Przy okazji wypełniania PIT drogą elektroniczną, co poszło szybko i sprawnie, postanowiłem zaszaleć i przejść na elektroniczną drogę kontaktu z administracją. W końcu jako osoba mająca trochę obycia słyszałem o czymś, co się nazywa elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej (ePUAP). Tu można wszystko: wnioski, podania, co tylko dusza zapragnie, bez konieczności pobierania numerków.
Wprawdzie dzięki pracy koleżanek i kolegów z redakcji wiem, że platforma może nie jest zbyt popularna ani zaliczana do udanych, ale doszedłem do wniosku, że jeśli poradziłem sobie z UPO (urzędowe poświadczenie odbioru) przy PIT, to nie powinienem mieć kłopotów z zalogowaniem do kolejnego serwisu. Okazało się, że to równie proste jak wybudowanie autostrady na Euro.
Na początek przywitała mnie strona z napisem „już mamy 41 496 profili zaufanych” z miło uśmiechającymi się ludźmi, którzy wyglądali, jakby tylko czekali, bym do nich dołączył. „W porządku, za chwilę będę waszym 41 497. profilem” – pomyślałem i dziarsko zabrałem się do wypełniania formularza rejestracji. Jedno imię, drugie imię, nazwisko. Z rozpędu wpisałem numer PESEL, mimo że nie było takiego obowiązku. „Ale co tam, mam kochanej administracji żałować, i tak wiedzą, nie będę się krygował” – pomyślałem. Następna rubryka wyglądała niewinnie – adres e-mail. Wpisałem adres. Kolejna: powtórz adres e-mail. Powtórzyłem. No i się zaczęło. Wyskoczył czerwony krzyżyk z napisem „niepoprawny adres e-mail”. „OK. Jestem zmęczony, pewnie jakaś litrówka” – pomyślałem. Zacząłem uważnie studiować oba adresy. Choć nie byłem nigdy mistrzem w „znajdź 10 szczegółów, którymi różnią się te dwa obrazki”, to jednak potrafię porównać dwadzieścia parę znaków jeden po drugim. Różnic nie było, a krzyżyk nie zniknął. „Wpiszę jeszcze raz, w końcu jak nie wiesz, co zrobić z komputerem, to włącz i wyłącz”. Wpisałem. I co? Krzyżyk czekał na mnie radośnie, całe szczęście, że znaczek „x” nie ma ogona, bo pewnie by nim merdał. Postanowiłem jeszcze raz cierpliwie litera po literze sprawdzić, czy nie ma byka w adresie e-mailowym. Po kilku minutach łzawiły mi oczy, a „x” stał, jak stoi. „Co jest złego w nazwie »onet«” – myślałem, ale krzyżyk był i milczał.
OK. Jak nie kijem go, to pałką. Niżej była kolejna rubryka: login. „Może tu się uda” – pomyślałem. Nie powinno być źle, w końcu było precyzyjne wyjaśnienie. „Login – Twój unikalny identyfikator, którego będziesz używał podczas logowania się do portalu. Uwaga: Identyfikator nie może zawierać polskich znaków, spacji oraz znaków specjalnych (np. ‚!’, ‚@’, ‚$’, ‚/’, ‚%’, ‚&’, ‚’, etc. z wyjątkiem ‚ ’, ‚-’)”. Wpisałem „grzegorzo”. Było zajęte. Więc pomyślałem, że pójdę po całości – wpiszę imię i nazwisko, w końcu nie mają polskich znaków. Ale zrobię to ostrożnie, bez spacji czy innych niespodzianek. Ostrożność była zbyteczna, bo odpowiedź była szybka i niszcząca: „Ten login zawiera niedozwolone znaki”. Nie wiem, co może być niedozwolonego w alfabecie łacińskim. W końcu to fundament naszej cywilizacji. Wiem, że od stycznia nazwy nowych gatunków roślin i zwierząt nie muszą być już po łacinie, ale litery się nie zmieniły. Jednak krzyżyk teraz już w towarzystwie czerwonego napisu o niedozwolonych znakach nic sobie nie robili z mojej frustracji. „Nec Hercules contra plures” – pomyślałem w martwym języku i od razu przełożyłem to bardziej swojsko: „I Herkules d..., kiedy krzyżyków kupa”. Po czym smętnie dodałem: „Dlaczego nie jesteś telewizorem Rubin, huknąłbym cię w krzyżyk i on by zniknął”. A choć ePUAP nie jest telewizorem Rubin, to widocznie jest na kartki, a ja jeszcze nie dostałem przydziału. Dlatego jak będę miał jakąś sprawę do urzędu, stanę cierpliwie po numerek.
Reklama
Chciałem zarejestrować się jako elektroniczny petent. Spędziłem przed komputerem długie godziny pełne frustracji. I nic nie załatwiłem.
Reklama