Znów ta biurokracja, chciałoby się zakrzyczeć. I wtedy mnie olśniło. To wszystko w trosce o nas, obywateli i przedsiębiorców. Rząd, jak to rząd, wie, co czyni. Przecież te pięć milionów dokumentów ktoś będzie musiał wystawić. Kto? Ludzie. To oznacza, że firmy będą zatrudniać. A kto je będzie sprawdzał? Też ludzie. Administracja się powiększy i mniejsze kłopoty z pracą będą. Wiadomo, w dzisiejszych czasach praca najważniejsza. A papier? Firmy go muszą wyprodukować, więc i PKB wzrośnie. Tusz do pieczątek – także.
Jeden prosty ruch, a ile korzyści. Czemu rząd zatrzymał się w pół drogi? Gdy przedsiębiorca trzy lata temu aktualizował w urzędzie dane firmy, musiał wypełnić dwie kartki. Dziś – cztery. A dlaczego nie osiem, pytam? Producentom długopisów też wypadałoby dać zarobić. A i drukarni nie powinno się krzywdzić, producentów tonerów, drukarek, paliwa, które przedsiębiorca spala w wiecznej tułaczce między urzędami, w trosce o pomyślność naszą i waszą...
Tutaj moje olśnienie zgasło i w czarną dziurę się zmieniło, bo wyobraziłem sobie, jak decydenci nad tymi pomysłami w skupieniu się pochylają i już korzyści w Excelu liczą. Nie chciałbym przyłożyć do tego ręki. Bo niezbadana jest logika, którą się kierują.