Anita Sobczak, Wiktor Świetlik: W latach 90., kiedy prawica tonęła w jałowych sporach i co chwilę rozdrabniała się na skłócone partyjki, pan zachowywał się w sposób konstruktywny. Teraz pan to sobie rekompensuje, rozbijając PiS?
Marek Jurek: Mam nadzieję, że całą moją działalność polityczną można oceniać jako konstruktywną. Natomiast moja ostatnia decyzja to wybór ideowy. Powołanie PiS czy PO było ważnym i potrzebnym elementem reorganizacji polskiej sceny politycznej. W tej chwili ludzie o poglądach prawicowo-konserwatywnych nie mają w PiS zagwarantowanego wpływu na politykę partii. Stąd mój trudny wybór. Okazało się, że ani w ramach debaty publicznej w partii, ani poprzez bezpośrednie rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim nie jest możliwe doprowadzenie do konkretnych, wspólnych działań.

Wybór był ideowy. Tylko, czy wychodząc z PiS nie skazuje się pan na zupełną nieskuteczność polityczną?
Swojej skuteczności dowiodłem, kiedy pracowałem nad tym, żeby PiS wygrał wybory. Starałem się przez lata, by PiS pochylał się nad prawami rodziny i rzeczywiście bronił wartości chrześcijańskich. A nie o to, żeby często organizować wywiady w mediach katolickich. Nie mógłbym tego robić dalej. Skuteczność nie polega na samej obecności, ale na wpływie na politykę. A tego mi zabrakło.

I naprawdę ma pan teraz poczucie, że tworząc nową formację, może pan zdziałać więcej, niż kiedy zostałby pan w PiS i próbował forsować swoje plany?
W ostatnim czasie zabrakło w PiS przede wszystkim wzajemnej lojalności. We wczorajszym DZIENNIKU premier zarzuca mi, że w sprawach konstytucyjnej ochrony życia chciałem zastosować drogę pośrednią. Formułę, która będzie do przyjęcia dla ludzi, którzy uważają, że człowiek w łonie matki jest zawsze człowiekiem. Ale także dla tych, którzy uważają obecną ustawę za optymalną. A przecież wybór tej ścieżki był właśnie wyrazem lojalności wobec Jarosława Kaczyńskiego.

Premier zachował się nielojalnie?
Spotkałem się z szeregiem działań zakulisowych. Na przewodniczącego komisji, która zajmowała się zmianami w konstytucji - wbrew moim sugestiom - została wyznaczona osoba, która nie była związana z ruchem obrony życia. Zrobiono tak, żeby komisja nie działała samodzielnie i była dyspozycyjna. Reprezentacja osób popierających zmiany została w komisji w porozumieniu z Platformą ograniczona. Premier złamał też wcześniejszą deklarację o poparciu dla artykułu 30 i poparł wprowadzenie poprawek dezorganizujących prace konstytucyjne....

Chodzi o poprawki prezydenckie?
Premier mówi, że nie są prezydenckie. Prezydent też ich nie autoryzuje. A to były poprawki przede wszystkim źle przygotowane. Poparłem ich idee, ale nie mogłem głosować za źle napisanymi przepisami. A premier w charakterystyczny dla siebie sposób odkrył, że jeśli czterech prawników negatywnie wypowiada się o tych poprawkach, musi być to kolejny, tym razem antyaborcyjny układ prawniczy.

Co jeszcze zaważyło na pana decyzji?
Spotykałem się z wieloraką kontrolą aprobowaną przez Jarosława Kaczyńskiego. Z jednej strony poprzez szefa komisji. Z drugiej przez ministra Gosiewskiego.

Wszędzie tak jest w PiS?
Na szczęście premier pozwala niektórym politykom prowadzić samodzielne działania, np. ministrowi Ziobrze. I dlatego realizuje on swoją politykę. Gdyby został poddany takiemu mechanizmowi kontroli, jakiemu zostały poddane nasze prace, to prawdopodobnie ze skutecznej walki z przestępczością byłoby tyle, co z konstytucyjnej ochrony życia.

Długa ta lista żalów...
To nie żale, ale protokół wydarzeń, który powinien być znany. Bo nie chodzi tu o problemy fikcyjne, jak próbuje to przedstawić Jarosław Kaczyński czy wcześniej Przemysław Gosiewski. W tej sprawie poróżniła nas kwestia lojalności, którą rozumiem jako wzajemne zaufanie, jawne uzgodnienia, a potem ich realizacja. Jednak zaangażowanie PiS w sprawę ochrony życia okazało się pozorne, a metody współpracy nielojalne, dlatego musiałem odejść.

Ale decyzję o wyjściu z partii podjął pan spontanicznie?
W trakcie prac nad zmianami konstytucji mówiłem premierowi wielokrotnie, że jeśli ta akcja torpedowania prac zakończy się fiaskiem, to wyczerpie się formuła Prawa i Sprawiedliwości. Że to będzie cios i dla sprawy, i dla partii. Mimo tych przestróg obstrukcja trwała do ostatniej chwili. Na godzinę przed głosowaniem nie było wiadomo, czy PiS poprze zmiany w art. 30., dotyczące uznania ludzkiej godności dziecka przed urodzeniem. Premier wiedział więc, co robi, dążąc do demonstracyjnego zmarginalizowania poglądów katolicko-konserwatywnych w PiS.
























Reklama

Z tego, co pan mówi, można wywnioskować, że pana jedynym celem w polityce jest obrona życia poczętego.
Pewne cele uważam za bardzo ważne, ale to nie oznacza, że jedynie one się liczą. Chodzi o bardzo ważną kwestię społeczną, bez której nie można mówić o zachowaniu chrześcijańskiego charakteru naszego życia społecznego.

Premier Kaczyński mówi, że PiS to partia chrześcijańska, więc wybaczy i przyjmie pana z powrotem.
Nie lubię żartów ani z chrześcijaństwa, ani z wybaczania, ani z pokory. Sam do Jarosława Kaczyńskiego nie żywię żadnego osobistego żalu, ale skutki akcji obstrukcyjnej, którą uruchomił są społecznie fatalne.

Liczy pan na to, że Prawica RP będzie, obok LPR, mijać PiS prawą stroną i dla obu tych partii znajdzie się miejsce?
To jest projekt zwrócony do wyborców ugrupowań nie na prawo od PiS. To wyraz tego, że bardzo wielu wyborców i działaczy PiS wierzyło, iż IV RP będzie państwem praw rodziny, a rewolucja moralna będzie oznaczać przywrócenie znaczenia przekonań w polityce, a nie jedynie animowanie konfliktów i pretensji do innych.

Czyli chcecie doprowadzić do rozkładu PiS....
Nie. Chcemy zagwarantować obecność nurtu chrześcijańsko-konserwatywnego w polityce polskiej. Jestem nastawiony na wspłpracę ze wszystkimi ugrupowaniami prawicowymi.

A co ze współpracą z LPR? Premier powiedział, że pan i wicepremier Giertych jesteście sobie bliscy.
Myślę, że jest wiele dziedzin, w których Jarosław Kaczyński jest bliższy wicepremierowi Giertychowi ode mnie. Jeśli chodzi zaś o cywilizację życia, to pewnie ja jestem mu bliższy. Jarosław Kaczyński, tak mówiąc, próbuje uciec od problemu. Od pokazania, że doszło do kryzysu. Okazało się, że cała chrześcijańsko-społeczna część programu PiS została w poczekalni bez gwarancji, że kiedykolwiek będzie wprowadzona. Ja się na to nie zgadzam. Polityka nie może być jedynie sferą deklaracji.

Wyobraża pan sobie siebie w jednej partii z Romanem Giertychem?
Mamy różne drogi polityczne. Zgadzamy się w sprawie cywilizacji życia, w innych sprawach nasze poglądy są różne. Na pewno warto rozmawiać, ale ja tworzę partię chrześcijańsko-konserwatywną, która nie jest partią protestu ani sprzeciwu, ale polityczną reprezentacją prawicy.

Gdyby dziś odbyły się wybory, poszlibyście z PiS czy LPR?
Dziś wybory są niepotrzebne, ale przygotowujemy się do samodzielnego udziału w wyborach. Jesteśmy pewni, że nasze poglądy mają oparcie w społeczeństwie. Chcemy wzmocnić prawicę, a nie dzielić. Nasza sytuacja nie jest taka, jak partii prawicowych w latach 90. Jest podobna do sytuacji ugrupowań, które powstały podczas kryzysu początku lat 2000, jako odpowiedź na realną potrzebę społeczną.