Maciej Walaszczyk: Przez wiele lat był pan niszczony przez aparat skarbowy i różne mafijne układy III RP, które w dużej części doprowadziły do zniszczenia pańskiej firmy Optimus S. A. Dzisiaj w podobnej sytuacji jest rodzina zamordowanego Krzysztofa Olewnika zmagająca się z bezsilnością, a z drugiej strony bezwzględnością aparatu państwowego. Giną kolejni świadkowie i jednocześnie sprawcy tego brutalnego porwania i mordu. Ta historia jest w pewnym sensie podobna do pańskiej?

Reklama

Roman Kluska: W czasach, gdy rozgrywała się moja sprawa, jak również teraz, gdy obserwuję dramat rodziny Olewników - ich bezskuteczne dochodzenie do prawdy i sprawiedliwości - widać, że mamy pełną kontynuację patologii znanych z czasów PRL. Wtedy władza robiła z ludźmi to, co chciała. Czuła się z tym całkowicie bezkarna i nie podlegała żadnemu prawu ani kontroli.

Czy pan też czuł się tak osamotniony i bezsilny, gdy w sposób dość dramatyczny rozgrywały się pana sprawy?

Czułem się dokładnie tak samo. Czułem wszechmoc władzy państwowej, która się w ogóle nie liczy z prawem. Pierwszym przykładem z brzegu niech będzie historia z próbą bezprawnego zagarnięcia samochodów przez wojsko, na co przecież nie pozwalało żadne prawo. To, co obserwujemy w tej chwili przypomina arogancję władz z czasów PRL - nie liczy się ani z prawem, ani z ludźmi i ma poczucie, że może absolutnie wszystko. Czasami czuję się dokładnie jak w tamtych czasach.

Reklama

Skoro czasem nie można liczyć na państwo, policję, wymiar sprawiedliwości, to czy można liczyć na polityków? Powraca propozycja powołania komisji śledczej sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika i trzech samobójstw winnych popełnionego czynu.

Bardzo mi pomogła sejmowa komisja. W moim przypadku pomocna była komisja gospodarki pod przewodnictwem ministra Adama Szejnfelda. Gremium poprosiło wówczas czterech ówczesnych ministrów odpowiedzialnych- m.in. za kontrolę skarbową, wymiar sprawiedliwości, policję- o wyjaśnienia w mojej sprawie. Jak się okazało, na sali sejmowej nie potrafili oni w żaden sposób powiedzieć, jakie konkretnie przepisy prawa zostały przeze mnie naruszone. Na proste pytanie komisji sejmowej odpowiedzialni za to ministrowie po prostu nie potrafili nic powiedzieć! Wtedy dopiero dziennikarze zobaczyli, co się naprawdę dzieje. To była absurdalna szopka. Dopiero po tym stanęli po mojej stronie. Wcześniej mogłem jedynie liczyć na wnikliwość i przychylność nielicznych. Dlatego osobiście sejmowej komisji zawdzięczam bardzo dużo.

Czy wtedy bał się pan o swoje życie?

Czułem się zagrożony ze wszystkich stron. To była machina, która mogła wszystko - nie przestrzegała prawa, nie miała żadnego poczucia odpowiedzialności za to, co robi i posiadała wszelkie narzędzia, by zniszczyć człowieka. Strasznie jest mieć świadomość, że dysponując wszystkimi narzędziami państwa, które mają na celu ochronę obywatela, używa się ich czasem do jego niszczenia. I co najgorsze nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności.