Na pewno nie można mówić o przejęzyczeniu. Takie sformułowanie wzięło się ze schematu, w który Polska i Europa zostały wepchnięte. W tym schemacie wszyscy w Europie są współwinni Holokaustu i nie należy wyróżniać Niemców, czy III Rzeszy. Używanie określeń, które ten schemat tworzą, jest wręcz wybielaniem nazistów, ale nie przeszkadza to już dużej części opinii i społeczeństwa amerykańskiego.

Reklama

Za szczególnie niebezpieczne uważam to, że ten schemat został najwidoczniej uznany za nośny i skuteczny w kontekście wyborów przez sztabowców Obamy, bo przecież wszystko, co robi i mówi on w roku wyborów prezydenckich jest wymyślone przez jego strategów wyborczych. Oni uznali widocznie, że cała ta wypowiedź składała się z właściwych, czyli skutecznych określeń, odnoszących się do tego, co większość Amerykanów zna i rozumie. W ten sposób taki schemat sam się utrwala. Większości Amerykanów jest z nim wygodnie, używają go coraz częściej, coraz mniej nad tym myśląc.

Można przypuszczać, że ta sprawa zaistnieje w kampanii wyborczej. Pojawią się porównania do powiedzenia prezydenta Geralda Forda, który w czasie kampanii reelekcyjnej w 1976 r. stwierdził, że Polska nie należy do krajów zniewolonych. Tym mianem określano kraje podbite przez Związek Sowiecki i wcielone na siłę do bloku wschodniego. Ford powiedział tak w czasie jednej z debat wyborczych i był to jeden z powodów, dla których przegrał wybory. W ten sposób Jimmy Carter został prezydentem, a jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński.

Tamta wypowiedź Forda nie przeważyła sama szali wyborczej, ale przyczyniła się do tego w sposób zauważalny. Tak samo teraz będą na Obamę ataki - po pierwsze ze strony republikanów, po drugie Polonii. Już jest zapowiedź komunikatu potępiającego ze strony Kongresu Polonii Amerykańskiej. Ale komunikaty są nieskuteczne, potrzebna jest mobilizacja wyborcza, żeby wywrzeć wpływ i stworzyć wiarygodną groźbę, że Polonia będzie masowo odwracać się od demokratów, na których w większości głosuje.

Reklama

Jeżeli sztab wyborczy Obamy przestraszy się, że setki tysięcy polskich głosów Obama straci w tych stanach, od których zależą losy wyborów prezydenckich, to może nastąpić uroczyste i widoczne sprostowanie i przeprosiny.

Republikanie oczywiście będą wykorzystywać tę wypowiedź w czasie całej kampanii wyborczej. Pewnie znajdzie się ona w tej samej kolekcji błędów Obamy, co sławna rozmowa w Moskwie przy włączonym mikrofonie i kompromitująca wypowiedź do Miedwiediewa o tym, że Obamie potrzebna jest elastyczność, żeby poczynić ustępstwa wobec Rosji w wojskowych sprawach strategicznych. O ile Obama nie popełni następnych ciężkich błędów to ten tzw. gorący mikrofon prawdopodobnie będzie głównym punktem kampanii republikanów w sprawach zagranicznych i bezpieczeństwa. Ale wykazanie się niekompetencją i obrażenie istotnego sojusznika, jakim jest Polska, też będzie przez republikanów bezlitośnie wykorzystywane.

Jak powinna zareagować Polska? Pierwszy krok nie został zrobiony. Były minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld powinien był sprostować wypowiedź Obamy jeszcze podczas uroczystości w Białym Domu. Mógł zrobić to dyplomatycznie, bez naruszania dekorum, z zachowaniem ceremoniału. Mógł powiedzieć, że cieszy się z tego, iż przedstawiciel narodu polskiego Jan Karski został odznaczony za zakomunikowanie światu, w tym prezydentowi Rooseveltowi, prawdy o niemieckich nazistowskich obozach śmierci w Polsce.

Reklama

Gdyby Rotfeld tak powiedział, rozniosłoby to się po świecie. To było potrzebne, jedna sposobność została niestety stracona, ale liczmy na następne. Przyglądajmy się, co będzie dalej. Władze polskie mają wciąż obowiązek reakcji i to nie jednorazowej, ale całej akcji służącej uzyskaniu mocnego, donośnego i skutecznego sprostowania przez Obamę, a nie jego urzędników.

*Politolog z Uczelni Vistula, amerykanista Grzegorz Kostrzewa-Zorbas