W wystąpieniu przewodniczącego partii Donalda Tuska nie padło ani jedno zdanie, którego nie słyszelibyśmy wielokrotnie przedtem. Brak nowych kwestii był wyczuwalny szczególnie wtedy, gdy obserwowało się reakcje sali. Jak na wystąpienie będące finałem wielomiesięcznej pracy nad programem, brawa były wyjątkowo rachityczne. A traf chciał, że burza braw zerwała się, gdy wymieniono nazwisko Jana Rokity.

Gdyby chcieć podsumować wszytko to, co zawarł Tusk, należałoby to sprowadzić do prostej formuły: PiS jest zły, a Platforma proponuje wolność i umiar. Nie lekceważyłbym tych dwóch ostatnich słów. Biorąc pod uwagę ekscesy obecnej władzy, zdecydowana większość Polaków z wdzięcznością zaakceptowałaby rządy umiaru.

A Polsce przydałaby się rządząca ekipa, która sferę wolności obywateli i przedsiębiorców powiększyłaby najbardziej, jak to jest możliwe. Donald Tusk rozpoczął swoje wystąpienie używając metafory pogodowej: "W Polsce jest dziś gorąco, do tego zdarzają się burze i nawałnice". Następnie stwierdził, że głównym zadaniem Platformy jest uwolnienie Polski od tej duchoty i nawałnic. Nie przeczę, że Polsce bardzo by się to przydało. Ciągle nie wiemy jednak, jaka pogoda zapanuje w Polsce, gdy tej duchoty i nawałnic już nie będzie. W wystąpieniu przewodniczącego PO padł w zasadzie tylko jeden konkret - podatek liniowy. Jest to element programu liberalnego Platformy, jaki poznaliśmy 1,5 roku temu.

Co jeszcze proponuje PO oprócz podatku liniowego? Trudno stwierdzić. Program zaproponowany wczoraj przez Platformę wydaje się mniej rewolucyjny i bardziej kunktatorski niż to, co przedstawił kilka miesięcy temu Jan Rokita, który zdaje sobie sprawę, że państwo wymaga fundamentalnych zmian. Dziś oprócz propozycji podatku liniowego, za który i tak oberwie się Platformie od PiS - program partii Tuska cechuje sie bardzo dużą ostrożnością. Kto wie, może w warunkach polskich nie jest to wielki polityczny błąd, bo wielu Polaków alergicznie reaguje na hasło reform i zmian.

Powstaje jednak pytanie, dlaczego PO nie proponuje pakietu radykalnych reform? Być może nie chce zmniejszać szans swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Czy też nie chce żadnych radykalnych zmian. Ten pierwszy wariant byłby bardziej optymistyczny, choć zakładałby element politycznej hipokryzji pomieszanej z politycznym realizmem. Niewykluczone, że politycy Platformy doszli do wniosku, że jedyna szansa na dokonanie w Polsce zmian polega na ukryciu przed wyborami swoich planów, bo uczciwość nie popłaca i grozi to przegraniem wyborów. Trudno odmówić temu logiki - posiadanie jasnego programu reform nie daje w Polsce gwarancji, a raczej uprawdopodobnia porażkę.

Osią wystąpienia Donalda Tuska była ostra krytyka PiS. Wiemy, że w razie zwycięstwa wyborczego PO byłaby anty-PiS-em albo PiS-em minus wypaczenia. Trudno to jednak uznać za precyzyjne nakreślenie planu rządzenia mającego za cel zmniejszenie dystansu dzielącego nas od najbardziej rozwiniętych europejskich krajów.
Czy lider PO podczas swojego wystąpienia wypowiedział chociaż jedno zdanie, którego nie mógłby wypowiedzieć Aleksander Kwaśniewski czy Wojciech Olejniczak? Oprócz kwestii podatku liniowego nie znalazłem tam niczego.

Przewodniczący PO i jego partia zdecydowali sie na bezpieczny kurs, bez ostrych skrętów, bez podkręcania tempa, bez radykalnych haseł. Tylko to bezpieczeństwo może doprowadzić do tego, że PO popadnie w dryf. A dziś jest ona najpoważniejszą alternatywą dla rządzącej koalicji. Pozostaje pytanie: czy za 2 lata wyborcom wystarczy ten anty-PiS czy trochę lepszy PiS. Nie można wykluczać, że ambicje Polaków i ich potrzeba zmian za ponad 20 miesięcy będą o wiele większe. A wtedy, to co proponuje teraz PO, może być nazwane przez kogoś: wczorajszą odpowiedzią na przedwczorajsze pytania dotyczące polskich problemów, które mają wiele lat.












Reklama