wizji polskiej historii najnowszej. Zwłaszcza ostatnio pewne wypowiedzi Pawła (na przykład twierdzenie, że w 1939 r. Polska powinna związać się z Trzecią Rzeszą, a następnie wziąć wspólnie z nią udział w wyprawie na Moskwę) prowokowały gwałtowne reakcje sprzeciwu u części ludzi, w tym części kolegów historyków.

Przekonywałem krytyków, iż byłoby bardzo źle, gdyby Paweł miał pozostać w pamięci nie jako uroczy, wrażliwy, ciepły, przyjazny ludziom człowiek, a zarazem troskliwy opiekun naukowy wielu studentów i doktorantów, krytyczny obserwator otaczającego nas świata, obdarzony darem wnikliwej i jakże często trafnej analizy, wybitny znawca dwudziestowiecznej historii Polski, a jedynie jako autor może nie do końca przemyślanych, niekiedy nazbyt wyostrzonych, a czasem kompletnie chybionych sądów i hipotez, których zapewne nie prezentowałby w pełni formy. Bardzo nie chciałbym tego i jako historyk, i jako przyjaciel Pawła, który był człowiekiem trochę w starym stylu: refleksyjny, krytyczny, sceptyczny, zawsze z pewnym dystansem wobec siebie samego i ogromnym poczuciem humoru.

Jednocześnie ten uczony, erudyta, mentor i mistrz dla wielu młodych ludzi był idealnym partnerem do poważnych dyskusji o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, ale i do historycznych plotek, towarzyszem wielu przyjacielskich spotkań, w których często bywał duszą towarzystwa. Był znawcą sportu i fanatycznym wręcz kibicem piłkarskim, a także miłośnikiem oraz znawcą kina (sam zresztą kilkakrotnie pojawiał się w epizodycznych rolach na ekranie). Przed kilkudziesięcioma seansami w telewizji „Kino Polska” w ramach cyklu "Poprawka z historii" kompetentnie wygłaszał wprowadzające komentarze, w których prezentował nieprzeciętną wiedzę z zakresu historii polskiego filmu. Paweł w ogóle lubił i niewątpliwie wyczuwał dobrze media elektroniczne. Dlatego często i chętnie wypowiadał się w radiu i telewizji, co przysparzało mu popularności w dobrym tego słowa znaczeniu.

Reklama

Niewątpliwie bywał ekscentrykiem i trochę oryginałem. Który dorosły człowiek podpisuje bowiem poważne dokumenty, nawet umowy wydawnicze - „Paweł W.”? Posiadał też swoje własne pasje i hobbystyczne zainteresowania. Jak już wspomniałem, zajmował się profesjonalnie historią wojskowości, ale może szczególnie fascynowały go wojny morskie. Jest zresztą autorem ich potężnej dwutomowej historii. Równocześnie pasjami gromadził całe armie żołnierzyków i namiętnie składał modele samolotów i okrętów. Pod tym względem był zresztą - jak chyba każdy kolekcjoner - kompletnym maniakiem.

Po Pawle pozostały mądre, ważne i bardzo nam potrzebne książki. Pozostali też liczni uczniowie. Pozostała wreszcie wśród wielu z nas dobra pamięć. Ja sam czuję się bardzo opuszczony, straciłem bowiem kogoś niezwykle mi bliskiego. Dopiero w czasie naszej ostatniej, jak się okazało, rozmowy miesiąc temu zrozumiałem, że ze wszystkich znanych mi osób właśnie z Pawłem najlepiej dyskutowało mi się o mechanizmach władzy w PRL i zasadach jej podległości Moskwie, o roli w państwie PZPR i jej kolejnych pierwszych sekretarzach. Najlepiej rozumieliśmy się, gdyż na bardzo wiele spraw patrzyliśmy podobnie. Bardzo będzie mi tych rozmów brakowało, Pawle…