Czy to, że instytucjom finansowym udaje się obejść zapisy rekomendacji T, to w ogóle problem? Przecież klienci mają niemal taki sam dostęp do zakupów na raty czy do pożyczek gotówkowych, jaki był w latach przedkryzysowego rozkwitu konsumpcji w Polsce. A jeśli firma pożyczkowa chce wziąć na siebie dodatkowe ryzyko, to tylko na własny koszt (parabanki grup międzynarodowych nie chciały podzielić się z nami informacjami na temat tego, skąd biorą pieniądze na pożyczki, ale najbardziej prawdopodobne jest, że bezpośrednio od zagranicznych właścicieli).
Niestety to jednak jest problem.
Żeby uświadomić sobie, na ile poważny, wystarczy sobie przypomnieć, jak skończył się poprzedni boom kredytowy. Ano tak, że co piąty (biorąc pod uwagę ich łączną wartość, a nie liczbę) kredyt konsumpcyjny był zakwalifikowany przez banki do kategorii „należności zagrożone”.
Wzięło się to m.in. stąd, że kredyt mógł dostać niemal każdy. Bankowcom wprawdzie wydawało się, że panują nad ryzykiem, ale gdy wyszło na jaw, że nie brakuje osób, które miały po dziesięć kredytów w różnych bankach (część szła na spłacanie poprzedniego zadłużenia), zrzedły im miny. A dowiadywali się po czasie, m.in. dlatego, że nie wszystkie banki przekazywały informacje o swoich klientach do ogólnobankowych baz danych.
Reklama
Teraz pod względem wymiany informacji jest podobnie. Podmioty niebędące bankami nie mogą – nawet gdyby chciały – przekazywać ani korzystać z danych o klientach znajdujących się w Biurze Informacji Kredytowej. Efekt? Instytucje finansowe – zarówno parabanki, jak i banki – nie mają pełnej wiedzy o tym, co się dzieje z ich klientami (obecnymi albo tymi, którzy chcieliby nimi zostać). Nie są więc w stanie odpowiednio ocenić – i wycenić – ryzyka.
Reklama
I to właśnie ten mechanizm powinien przekonać Komisję Nadzoru Finansowego do rozluźnienia krępującego banki gorsetu znanego jako rekomendacja T. Zamiast ograniczyć ryzyko w sektorze, rekomendacja po prostu skierowała je gdzie indziej. Zupełnie jakbyśmy zatkali jedną dziurę w rurze, żeby za chwilę się przekonać, iż woda cieknie w innym miejscu.