Klaps! - krzyknął reżyser. Zażywny jegomość odchodzi od stolika z ruletką i idzie w kierunku strzelnicy do rzutek. Tam rzutkami zamiast do tarczy strzela w różne postaci podpisane: sędzia, prokurator, policjant, urzędnik skarbowy.

Tak mogłaby wyglądać pierwsza scena sensacyjnego filmu o ściganym przez policję i prokuraturę magnacie pilskim, wieloletnim senatorze Henryku Stokłosie.

Gdybyśmy jeszcze przez chwilę chcieli kręcić film, nasz główny bohater w eskorcie swoich ochroniarzy wychodziłby z tej świątyni hazardu, kpiąc sobie z listu gończego, który ma wkrótce wysłać za nim sąd.

W rzeczywistości podobno istotnie widziano go w towarzystwie dwóch ochroniarzy w jednym z gabinetów lekarskich w Gliwicach. Przedwczoraj powiadomił o tym policję lekarz, który - jak twierdził - badał ciśnienie Stokłosie. A może - jak w realnym świecie sensacji - owym człowiekiem wziętym za Stokłosę był jego sobowtór, który za odpowiednim wynagrodzeniem wodzi za nos polskie organa ścigania?

Afera Henryka Stokłosy dosłownie jak w soczewce skupia wszystkie patologie państwa. Pokazuje demoniczną siłę pieniądza, skuteczność przebiegłości i bezczelności jako najlepszych środków do władzy i materialnych sukcesów.

Główna nagroda - "Ursus"
Henryk Stokłosa wiedział już w 1989 roku, czym można ludzi kupić. A ściślej: zachęcić wyborców, żeby na niego głosowali. Zbliżał się pamiętny dzień 6 czerwca 1989 roku. Pierwsze w powojennej Polsce wybory z udziałem ludzi "Solidarności". W Senacie było do wzięcia 100 miejsc. 99 senatorów to działacze związani z Komitetem Obywatelskim Lecha Wałęsy. Wszyscy kandydaci startujący z list partyjnych PZPR przepadli.

Setnym był Henryk Stokłosa, startujący jako kandydat niezależny. Zostawił w pobitym polu kandydata "Solidarności" Piotra Baumgarta, znanego wówczas w całym kraju działacza Rolników Indywidualnych, co nie zdarzyło się w całym kraju. Ta przegrana kandydata "S" stała się sensacją nie tylko jednego dnia.

A Stokłosa mimo woli przez pierwsze miesiące wyrastał na człowieka numer jeden Senatu. Jak dokonał tego cudu, było dla wielu tajemnicą. Niewielu tylko wiedziało, że sięgnął do metod nietypowych.

Na wiecach wyborczych Stokłosy były darmowe stoiska z piwem i parówkami. Uczestnicy mityngów, biorąc udział w bezpłatnych loteriach fantowych, mogli wygrać mnóstwo nagród. Począwszy od sprzętu gospodarstwa domowego przez pralki typu Frania, minilodówki aż do telewizorów kolorowych produkcji radzieckiej "Rubin". Główną nagrodą loterii był traktor.

To od tamtego czasu Stokłosa przekonał się, że kupowanie ludzi jest jednym z najprostszych sposobów osiągania sukcesu. Bardzo, ale to bardzo skutecznym. I odtąd korupcji używał na co dzień do pomnażania swego gospodarczego terytorium, które z czasem przerodziło się w imperium. A oprócz tego już w czasie pierwszych wyborów jego wynajęci ludzie rozbijali wiece kontrkandydatów, zrywali ich plakaty. Nikt z tego powodu nie wszczął przeciwko Stokłosie żadnych kroków. Wtedy właśnie po raz pierwszy poczuł się bezkarny. To poczucie bezkarności prawdopodobnie towarzyszy mu do dziś.

Początki
Człowiekiem interesu - jak sam mówi - stał się nieco z przypadku. Buduje sobie przy tym pomnik kombatanta, twierdząc, że na początku lat 80. został wyrzucony z partii. Jako ofiara nagonki nie mógł ponoć znaleźć pracy. I to właśnie w 1982 roku zdecydował się założyć Farmutil - firmę, która zajmowała się spalaniem padliny oraz resztek z taśm produkujących żywność. Już wtedy dał się poznać jako człowiek w pewnym stopniu przebiegły. Zarejestrował firmę na nazwisko teścia, który był lokalnie znanym i szanowanym człowiekiem. Wkrótce potem zaczął produkować paszę, co przyniosło mu pierwszy duży zastrzyk pieniędzy. Część z nich zużył na zwycięską kampanię do Senatu w 1989 roku.

Stanowisko senatora niewątpliwie wpłynęło na wzmocnienie jego pozycji jako biznesmena. Wtedy to właśnie dostał 26 mld starych złotych taniego kredytu na oczyszczalnię ścieków. Zamiast niej zbudował zakłady mięsne. Ale wbrew prawu bez oczyszczalni. W stan oskarżenia postawiono dyrektora zakładów w Śmiłowie. Stokłosy, rzeczywistego właściciela Farmutilu, nawet nie przesłuchano. Za to zmyślny przedsiębiorca kupił za bezcen od władz lokalnych teren pod budowę domu handlowego w Pile.

W skład holdingu Stokłosy wchodzi dziewięć zakładów produkcji surówki spirytusowej, młyn pszenny, zakłady drobiarskie pod Poznaniem oraz spółka wydawnicza, która wydaje tygodnik regionalny w nakładzie ok. 60 tys. egzemplarzy.

Stokłosa jeszcze czterokrotnie wygrywał wybory do Senatu w swoim okręgu. Przepadł dopiero w ostatnich w 2005 roku.

Jedynym znanym przejawem aktywności senatorskiej Stokłosy było jego wystąpienie na krótko przed upływem jego ostatniej kadencji w parlamencie. Dotyczyło ono hobby senatora - broni palnej. Najpierw zaczął żalić się, że policja nie dała mu pozwolenia na kupno broni myśliwskiej, choć "jako senator pięciu kadencji i prezes Bractwa Kurkowego ma kilka sztuk broni myśliwskiej, dwie dubeltówki, trzy czy cztery sztucery". A dalej tłumaczył, że rozumiałby odmowę, "gdyby chciał kupić jakąś rakietę, ekstraczołg, działo czy pistolet maszynowy", a nie nową broń myśliwską i retorycznie pytał: "Kto wobec tego może otrzymać takie zezwolenie, jeśli nie senator Rzeczypospolitej".

Lokalna osłona
Od wczesnych lat 90. Stokłosa zaczął korumpować lokalne środowisko. Robił rzeczy, do których formalnie nie można było mieć zastrzeżeń. Zatrudniał więc współmałżonków, bliskich krewnych i przyjaciół ludzi, którzy pełnili ważne funkcje w okręgu pilskim. Żony komendantów policji, sołtysów, wójtów, burmistrzów, prezesów i wiceprezesów banków, sądów i prokuratury. Budował wokół siebie niewidzialny mur ochronny z myślą o tym, że stanie się jego osłoną w przypadku pojawienia się jakichkoliwek kłopotów.

Za pośrednictwem tych rozgałęzionych macek - taki był jego zamysł - będzie też mógł pozyskiwać korzystne dla siebie decyzje, których w tak dużym interesie podejmuje się niemało. A więc: stanowiska miejscowej administracji, przyznawanie kredytów czy ulg podatkowych. Na tych ostatnich, jak dziś wiemy, powinęła mu się noga. To sprawa uzyskiwania dzięki korupcji umorzeń podatków stała się prawdopodobnie gwoździem do jego trumny. W każdym razie - wedle sygnałów prokuratury - to najpoważniejszy zarzut, jaki niedawnego senatora może doprowadzić do więzienia.

Stokłosie udało się w tej sprawie ściągnąć do Śmiłowa posłankę Renatę Beger z Samoobrony. Ta znana z uczciwości bojowniczka o praworządność na spotkaniu z pracownikami Farmutilu wypowiedziała jakże znamienne zdania jako wstępne credo: Parlamentarzyści są od tego, aby rozwiązywać problemy. Nawet te najtrudniejsze. I zapowiedziała: Nie pozwolę na to, aby wraz z próbami zniszczenia właściciela Farmutilu niszczono jego zakłady i pozbawiono pracy tysięcy ludzi.

To dobrze obrazuje, jak koledzy Stokłosy z parlamentu z jednej strony wodzeni byli przez niego za nos, ufając w czystość jego interesów. A zarazem zabrakło im wrażliwości i wręcz ignorowali wiele sygnałów ze strony mediów o karygodnych działaniach senatora.

Areszt firmowy, łagodność prokuratury
Przekonany o swej nadzwyczajnej władzy dopuszczał się kolejnych samowoli. Przykładem może być zatrzymanie przez ochroniarzy Farmutilu przy biernej postawie policji w roku 2005 ekipy dziennikarzy TVP 3 Poznań, którzy chcieli zrobić reportaż o przyczynach smrodu w zakładach w Śmiłowie. Na polecenie ówczesnego senatora trzymano ich na terenie firmy przez 13 godzin, prawie jak aresztantów na policji.
Prokuratura poznańska, która prowadziła sprawę, umorzyła ją, uznając, że ani dziennikarze, ani senator nie popełnili przestępstwa.

Dziennikarzy ściągnęło do zakładów Stokłosy doniesienie wielkopolskich ekologów o tym, że na terenie firmy jest zakopywana padlina. Informacje te ekolodzy pozyskali od pracowników Farmutilu. Kiedy komendant policji w Pile zarządził wizję lokalną, Stokłosa nie wpuścił funkcjonariuszy za bramę i zażądał nakazu prokuratora. Lecz "zaprzyjaźniona" ze Stokłosą prokuratura w Chodzieży (w której jurysdykcji znajduje się Śmiłowo) odmówiła wydania takiego nakazu. Kilkudniowa zwłoka pozwoliła prawdopodobnie, wykorzystując nocną pracę koparek i ciężarówek, zlikwidować ślady przestępstwa.

Chore państwo

Henryk Stokłosa z jednej strony jest klasycznym przypadkiem przestępcy w białym kołnierzyku. Człowiekiem uchodzącym za przykładnego obywatela, cieszącego się dobrą reputacją w lokalnym środowisku. Aby zapewnić sobie dobrą pozycję do załatwiania korzystnych dla siebie decyzji administracyjnych, ludzie tego pokroju dają pieniądze na różne cele charytatywne. Czasami obejmują mecenat nad przedsięwzięciami artystycznymi.

Ponadto starają się stworzyć wrażenie, że są w dobrej komitywie z wysoko postawionymi ludźmi. To daje im siłę przebicia, kiedy trzeba kupić nowy teren będący w zarządzaniu miejscowej administracji, dostać koncesję na sprzedaż nowego produktu reglamentowanego, np. alkoholu. Trzeba jednak pamiętać, że Stokłosa nie był zwykłym przestępcą w białym kołnierzyku. Przez lata uchodził za członka elity polskiego biznesu. Tytuł senatora był nie tylko immunitetem, który szeroko otwierał przed nim niemal wszystkie drzwi. Często był taranem, który rozbijał przeszkody, dla innych ludzi interesu nie do pokonania. Korzystał z tych możliwości nie tylko w pełni, ale jak dziś widać w nadmiarze.

Stokłosa nie skończył na podporządkowaniu sobie władz lokalnych. Bez skrupułów przekupił sędziego poznańskiego, a później i urzędników Ministerstwa Finansów. Policja i prokuratura wstępną wiedzę na ten temat pozyskały już w czerwcu zeszłego roku. Nieuczciwy przedsiębiorca miał świadomość, że policja depcze mu po piętach.

O tropie prowadzącym do Stokłosy pisała wtedy prasa. To, że pozwolono mu teraz zniknąć i skutecznie ukrywać się do dziś, kompromituje najważniejsze organa ścigania do walki z przestępczością: policję, prokuraturę, policję skarbową i sądownictwo. Na parodię zakrawa, że od tygodnia cały kraj mówił o przestępstwach Stokłosy.

On sam zniknął bez śladu, a dopiero wczoraj sąd wysłał za nim list gończy. Jeszcze bardziej zatrważające jest to, że Stokłosa mógł przez blisko 17 lat budować swoją potęgę finansową. Uchodzić za jednego z najprężniejszych biznesmenów. Niemal męża opatrznościowego swego regionu. Bo pokazuje to, że nasze państwo jest chore. Jakże inaczej mógłby Stokłosa tak długo działać bezkarnie, a żadne organa nie były w stanie dostrzec jego przestępczych kroków?






















































Reklama