Politycy czy komentatorzy szukający analogii między III Rzeszą a RFN do niedawna byli uznawani co najmniej za dziwaków. Ten typ poprawności politycznej przechodzi do lamusa. Po unijnym szczycie UE, na którym David Cameron odmówił przystąpienia do lansowanej przez Berlin unii fiskalnej, przez Wyspy przetoczyła się antyniemiecka burza.
O ile w Polsce liczenie strat związanych ze zniszczeniem przez Niemców Warszawy spotkało się z krytyką, o tyle w Wielkiej Brytanii czy Grecji takie inicjatywy nie wzruszają. Są wręcz letnie, bez siły rażenia. Miarą zmian jest postawa ultrapoprawnego politycznie amerykańskiego „Newsweeka”, który zaczął doszukiwać się w blond włosach doradców Angeli Merkel niebezpiecznych podtekstów.
Brytyjczycy dziś żyją zagrożeniem ze strony Luftwaffe. Otóż rząd Camerona już po szczycie UE postanowił sprzedać udziały w spółce National Air Traffic Services, która zarządza ruchem lotniczym nad Wielką Brytanią. Nabywcą są Niemcy – przedsiębiorstwo Deutsche Flugsicherung. „Daily Mail” odkrył, że niemieckie lotnictwo wojskowe będzie w stanie kontrolować niebo za kanałem brytyjskim. Tym samym zmarnowane zostaną wysiłki bohaterskich pilotów hurricane’ów, którzy bronili kraju przed messerschmittami z krzyżami na skrzydłach.
Równie dosłowna jest brytyjska bulwarówka „Sun”. Na pierwszej stronie w dniu szczytu UE zamieściła stylizowane zdjęcia Camerona. W jednej z ról występuje na nim jako Neville Chamberlain – symbol uległości wobec Adolfa Hitlera. W drugiej przyjmuje pozę Winstona Churchilla, który stawił czoła niemieckiej zarazie. Gazeta pyta: którą rolę wybierze?
Reklama
Z kolei zdaniem Petera Mullena, anglikańskiego kapelana londyńskiej giełdy, to, co dzieje się w Europie, jest budowaniem nowego imperium Rzeszy. Niemcom nie udało się zbrojnie zawładnąć Europą w 1870, 1914 i 1939 roku, teraz Angela Merkel próbuje broni finansowej – argumentuje Mullen. Podobnie popularny komentator Simon Heffer. W tekście „Witajcie w IV Rzeszy” pisze: „gdzie Hitler poległ militarnie, współczesne Niemcy odnoszą sukcesy poprzez handel i dyscyplinę finansową”. Berlinowi chodzi o ekonomiczną kolonizację Europy.
Reklama
Ostatnie tabu złamali jednak Grecy. Były wicepremier Theodoros Pangalos przekonywał, że kłopoty jego kraju to efekt grabieży, których dokonali naziści w czasie II wojny. Gdyby nie zrabowane złoto, Ateny nie musiałyby prosić dziś o pomoc. 28 października Grecy tradycyjnie obchodzili dzień Oxi (dzień „nie”) dla upamiętnienia oporu wobec III Rzeszy. W tym roku obchody nawiązywały do kryzysu, a święto było demonstracją przeciw utracie suwerenności na rzecz Niemiec.
Eurosceptyczna część Brytyjczyków i podejrzliwi Grecy tłumaczą, że wobec Niemiec należy zachować dystans. Powołują się tu na wypowiedź polityka rządzącej CDU Volkera Kaudera. Po szczycie UE, na którym Londyn odmówił udziału w zmianie traktatów, Kauder oświadczył, że teraz „Europa mówi po niemiecku”, a państwa kontynentu powinny naśladować Niemców. Zarówno w deklaracjach Kaudera, jak i w postawie Brytyjczyków i Greków jest masa populizmu i nieracjonalności. Pewne jest jednak, że w poprawnej politycznie Unii skończyła się epoka opowiadania kawałów o IV Rzeszy na ucho. Wszyscy mają coraz mniej oporów przed porównywaniem Niemiec i ich pomysłów zjednoczenia Europy pod przewodem Adolfa Hitlera.
W antyniemieckich resentymentach jest populizm, ale i zwykły strach