Czarne chmury gromadzą się nad polską służbą zdrowia. Projekt planu finansowego NFZ na przyszły rok przewiduje, że szpitale dostaną jeszcze mniej pieniędzy niż obecnie. Jednocześnie z powodu zmian kursu złotego ceny wielu produktów medycznych używanych przez szpitale znacznie wzrosły. I chociaż w ostatnich tygodniach kurs naszej waluty ma się lepiej w stosunku do euro i dolara, nadal jest on znacznie niższy niż w ubiegłym roku. To mocno rzutuje na koszty działania polskich szpitali. Wszystko wskazuje na to, że zmierzamy do takiej samej sytuacji kryzysowej, jaka miała miejsce w 2000 roku. Wtedy dramat finansowy służby był jednak dla polityków jednym z priorytetów.

Reklama

Dziś widać natomiast, że rząd w obliczu rysującego się potężnego kryzysu służby zdrowia działa zupełnie po omacku. Najgorsze, że reaguje on tylko w trakcie kolejnych burz medialnych. Przykładem na to jest m.in. ogłoszenie kilka dni temu przez prezesa NFZ odnowienia limitu na balonikowanie serca, czyli na leczenie ostrej niewydolności zawałów. Po dwóch dniach zamieszania wokół tej sprawy minister Kopacz odwołała tę zapowiedź.

Nie dość więc, że brakuje pieniędzy, to w polityce zdrowotnej wchodzimy w prawdziwy chaos. System ochrony zdrowia właściwie nie jest zarządzany, a pani minister okazuje się niekompetentna. To problem, który premier powinien w najbliższych dniach wciągnąć na listę prawdziwych kłopotów politycznych. Bo jeśli Ministerstwo Zdrowia nie jest w stanie sensownie odpowiedzieć na swoje kłopoty, powinien się nimi zająć rząd. Już dziś można przewidzieć coraz liczniejsze strajki. A protest z Radomia może się rozlać na całą Polskę.

Przy oczekiwaniach Polaków wobec systemu zdrowia – a nie są one duże – i przy wszystkich potrzebach szpitali sześć procent PKB jest niezbędnym minimum do zapewnienia służbie prawidłowego funkcjonowania. Dziś natomiast PKB wynosi mniej niż 4,5 procent. Wiadomo, że od samego mieszania herbata nie stanie się słodsza. Rozwiązaniem na zbliżający się kryzys w służbie zdrowia jest więc zwiększenie składki zdrowotnej. Zresztą zapowiadał to w zeszłym roku premier Tusk. Teraz się z tego wycofał, tłumacząc wszystko kryzysem.

Reklama

Należałoby także zreorganizować sieć szpitali. Nie mam na myśli przekształcania ich w spółki, bo to spowoduje jeszcze bardziej odczuwalne skutki niedofinansowania. Chodzi o to, że mimo ciągłego braku pieniędzy nadal mamy dodatkowy problem z ich racjonalnym wydawaniem. Do mądrzejszego rozdysponowania środków potrzebne są planowanie i koordynacja.

Minister Ewa Kopacz nie prowadzi jednak spójnej polityki. Do końca ubiegłego roku mieliśmy wzrost gospodarczy, więc w NFZ było coraz więcej pieniędzy. Wtedy jeszcze można było sobie pozwolić na brak działań, co też miało miejsce. W trudniejszych czasach okazało się, że pani minister nie ma żadnego pomysłu na uzdrowienie sytuacji. Trzeba przyznać, że jest to pierwszy rząd bez strategii w zakresie ochrony zdrowia. Brak jest dokumentu opisującego, jakie działania długofalowe rząd chce wprowadzić, jakie chce osiągnąć cele i jakiej miary będzie używać, by badać, czy te cele są osiągane. Jedyny optymistyczny z tego wniosek to taki, że gorzej dzieje się w zarządzaniu systemem opieki medycznej niż w samym systemie.