Anita Sobczak: Czy można się już do pana zwracać "panie premierze”?
Wojciech Olejniczak:
Na to zdecydowanie za wcześnie.

Ale był pan gotowy objąć stery w rządzie utworzonym po ewentualnym konstruktywnym wotum nieufności wobec gabinetu Jarosława Kaczyńskiego?
Chcemy odsunąć PiS od władzy. Może się to stać albo poprzez wcześniejsze wybory, albo - jeśli na to pierwsze rozwiązanie nie będzie zgody - poprzez utworzenie rządu tymczasowego. Ale to dla nas ostateczność.

Czy da pan gwarancję, że pierwszą decyzją tego rządu byłoby rozwiązanie parlamentu?
Tak. Nie chodzi o zawieranie żadnych koalicji, paktów, umów programowych. Chodzi tylko o nowe wybory. I to mogę solennie obiecać.

Czy pana deklaracja, że jest pan gotowy zostać szefem rządu to nie walka o wpływy wewnątrz LiD? Kwaśniewski niedawno w wywiadzie dla Newsweeka” też mówił, że to funkcja dla niego.

Na pytanie dziennikarzy, czy zgodziłbym się zostać premierem, odpowiedziałem, że tak. I tyle. Proszę nie doszukiwać się tu drugiego dna.

Nie konkurujecie ze sobą?
O tym, kto będzie rządził w Polsce, można będzie mówić dopiero po wyborach, kiedy wyborcy rozstrzygną, która partia czy koalicja wygra.

Żeby przegłosować konstruktywne wotum nieufności, nie wystarczą tylko głosy posłów SLD. Rozmawiacie z kimś na ten temat? Z PO?
Nie wolno być biernym i obojętnym na to, co się dzieje, stąd nasza inicjatywa. Jeśli chodzi o Platformę, to kilka tygodni temu jej liderzy wykluczali wzięcie udziału w takim przedsięwzięciu. Ostatnie kilka wypowiedzi świadczy o tym, że - choć w ostateczności - biorą takie wyjście pod uwagę.

Czyżby? Donald Tusk powiedział, że stworzenie rządu z SLD, LPR i Samoobroną nie daje gwarancji skrócenia kadencji, bo te partie boją się wcześniejszych wyborów.
Tusk może mówić za siebie. Sojusz i Lewica i Demokraci nie obawiają się przedterminowych wyborów.

Jaka jest kondycja LiD?

Dobra.

Sondaże nie premiują was nadmiernie, mimo tego, że Aleksander Kwaśniewski przybył z pomocą.
Oscylujemy w granicach 16-18 proc. A przy mobilizacji elektoratu zdobędziemy z pewnością ponad 20 proc., co dam nam w Sejmie ponad 100 posłów. Poza tym stajemy się dla wyborców Platformy partią drugiego wyboru.

To zasługa Kwaśniewskiego, który pcha LiD ku centrum sceny politycznej?
To efekt pracy wszystkich.

A rzeczywiście jest tak, że Kwaśniewski ciągnie do centrum, a pan na lewo?

Nie da się nas zaszufladkować, ale na pewno jestem człowiekiem lewicy i będę dbał o lewicowość naszej koalicji.

A co to za lewica, która chce zaskarżyć ustawę o spółdzielniach mieszkaniowych i uwłaszczeniu lokatorów.
Zastanawiamy się, czy zaskarżyć te przepisy. Analizujemy wszystkie aspekty.

Czy to znaczy, że wycofujecie się z tych zapowiedzi?
Trwają konsultacje. Ale na pewno nie zaskarżymy przepisów przewidujących wykup mieszkań lokatorskich.

Nadal jesteście trzecią partią, nie stajecie się główną siłą opozycyjną.

Po ostatnich wydarzeniach kompromitujących PiS, jestem przekonany, że prześcigniemy tę partię.

Czyli do wyborów czujecie się przygotowani?

Tak. I w SLD, i w LiD przygotowujemy się do kampanii wyborczej. Ja sam w najbliższych dniach planuję wyjechać w teren.

Billboardy już wykupione?
Nie wiemy, czy w ogóle w tak krótkiej kampanii będą potrzebne billboardy.

W czwartek Tusk spotkał się z prezydentem Kaczyńskim. Czy pan, jako szef drugiej partii opozycyjnej, nie mógł także rozmawiać z prezydentem i przyłączyć się do tej inicjatywy?

Dziś każde działanie, które ma doprowadzić do przedterminowych wyborów jest godne pochwały. A Tusk chce, jak widać, działa bardzo indywidualnie. I to nie jest dla mnie żaden problem.

Rozumiem, że wobec tego jest pan zadowolony z wyników spotkania?

To dobra wiadomość, ale trzeba jeszcze poczekać na ostateczne stanowisko premiera. Ze strony PiS muszą paść jednoznaczne deklaracje.

Premier też już przyznał, że jesteśmy bliżej wyborów niż dalej.

I bardzo dobrze. Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z dużym kryzysem w samej koalicji, która się już de facto rozpadła i kryzysem rządzenia. Niepodejmowane są praktycznie żadne decyzje. Poza względami merytorycznymi przemawiającymi na rzecz wyborów, także atmosfera sprzyja nowemu rozdaniu. To jedyna możliwość zatrzymania trwającego chaosu i unormowania sytuacji w Polsce.

Czy premier zasługuje pana zdaniem na pochwałę, że -jeśli zarzuty się potwierdzą - tak szybko zareagował i zdymisjonował Kaczmarka?
To jest naturalne. Innego działania nie można podejmować.

A proszę sobie przypomnieć, jak było ze skazanym i potem ułaskawionym wiceministrem Sobotką. Wniosek o uchylenie jego immunitetu już był w Sejmie, a on wciąż był wiceszefem MSWiA. Jakoś za waszych rządów nie było to naturalne.
Wobec ludzi SLD i z jego otoczenia, zawsze działania - także prokuratorskie były podejmowane szybko. I to jest różnica między działaniami poprzednich rządów tak mocno krytykowanych, a obecną ekipą.

I jest pan w stanie to poprzeć jakimś przykładem?
Afera starachowicka to wzorcowy przykład. Przecież działo się to w czasach kiedy my rządziliśmy. I choć proces był poszlakowy, to oskarżeni zostali skazani. Poza tym zawsze decydowaliśmy się na komisje śledcze Rywina czy Orlenu, choć politycznie nie było to dla nas wygodne. A PiS boi się powołania komisji w sprawie akcji CBA, bo pewnie chce coś ukryć. Kiedy ręcznie steruje się prokuraturą zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki, wszystko musi się źle skończyć. Wymiarem sprawiedliwości i służbami kieruje teraz w Polsce, nie bacząc na okoliczności, grupa dwóch, trzech kolegów, załatwiając w ten sposób swoje polityczne interesy.

Próbuje pan mi wmówić, że jak rządziło SLD, to minister sprawiedliwości, i na przykład szef ABW, byli z dwóch różnych światów politycznych, tak?
Andrzej Barcikowski nie był członkiem SLD.

I nie był związany z lewicą?
To zupełnie coś innego. Nie było mowy o takich powiązaniach jak teraz. Minister Piwnik, Kalwas czy Sadowski - to ludzie z zupełnie innej bajki.

I minister Kurczuk - wieloletni baron SLD...
To jeden, a za PiS większość takich ludzi jest blisko związanych z braćmi Kaczyńskimi. To musiało się źle skończyć. Z całej awantury należy wynieść jeszcze jedną naukę: większy wpływ na pewne decyzje musi mieć parlament. Mówię tu na przykład o wyborze prokuratura generalnego. Co więcej, zgadzam się, że stanowisko prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości nie powinno być połączone. Zgłosiliśmy taki projekt w 2005 roku, ale nie zyskał on poparcia.

Jakoś o to nie zabiegaliście, kiedy SLD rządziło.
Już się przyzwyczaiłem do tego, że odpowiadam za to, co było i w 2001 roku, i w 1989. Ale wolę odpowiadać za inicjatywy, które wychodzą spod mojej ręki.

Ale SLD chyba nie stało się inną partią, odkąd pan nim rządzi?
Tak, a po czym pani tak sądzi? A jeśli pyta mnie pani, dlaczego zgłaszamy pewne inicjatywy teraz, a nie zgaszaliśmy kilka temu, to odpowiadam: wyciągamy wnioski z analiz, doświadczeń i mądrych rad. Deklaruję, że niezależnie od tego, czy będziemy w opozycji, czy będziemy rządzić, postulat rozdzielenia ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego będzie aktualny.





































































Reklama