Stanisław Dąbrowski stwierdził w rozmowie z "Super Expressem", że politycy bronią swoich wpływów na sądownictwo jak niepodległości. Nie bardzo rozumiem dlaczego, skoro nieustannie wygłaszają deklaracje o poszanowaniu niezawisłości sędziów - mówił pierwszy prezes Sądu Najwyższego. I dodał, że chęć zachowania wpływu na sądy ostatnimi czasy się nasiliła.

Reklama

Chwilę potem jednak przyznał, że nie dziwi się, iż politycy chcą mieć prezesów sądów spolegliwych, z którymi nie będą mieli kłopotów, gdy czegoś będą chcieli. Nie mam na to dowodów, ale wyczuwam tutaj nawet pewną hipokryzję. Z jednej strony minister Gowin oburza się na prezesa Milewskiego. Z drugiej strony tydzień wcześniej żądał akt sprawy. Po co? - pytał Dąbrowski.

Wyliczył też kolejne zmiany prawa, które prowadziły do większej kontroli polityków nad sądami. Pierwszą przeprowadziło w 2001 roku SLD. Odwrócono wówczas zasadę powoływania prezesa sądu. Wcześniej wskazywał go minister sprawiedliwości spośród grona kandydatów wskazanych mu przez zgromadzenie ogólne sędziów. Nowe prawo tę zasadę odwróciło.

W 2007 roku rządy PiS z kolei osłabiły kompetencje organów kolegialnych sądów. Sędzia podkreślił, że swoje nowelizacje idące w tym kierunki wprowadza też PO.

Reklama

Mówiąc o niezależności sądów, Dąbrowski przyznał, że dotyczy ona z pewnością Sądu Najwyższego i sądów administracyjnych. W sądach powszechnych zaś, według niego - niezawisłość opiera się na postawie sędziów wymagającej dużej odwagi cywilnej. Ale sędziowie powinni ją mieć, na Boga! - grzmiał. I podkreślał, że zdecydowana większość sędziów taką odwagę ma.

Sam przyznał, że nie miał sygnałów o naciskach, które dotyczyłyby wydania konkretnego wyroku. Wyobrażam sobie jednak, że może dochodzić do sytuacji takich bardziej nieostrych, choćby przy wyznaczaniu składu sędziowskiego - mówił.

Odnosząc się do prowokacji przeprowadzonej przez Pawła Mitera, który, dzwoniąc do prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, podał się za urzędnika kancelarii premiera, zastrzegł, że nie podoba mu się ściganie "sprawcy". Nie ma co bronić prezesa Milewskiego! To zachowanie karygodne, szkodliwe dla wymiaru sprawiedliwości. Sędzia powinien być impregnowany na takie naciski z zewnątrz - mówił.